plastic surgeon plastic surgeon
3567
BLOG

„Kler” Smarzowskiego – czyli nihil novi

plastic surgeon plastic surgeon Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 233

           Byłem przekonany, że na „Kler” pójdę za dwa tygodnie, kiedy pierwsza fala kinomaniaków, miłośników filmów Smarzowskiego i wszystkich pochwyconych w marketingową pułapkę spokojnie przepłynie przez kina.

Nie wytrzymałem, do kina poszedłem dzień po premierze. Będąc już „po” filmie, nie mogę oprzeć się pokusie i muszę swoje przysłowiowe trzy grosze wtrącić.

        Od czego zacząć? Może od początku. A co tu jest początkiem? Odpowiedź jest prosta: film. Potraktujmy ten film jako film, i nic więcej. O tym, czym jest, a czym nie jest będzie za chwilę.

image

Wojtek Smarzowski, to nie jest „jakieś” nazwisko w polskim filmowym światku. Nie będę gombrowiczowskim profesorem Bladaczką i nie krzyknę: „Smarzowski wielkim filmowcem jest!” Jakim jest filmowcem każdy, kto jego filmy oglądał, wie. Dla mnie jest przede wszystkim filmowcem charakterystycznym. „Pod mocnym aniołem”, Dom zły”, Drogówka, Ksiądz (nie zapomniałem o pozostałych – nie wymieniam ich z wrodzonego lenistwa) to kino zazwyczaj mocne, mające klimat z pewnym mrocznym pierwiastkiem. Jest w tych filmach coś złowrogiego . Jest to nieuchwytne, ale odczuwalne i to dla mnie charakteryzuje Smarzowskiego jako twórcę. W mojej ocenie filmy Smarzowsiego są bardziej wyraziste i o wiele bardziej zapadają w umysł niż filmy Vegi.

„Kler” pod tym względem niczym nie odstaje od pozostałej twórczości. Można poczuć ten specyficzny mrok, charakterystyczny klimat. Jest fabuła, są relacje międzyludzkie, władza, pieniądze, prestiż, układy. W tle zbrodnia i szukanie winnego. To jest naprawdę dobre. W tym momencie ukłon w stronę obsady. Jakubik, Więckiewicz, Braciak. Ci trzej dobrzy aktorzy mają swój sposób grania i to dzięki temu, jak sądzę, filmy Smarzowskiego mają to „coś”. Pojawienie się Janusza Gajosa sprawiło, że film wskoczył na nowy poziom. No, nie da się nie zauważyć, że mamy do czynienia z mistrzem, któremu świetnie dobrano rolę.

Jeden zarzut i UWAGA będzie spoiler. Po obejrzeniu zwiastuna spodziewałem się czegoś gatunkowo lżejszego – bo nie oszukujmy się, zwiastun składa się z zabawnych scenek. Już na filmie okazało się, że te wszystkie zabawne momenty to pierwsze piętnaście minut filmu, później jest o wiele bardziej drastyczny. Jeśli taki był zamiar twórców, to czuję się nieco oszukany. Zwiastun oglądam po to, żeby wiedzieć jaki będzie film. W końcu płacę za bilet i mam prawo wiedzieć, czy idę się pośmiać, czy czeka mnie jakaś refleksja. I o filmie to by było wszystko. Podsumowując – lubicie filmy tego reżysera idźcie, nie lubicie – nie idźcie.

Nihil novi

        A co z całą otoczką filmu? Nic. To tylko film, nic więcej. Powiedzmy sobie szczerze, nie ma w tym filmie przerwania zmowy milczenia, przekroczenia tabu, rozdarcia jakieś kurtyny.

Wojciech Smarzowski nie pokazał czegoś, o czym by ogół nie wiedział. Dużo osób pieje z zachwytu jakie to dzieło odważne, ukazujące okowy w jakich jesteśmy. To już było. Jeśli ktoś nie wie, to w 1994 roku ukazał się film „Ksiądz” , film który opisuje homoseksualizm i pedofilie właśnie w środowisku kościelnym. Jeśli ktoś poszuka w Internecie, to znajdzie jeszcze wiele takich filmów. Z pewnością wiele skandali obyczajowych, czy wręcz przestępczych na tle seksualnym zostało skrzętnie ukrytych, ale że kiedy Papież Franciszek co drugi dzień przeprasza za akty zła, zwłaszcza na tej płaszczyźnie, nie można powiedzieć, że panuje zmowa milczenia i dopiero „Kler” wyrzygał knebel.

Jeśli obraz duchownych bratających się z możnymi w morzu wina i przy suto zastawionym stole kogoś dziwi i dopiero „Kler” otworzył oczy, to odsyłam do „Monachomachii” Krasickiego albo „Krótkiej rozprawy..” Reja. Te teksty pochodzą z XVIII i XVI w, czyli pewne zjawiska są naprawdę znane już długo.

Rozumiem, że twórcom filmu zależy na medialnym szumie. W końcu jednym z magicznych trików marketingowych jest skandal. Dlatego zrobienie z filmu (niebędącego skandalem) skandal, z pewnością wygeneruje kolejne tłumy ludzi w kinach, co się po prostu opłaca.

Nie rozumiem natomiast drugiej strony – przeciwników filmu. Jak zauważyłem na twiterze, są dziennikarze, którzy wręcz krzyczą: „tylko świnie siedzą w kinie” w odniesieniu do „Kleru” i publiczności go oglądającej. Inni zabraniają puszczania filmu w swoich miastach. Moi drodzy strażnicy: wiary, Kościoła, wartości, a przede wszystkim moralności. Weźcie pod rozwagę dwa fakty. Po pierwsze, skoro redaktor naczelny pewnego tygodnika przywołał okupacyjne „tylko świnie…”, to z pewnością czytał „Kamienie na szaniec”. Przypominam, że akcje z kinami, Mały Sabotaż musiał uznać za porażkę, bo część ludzi chodziła do kin i nic na to nie można było poradzić.

Kolejna rzecz. Kilka lat temu na scenie jednego z wrocławskich teatrów wystawiano przedstawienie, w którym pojawiały się „cycki” (upraszczam znacząco). Oczywiście młodzi, chrześcijańscy patrioci zrobili żywy mur pod teatrem i nie wpuszczali ludzi na spektakl. Pojawiała się policja, wybuchła afera na cztery fajery. Sztuka zyskała miano skandalicznej i frekwencja okazała się być kilkukrotnie większa niż na wszystkich przyzwoitych patriotyczno-chrześcijańskich przedstawieniach. Co się okazało po całym zamieszaniu? Cała akcja była zaplanowana i pożyteczni idioci, z ust których wybrzmiewały piękne frazy spełnili swoją rolę.

Podobnie będzie teraz. Po jednej i po drugiej stronie znajdą się jednostki ogarnięte bezrozumnym szałem, które zwykły film przepoczwarzą w społeczny i kulturowy konflikt. Już słyszę nawiedzonych piewców wolności, którzy film podnieśli do roli symbolu, walki z watykańską okupacją. Po drugiej stronie barykady już, pod kątem przyszłych listów protestacyjnych, ostrzą pióra zastępy obrońców opluwanego Kościoła.

A prawda, jak to zwykle bywa, egzystuje niezauważona gdzieś po środku. Ale to akurat jednych i drugich niewiele interesuje.


SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura