Widząc burmistrza pleban schylił czoło
- Jaśnie włodarzu, co dziś na wesoło?
Burmistrz łapiska włożył do kieszeni
- Dopóki ja jestem, nic się tu nie zmieni.
I tak udali się wespół na parafię.
Niestety w myślach czytać nie potrafię.
Bym opowiedział, co obaj uknuli
Łatwiej Kochanowskiemu pisać o Orszuli
Lecz prawda zawsze na wierzch wypływa
Bo tłusta jest, jak niekoniecznie święcona oliwa.
Tejże niedzieli znowu pokłon burmistrzowi bili
Bo nie dał nawet jednej złotówki, a go pozdrowili.
Podziękowania, własny fotel na ołtarzu
Kto jest tu kapłanem, czy aby ty szafarzu?
A może świecki wejdzie za konfesjonału kraty
Plebanie jesteś księdzem, lecz tylko za raty?
- Witam mego pana dobrodzieja
- Czy jest na ofiarę kolejna nadzieja?
Burmistrz czoło swe mroczne zachmurzon zachmudzył
- Drogi księżulku dziś kolejnej nocy, żem oka nie zmrużył.
Włodarz kalkuluje, jak tu zbierać datki
Chociaż nie da pączka na żadne Ostatki
Nie po to on rządzi, by swe komu dawał
Staje do wyborów oraz będzie stawał
Zadbał, aby w parafialnej radzie jego ludzie byli
Mają służyć radą, lecz plebana dokładnie zmylili
Salon plebaniowy wymaga dywanowego złocenia
Nie prawdy, a burmistrzowego w myśleniu myślenia
Pleban składa dary tym, co nic nie robią
Tylko forują swe osoby, lecz nie będąc sobą
Pleban z burmistrzem całkiem dobrze się ujmują
Nie czując swądu, wiernych wielce torturują
Przyszedł czas na morał o owym plebanie
Za oszustwo wiernych, co się ostatecznie stanie?
Kto na sądzie za plebanem przemówi w obronie?
Nikt? Wtedy Jezus podrapie się w Swe święte skronie?
Inne tematy w dziale Rozmaitości