Raczej wszyscy pamiętamy obrazki z 11 listopada tego roku, kiedy na Placu Zbawiciela w Warszawie płonęła tęcza. Na kilka dni przed świętem narodowym ją ponownie zainstalowano i miała być ponoć niepalna. Okazało się, że jarała się, jak ta lala.
Tęcza jest symbolem środowisk homoseksualnych, skrajnego lewactwa. Z tej racji ustawienie tego cudaka naprzeciwko kościoła, Zbawiciela to jawna prowokacja i potwarz.
Nasz dzielny Episkopat Polski zabrał głos w tej sprawie- nabrał wody w usta i chyba zaczął oglądać film „Milczenie owiec”. Sam kardynał Nycz „wprowadził” nowum w „liturgii” na Muranowie w kościele św. Augustyna- pokaz mody w wykonaniu skąpo ubranych modelek. Można? Można! Czyżby ta tęcza na Placu Zbawiciela spłonęła ze wstydu za wspomnianą imprę.
W Polskim kościele, wśród hierarchów nie ma żadnej wyrazistej postaci. Mógł nią zastać arcybiskup Wielgus. Ale bracia tak go „ola boga” bronili, że poszedł w siną dal, czyli w odstawkę.
Szybkość reakcji Episkopatu Polski na różne zagrożenia przypomina wyścig żółwia z gepardem. Wygrywa oczywiście ten pierwszy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości