„Po zlikwidowaniu wrogich profili wyrzucimy prochy pary prezydenckiej z Wawelu”
Z Jarosławem Kozakiem rozmawia Anna Nadolny, rozmowa druga.
Informację o likwidacji twojego profilu podano na stronie Henryki Krzywonos. Gratuluję.
Tak. Dowiedziałem się o tym. Aż byłem tego ciekaw i sam chciałem zobaczyć.
Wszedłeś na portal?
Tak. Byłem tego ciekaw.
Likwidacja twojego profilu była ważnym wydarzeniem dla polszewików. Ta strona Krzywonos ma prawie 60 tysięcy fanów.
Rzeczywiście sporo. Jest to chyba najliczniejsza strona o tematyce politycznej na portalu. Na prawicy powątpiewano, że to autentyczni fani.
Jak to?
Jedna ze znajomych wprost mi powiedziała, że PO musiało tych fanów „kupić”, bo to nieprawdopodobne by tyle ludzi mieć w grupie.
To możliwe, że kupili?
A gdzie tam! To już teorie spiskowe zupełnie absurdalne. Moja najliczniejsza strona miała 40 tysięcy fanów.
Która to strona?
Nie mogę teraz powiedzieć. To nie jest polska strona i nie chcę, by przypuścili na nią atak tak jak to zrobili z moimi polskimi grupami. Na polskim Facebooku naprawdę jest masa głupców, którzy niszczą wszystko co popadnie dla samego zniszczenia. Oni zaczęli nawet atakować „Komitet Honorowy Kaczyńskiego”. Mnie już na portalu nie ma a oni nadal go niszczą. Tyle, że już sami siebie.
Kto niszczy?
I polszewicy, i folklor postendecki.
Ta najliczniejsza strona nie zniknęła?
Nie. Są inni administratorzy jej.
To była jedyna twoja strona obcojęzyczna?
Fejsbuk jest bardzo mały. Dla mnie za ciasny. To przeważnie kotłowanina ludzi bez szczególnych zainteresowań a ich hobby to własne ADHD. Jak cisza i spokój na portalu to sami wymyślą aferę, by się móc nakręcać. Strony tematyczne robione z głową są tu rzadkością. Rekordowe ilości fanów mają strony promujące przekleństwa i wulgaryzmy. Założyłem też inne strony obcojęzyczne i te nadal istnieją. Mają swoich administratorów zagranicą. Niestety zniknęła moja strona „Optical illusions and visual phenomena” choć zyskała wielu fanów w różnych krajach. Podobała mi się.
Na stronie Krzywonos napisali, że likwidacja twojego profilu to był największy cios w prawicę na portalu od czasu wyborów.
Być może tak jest. Zlikwidowano pewną tematykę dość logicznie uporządkowaną wzajemnymi relacjami. Podanie tej informacji dla tylu tysięcy ludzi było dla mnie najlepszym komplementem i najlepszą oceną tego co zrobiłem. Byłem zatem wyjątkowo niebezpieczny dla polszewików. Skoro poinformowali aż tyle tysięcy ludzi to moja praca musiała im poważnie szkodzić.
Ktoś skomentował ten wpis „Nareszcie”...
Odczuli ulgę. Lepiej jest dla nich by mnie nie było.
Podczas dyskusji o likwidacji Ciebie padły dość ostre słowa „Po zlikwidowaniu wrogich profili wyrzucimy prochy pary prezydenckiej z Wawelu”.
Cóż mogę powiedzieć. Nie wiem jak to skomentować. To było przy okazji likwidacji mojego profilu?
Tak w dyskusji o tym.
Przykro mi. Tylko tyle mogę powiedzieć.
Przejrzałam wiele stron na portalu. Polszewicy nie podawali wiadomości o likwidacji profilu jakiejś osoby tak jak w twoim wypadku. Nie podawali w ogóle takich informacji. Ty jesteś jedyną osobą tam, nad którą zwycięstwo ogłoszono entuzjastycznie wszem i wobec.
Widocznie moja aktywność na fejsie była dla nich niebezpieczna w sposób zasadniczy. Bez wyzwisk, bez przekleństw z mojej strony. Po prostu merytoryczna rozwałka. Mam tu jednak różne myśli czyje to zwycięstwo.

Ilość zagadnień jakie poruszałeś w swoich grupach i stronach składały się na spójny obraz spraw Polski i dobry schemat programu wyborczego. Ale jak ty to widzisz?
Grupy były różne. Można je sklasyfikować następująco: po pierwsze propagandówki – klasyczne strony i grupy ideologiczne mówiące jasno, że jeden kandydat jest dobry a drugi zły. Te były nastawione na dyskredytację przeciwnika. W trakcie kampanii oraz po niej utworzyłem kilka takich grup. Żeby dać parę przykładów: „Zgoda buduje! Hmm... Ale co? Ja tam jestem za Polska!”, „Komorowski musi odejść”, „Bojkot! Nie oglądam filmów Andrzeja Wajdy”, „Apel o przekazanie 200 tys. dolarów nagrody od Rosji dla powodzian”, „Marta Kaczyńska naszą posłanką w Sejmie”, „Ataki na Martę Kaczyńską to skrajna podłość i tyle mogę powiedzieć”. Po wyborach przyszły inne grupy ideologiczne. „Tramwajarka na prezydenta” była taką grupą satyryczno-polityczną. Skoro strona fanów Henryki Krzywonos przebiła wszystkich zwolenników Komorowskiego razem wziętych to cóż robić? Dajmy ją na prezydenta. Oczywiście pobiła Kaczyńskiego ale także Komorowskiego. Zatem niech Komorowskiego zastąpi. Media w tym „Gazeta Wyborcza” promując Krzywonos podkopały Komorowskiego.
A druga strona „kłamstwo tramwajarskie”?
„Henryka Krzywonos i "kłamstwo tramwajarskie” tak się nazywała ta strona. Wynalazłem termin „kłamstwo tramwajarskie” i ogłosiłem to światu. Mam nadzieję, że wejdzie do kanonu historycznego. Ale to była strona propagandowa. Polszewicy wili się i troili na to „kłamstwo tramwajarskie”. W tytule strony zawsze w sytuacji, gdy zachodziła możliwość kolizji prawnej używałem cudzysłowu. „Kłamstwo tramwajarskie” było analogią do „kłamstwa lustracyjnego” oczywiście. Strona ta była prezentem dla jednej z friendek, która miała „alergię na tę babę”. Tak mi pisała, że ma alergię.
A odnośnie samego Komorowskiego jakie były strony?
Strona „Komorowski musi odejść” była próbą promocji hasła. Ja szukałem dobrego hasła na sprzeciw wobec prezydentury Komorowskiego. Nie znalazłem takiego. To jest trudno wymyślać coś, co ludzie chwycą i będą latami powtarzać Komorowskiemu jak mantrę. Nie było to udane hasło i nie znalazło wielu fanów. To wszystko jest w granicach kilkuset osób. Ale założyłem kilka grup propagandówek „Moim prezydentem Komorowski nigdy nie będzie. I tyle mogę powiedzieć”. Tę grupę podpisałem nazwiskiem. Ktoś później ukradł tytuł i zrobił konkurencyjną akcję. „Nie dam się zastrzelić i wypatroszyć Prezydentowi POlszy!” też była zwykłą propagandą nastawioną na dyskredytację przeciwnika i mobilizację ludzi.
Ktoś przejął twój pomysł i zrobił klona twojej grupy?
Tak. Na portalu nikt się nie liczy z autorami pomysłów. Szabrują co popadnie. Dwa razy się to zdarzyło. Raz w przypadku grupy „Moim prezydentem Komorowski nigdy nie będzie. I tyle mogę powiedzieć” i wcześniej ktoś wykorzystał nazwę wydarzenia „4. lipca zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego” i założył grupę o tej samej nazwie. Skopiował. Nawet błędną kropkę powtórzył.
Jaka kropkę?
Po 4 w „4. lipca”. W języku polskim nie stawia się w dacie kropki tu. W czasie kampanii ktoś mi zwrócił na to uwagę. Napisał mi cały elaborat, jakbym miał czas to czytać. Tu szaleństwo z atakami polszewików a ten mi o kropce debatuje. Tak mnie zezłościł, że postanowiłem tę kropkę mu zostawić. Ja walczyłem z polszewikami a on z moimi kropkami.
Złośliwiec jesteś...
A bo i niesłusznie? Polszewicy obsiedli mnie dookoła. Każdemu trzeba utrzeć nosa. Czasu na nic nie ma. Nawałnica wszystkiego. A ten o kropce...

Ale ogłosiłeś też bojkot prezydentury Komorowskiego.
A tak. To już był szczyt mojej socjotechniki na prawicy. Autorytatywnie ogłosiłem ów bojkot tworząc najdłuższe wydarzenie na fejsie trwające 5 lat. „Bojkot” stał się przedmiotem wyjątkowego ataku polszewickiego. Ledwo co zaczęliśmy a następnego dnia polszewicy przystąpili do boju. Weszło ich kilkunastu rozbijackich indywiduów. Jedna z ich propagandzistek oficjalnie na swoim profilu organizowała nagonkę na to wydarzenie i nawoływała do ataku. Ja się z nimi trochę pobawiłem i po kolei wszystkich wyrzuciłem za burtę.
Czy wiele osób poparło bojkot?
Ogromna ilość. To wydarzenie było torpedowane z dwóch stron. Z jednej polszewicy i z drugiej folklor prawicowy, który już w tym czasie gotował się w nagonkach na mnie. Kipiał wściekłością. To niczemu nie zaszkodziło. Do bojkotu przystąpiła ogromna ilość fejsbukowiczów. Wprost ogromna.
Mówisz pełen ironii jak nigdy.
Czasami jest potrzebna. Czasami właściwa. To przykładowe grupy i strony polityczno-propagandowe. Ale najważniejsze fora do dyskusji były inne, przede wszystkim konkretne problemy Kraju i zagadnienia na przyszłość. Podam przykład różnicy podejścia w tworzeniu programu wyborczego i agitacji na rzecz Kaczyńskiego. Założyłem grupę „Niech rząd przeznaczy 114 miliardów zł dla powodzian a nie dla Grecji”. To jest konkretne hasło pomocy tym ludziom i sprzeciw dla gwarancji naszego rządu dla obcego państwa. Wyobraźmy sobie, że takie gwarancje otrzymują banki krajowe na udzielanie kredytów powodzianom, dzięki którym mogą odbudować swoje domy, gospodarstwa i firmy. Gdyby tak się stało skutki powodzi znikają natychmiast. Moja grupa była polityczna ale miała na celu dobro ludzi. Zaraz po pierwszej turze jakaś grupa mało rozgarniętych studentów dokonała obrzydliwej manipulacji krzywdą jaka spotkała ludzi w powodzi. To była grupa „Pomóżmy powodzianom zagłosować w drugiej turze”. Coś takiego zrobili jacyś studenci. Napisałem do nich list, by nie manipulowali krzywdą ludzi. Nie odniosło to skutku. Tak jak można było przewidzieć członkowie tego „stowarzyszenia” pseudo dobroczyńców żadnym powodzianom nie pomogli. Nikt nikomu nie pomógł. Tak to jest jak się smarkacze do polityki zabierają. Ja byłem ostatni we wszystkich grupach na rzecz powodzian. Nawet przed II turą nikt do nich nie zaglądał. Założone zostały a później porzucone. Czy tak robią odpowiedzialni ludzie czy banda manipulatorów? Moje wpisy były w tych grupach ostatnie nawet takie emocjonalne w tych pustych internetowych „kątach” „Wszyscy już o was zapomnieli nieszczęśni powodzianie. Ale ja o was pamiętam”. A kryterium fałszu tych szczeniackich manipulacji jest dzień dzisiejszy. Kto w ogóle dyskutuje o powodzianach? Nikt. Tym ludziom pro PiS oczywiście byłem solą w oku. U mnie manipulacja krzywdą ludzi była niedopuszczalna. Czy to była grupa na rzecz powodzian? Oczywiście nie. To była grupa na rzecz Kaczyńskiego kosztem powodzian! Wobec takich manipulacji ja zawsze zgłaszałem weto.
I naraziłeś się!
Naturalnie. Stado istot bezrozumnych bez względu na to czy z PO czy z „pro PiS-u” to nie moje towarzystwo. Tych kolizji było kilka. Niektóre bardzo poważne. Dla mnie zasadnicze. Weźmy choćby to hasło Ziemkiewicza „Nie znasz się nie głosuj”. Ów Ziemkiewicz wymyślił takiego knota, że ja tego przemilczeć nie mogłem. Napisałem o tym na mojej stronie obszerną notę, że Ziemkiewicz albo nie rozumie albo jeśli rozumie to działa na szkodę demokracji. Ja zwykłem mawiać, że demokracja ma to do siebie, ze daje wszystkim wolność, także wolność do manifestowania własnej głupoty. Wielu ludzi pro PiS wyśmienicie korzysta z tej wolności do manifestacji własnej głupoty. To hasło Ziemkiewicza zakładało, że jakaś grupa „wiedzących” „znających się” ma prawo decydować za pozostałych i o pozostałych. A tak nie jest! Demokracja daje wszystkim równe prawa. Głosowanie jest tajne. Ludzie mogą dokonywać wyborów na podstawie swoich prywatnych, całkowicie osobistych kryteriów, choćby, że ktoś ma piękne oczy. Nawoływanie do rezygnacji z demokratycznych praw w imię fałszywego założenia, że jedna grupa społeczna wie lepiej co jest dobre dla pozostałych jest całkowicie błędne i stoi w sprzeczności z istotą demokracji. Tu pojawiła się dyskusja wokół problemu, że ludzie głosują bezmyślnie nawet ze względu na wygląd. Tak jest. Demokracja na to pozwala. Poza tym czy piękny wygląd jest problemem wyborców czy kandydatów? Kandydatów oczywiście. To należy rozumieć symboliczne. Niewiedza ludzi o kandydatach nie jest problemem ludzi. To jest problem kandydatów. W okresie kampanii wyborczych partie się uaktywniają , przypominają sobie o wyborcach i zaczynają im prac mózgi. Brak stałej edukacji, informacji, uświadomienia pokazuje swoje skutki. Brak systematycznej pracy informacyjnej powoduje, że w Polsce żadna partia nie jest na sto procent pewna swojego elektoratu. Te elektoraty są zupełnie niestabilne. Parę lat temu rządząca lewica stała się partią efemeryczną. Ona teraz wróci silna do Sejmu. Wygra na konflikcie PO-PiS. Ja wielokrotnie podkreślałem na portalu konieczność systematycznej edukacji politycznej. Bez niej nie ma stabilnego elektoratu. Kaczyński idzie zupełnie w odwrotnym kierunku niż ja nawoływałem.
To znaczy co masz na myśli?
To są skomplikowane procesy. Kaczyński mógł wygrać wybory, gdyby nie ta ekstrema postendecka, jak ja to nazywam. Ci ludzi w ścisłym sensie „moherowi” są winni jego przegranej. Nie modlący się wierzący ale bojówki wykorzystujące tych gorliwych katolików. Te bojówki to są właśnie „mohery” . Kaczyński nie zdołał zdobyć elektoratu niezdecydowanego. Dlaczego? Ludzie wolą święty spokój. Nie głosowali na niego bojąc się dostać krzyżem po grzbiecie od moherowych bojówkarzy. Kościół w Polsce traci wiernych. Argumenty religijne są puste i obce. Są w polityce nieskuteczne. Poza tym to nie są sprawy istotne społecznie. W Polsce jest pełna wolność religijna. Nie ma żadnej wojny z krzyżami. Z tym krzyżem pod pałacem też nie. Nie rozumiem skąd ta stylistyka wojny. Ja nawoływałem i nawołuję nadal by Kaczyński odsunął ekstremę chadecką, bo inaczej PiS zniknie z mapy politycznej w Polsce. To już następuje. Spodziewam się raczej klęski PiS-u w wyborach do Sejmu.
Czy jest aż tak źle?
To jest moje subiektywne odczucie. Zresztą tu nie ma reguł. Wszystkie teorie socjologiczne to wróżenie z fusów. Nikt niczego nie jest pewien dopóki nie zostaną ogłoszone wyniki wyborów. W Polsce zaistniała paradoksalna sytuacja. PO i PiS są partiami o rodowodzie solidarnościowym. PO to nie jest lewica. To nie są komuniści. A jednak ani jedna ani druga partia nie stanowi oferty na polskiej mapie politycznej dla wielu ludzi. Dla takich mianowicie, którzy są antykomunistami i mają poglądy antylwicowe a poza tym nie są poddańczo związani z Kościołem. Platforma Obywatelska zbyt pobłażliwie patrzy na komunistyczny pomiot i UB-ckich bękartów w kraju a PiS za bardzo wymachuje krzyżem płaszcząc się przed każdym księdzem plebanem. Nie ma partii dla faktycznie wierzących ludzi, którzy w praktyce nie są swoja codziennością związani z Kościołem. A są zagorzałymi komunistami. Ja jestem tego przykładem. Takich ludzi jak ja ze statystycznym a więc niezbyt chwalebnym udziałem w życiu Kościoła i całkowitą alergią na komuchów są miliony. Głosowałem na Kaczyńskiego, bo nie miałem innego wyboru. Komorowski, który chełpił się poparciem Jaruzela nie wchodził w grę. Ja byłem dość brutalny w pewnym momencie w czasie kampanii i krzyczałem na portalu „Zróbmy wszystko by żaden z kolesiów bliższych lub dalszych zabójców ks. Popiełuszki nie wemknął się do Pałacu Prezydenckiego”. To była przenośnia. I co mieliśmy? Jaruzelski, twórca stanu wojennego paraduje po Zamku Królewskim w Warszawie wśród honorowych gości prezydenta Komorowskiego. Rechot historii. Brutalny rechot. Skandal.
Kiedy to było?
Już jakiś czas temu. Komorowski odbierał insygnia Orderu Orła Białego. Zaprosił Jaruzelskiego a ten przybył na królewskie komnaty. Sytuacja na mapie politycznej Kraju jest niewesoła. Polsce potrzebna jest „Platforma Prawicy” i to pilnie.

Mamy zatem dwa typy grup. Z jednej strony grupy propagandowe a z drugiej zagadnienia otwarte.
Tak dokładnie.
Stworzyłeś jednak grupę Krąpca czy Bocheńskiego. Do których one należą?
Do żadnej z nich. To są grupy edukacyjne. Trzeci typ grup to grupy popularno-naukowe. Krąpiec, Bocheński czy grupa poświęcona Wojtkowi Klakli. Grupa fanów twórczości Wojtka Klakli była dla mnie odskocznią do sztuk plastycznych. Będąc wśród tych ludzi na portalu nie mogłem do nich mówić moim językiem. Oni maja inne wykształcenie, inną wiedzę. Są też ludzi prości. Stwierdziłem, że brak im popularnej wiedzy humanistycznej, która mogłaby stanowić zaplecze ich światopoglądów. Dlatego założyłem te grupy. Ja byłem studentem ojca Krąpca i mam wiele wspomnień o nim. Krąpiec jest autorem mojego „lubelskiego” przydomka „bezczelny księgarz”.
Krąpiec?
Tak. Na KUL-u byłem członkiem zarządu Koła Filozofów. Zajmowałem się książkami. Dostarczałem książki z drugiego obiegu studentom. Kiedyś podczas jednych z Tygodni Filozoficznych sprzedawałem dość ostentacyjnie te książki u nas na wydziale. Po prostu tak na korytarzu. Nie kryłem się z tym. Nagle słyszę tubalny głos Krąpca za mną i taki tekst „Jesteśmy na terenie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tu nie prowadzi się żadnych akcji przeciwko władzy ludowej i rządom komunistów” czy coś takiego. Do tego parę słów, że element wywrotowy ruguje się z uczelni. Ja niewiele myśląc spojrzałem mu w oczy i odparłem „Ojcze Rektorze, jesteśmy na terenie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tu nie ma komunizmu”. Krąpiec coś fuknął pod nosem poszedł do katedry i trzaskając drzwiami puścił między zębami „bezczelny księgarz”.
No pięknie.
Pięknie to to tak nie było. Jak dotarło do mnie co on powiedział – owe „rugują z uczelni” – pobiegłem do Koła i przestraszony dygotałem ze strachu, że mnie zaraz wywalą z uczelni. Po kwadransie gdzieś tak przyszedł Jaroszyński i mnie uspakajał, że Krąpiec musiał tak powiedzieć, bo podczas Tygodni masa SB-ków kręciła się po Uniwersytecie. Więcej niż zwykle.
Prof. Piotr Jaroszyński?
Tak, tak. On wtedy był doktorem. Był opiekunem Koła Filozofów. Równy facet. Wówczas bardziej student niż wykładowca. Równiacha po prostu. Kiedyś po Tygodniu Filozoficznym piliśmy wino w Kole nielegalnie oczywiście i przy zamkniętych drzwiach i zaciemnionym oknie, by nas nikt nie przyuważył. Pełna konspiracja. Zarząd świętował udany „Tydzień Filozoficzny”. Piliśmy po „katolicku”, jeden kieliszek na godzinę ale przeżycie było ogromne. Bardzo miło wspominam ten okres. Byłem w kontakcie ze środowiskiem ks. Tischnera. Moim kontaktem na książki z drugiego obiegu był ks. prof. Tadeusz Gadacz, ówczesny asystent Tischnera. Jego prawa ręka.
Piękne masz wspomnienia.
Te tak. Ale są tez bardzo przykre. Kiedyś miałem plecak książek. Kapusie mnie przyuważyły. Musiałem uciekać. Jeden tajniak złapał mnie za rękę. Wyrwałem się ale zdążył mi kciuk wykręcić. Bałem się pójść na pogotowie i do dnia dzisiejszego mnie boli. Źle się coś zrosło. Ale mam jeszcze jedno wspomnienie z tamtych czasów. Na jeden z „Tygodni Filozoficznych” zdobyłem podziemne wydanie Karla Poppera „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”. Dosłownie kilkanaście egzemplarzy. Rozkolportowałem kilka. Wieść poszła i zrobił się problem nad popytu. Tego dnia uciekałem przed wszystkimi. I przed tajniakami i przed studentami chętnymi do Poppera. Siedzę na jednym z wykładów w auli za ks. prof. Iwo Zielińskim i widzę jak wyciąga zdobycznego Poppera pokazując go komuś. Słyszę pytanie „Gdzie kupiłeś?” i szeptaną odpowiedź „U Kozaka”. To jest chwila, której jeszcze długo nie zapomnę. Tak… „Bezczelny Księgarz”.
A grupa ojca Bocheńskiego?
Z ojcem Bocheńskim współpracowałem długo i jest to mój zawodowy „konik”. Po prostu „wiem o nim wszystko” jak ktoś powiedział. A nawet to czego nie powinienem wiedzieć jak ja mówię żartobliwie. Bocheński, Krąpiec to dobre zaplecze myślowe dla tych ludzi. Ale zrobiłem też stronę dla „Szkoły Lwowsko-Warszawskiej”, najważniejszej grupy filozoficznej w Polsce. Mnie nie interesują puste wojenki tylko twórcza praca nawet w tej popularnej „fejsbukowej” postaci. Ja miałem przeważnie edukacyjny cel.

Twój profil nie był jedyny, który zastał zablokowany. Czy znasz inne i co to był „Główny Urząd Kontroli Internetu”?
Tak. Zablokowano wiele osób. Mogę wymienic Midama Achnika, Pluszaka, blogerkę Katarynę. Wiele grup zlikwidowano, wiele stron.
Czy blogerka Kataryna była wśród twoich znajomych?
Do czasu likwidacji, a właściwie przywrócenia jej profilu nie miałem pojęcia, że ktoś taki istnieje. Ale była fanką wielu moich grup. Po przywróceniu jej konta podobnie jak wiele osób zaprosiłem ją do przyjaciół. Raz chyba napisałem do niej w sprawie ojca M. Zięby, ale nie odpowiedziała.
O czym do niej pisałeś?
O paszkwilach jakie ojciec Zięba pisał o ojcu Bocheńskim po jego śmierci. Stanisław Lem napisał mi list z wymownymi słowami „Prowincjał polskich dominikanów bardzo po katolicku opluł pamięć zmarłego”. To była recenzja Lema owych artykułów ojca Zięby.
Czyli jest autorytetem...
Autorytetem nie, ani deontycznym ani epistemicznym, ale jest swoistym „guru” dla PiS-owskiego Facebooka. To ciekawe socjologicznie zagadnienie, że ludzie bardziej wierzą fikcyjnym tworom, jakim jest blogerka Kataryna, niż konkretnym osobom realnie istniejącym.
Ale wierzą jej...
Niewątpliwie. Potrzeba wiary u ludzi nie wypełnia się w religii widocznie. Konwencja bycia fikcją, jaką zastosowała Kataryna oraz budowa wokół siebie grona dyskutującego różnorodne tematy odniosła sukces. To jest sukces aż do tego stopnia, ze udało jej się omotać media i zrobić wrzawę wokół likwidacji jej profilu.
Pisały o tym gazety...
Tak właśnie. Wrzawa była tak wielka, że Facebook ugiął się pod naciskiem fikcji i złamał swój regulamin przywracając konto osoby nie istniejącej. To w szerszym kontekście zła jednak rzecz.
Dlaczego?
Facebook złamał swój regulamin. I to nie w stosunku do osoby prawdziwej tylko internetowego tworu. Tworu zupełnie fikcyjnego. To jest niebezpieczne zdarzenie stawiające znak zapytania nad wiarygodnością portalu. Ja się zwróciłem do Facebooka z różnymi pytaniami.
Z jakimi?
Zadałem im dwa. Pierwsze pytanie czy są przypadki, gdy za wiedzą administracji portalu dopuszcza się profile osób fikcyjnych i przywraca zlikwidowane na skutek nacisków zewnętrznych np. mediów? Oraz drugie ile jest fałszywych profili na portalu za wiedzą i zgodą administracji Facebooka?
I co odpisali?
Odpisali dość szybko zupełnie nie do rzeczy prosząc bym przysłał dane mojego profilu. Odpowiedzi nie uzyskałem. Warto by było gdyby jakaś gazeta przycisnęła portal z żądaniem jasnych odpowiedzi.
Wiele grup zlikwidowano. Czy pamiętasz jakie?
Grupy są ważne ale najważniejsi są konkretni ludzie. Oni są podmiotem społeczeństwa,. Najważniejsi są obywatele w ich indywidualności. Zlikwidowano najpierw profile ludzi. Midam Achnik zasłużył się wymyślaniem wprost rewelacyjnych haseł propagandowo-satyrycznych. Miałem je w mojej notatce. Notowałem co ciekawsze hasła wyborcze, bo myśl ludzka jest wprost zadziwiająca. Poza tym mogły się przydać w przyszłości. Robiłem spis by je zachować z tej ulotności internetu. Ale uleciały również. Założyłem grupę „Apel do Rosji: przekażcie Polsce dokumenty i śledztwo w sprawie katastrofy”. Chodziło o Smoleńsk. Tam był niezwykle aktywny chłopak o pseudonimie Pluszak. On wiedział o katastrofie wszystko. Dał masę linków z aktualnymi wiadomościami. Nagle zauważyłem, że jego linki zniknęły. Okazało się, że Facebook go dopadł i zamroził jego konto. Wszystko zniknęło co zrobił. Było to w dniach, gdy przywrócono konto blogerki Kataryny. Trzeba było zadziałać.
Założyłeś grupę?
Właśnie tak! Grupę wsparcia dla Pluszaka. Działałem błyskawicznie. Pluszaka dopadli 27 lipca a ja już następnego dnia utworzyłem grupę. Może to było 29 lipca. Dziś już nie pamiętam. Niemniej napisałem do Pluszaka i jego list datowany jest na 30 lipca. Wtedy już grupa istniała i miała swoich członków. Grupa nosiła nazwę „Kataryna wróciła. Oddawać teraz Pluszaka”. Napisałem z prośbą o pomoc do założycielki grupy „Oddawać Katarynę”. Odpisała mi, że „Pluszak sobie poradzi”. No i żadnej pomocy nie było z jej strony.
A czego oczekiwałeś?
Miałem nadzieję, że napisze o Pluszaku list do członków swojej grupy. Miała 1700 osób wspierających akcję na rzecz Kataryny. Ale nie napisała. Odpowiedziała mi tylko, że Pluszak już jest na portalu znowu i „że sobie poradzi”.
Ile osób poparło apel o przywrócenie konta Pluszaka?
Trochę ponad 300.
A Kataryna?
Zapisała się do grupy a poza tym milczała. U niej na profilu nic nie było na temat likwidacji Pluszaka. Ja zamieszczałem u niej linki. Natomiast ona nie propagowała sama idei zwrotu Pluszakowi jego konta.
Nie sądzisz, ze to trochę dziwne?
Kim ja jestem, żeby mieć sądy o fikcji! Niewątpliwie pozostał niesmak u wielu ludzi z tego powodu. Facebookowicze odzyskali jej konto a ona faktycznie nie wsparła żadną akcją nikogo w podobnej sytuacji. Zlikwidowano wiele stron: „Zwierzaki dla Jarka”, „Wtopy Bronka” czy stronę bojkotującą „Gazetę Wyborczą”. Reaktywacje żadnych z tych grup nie przyniosły już sukcesu. Likwidacja profili i stron dotknęła około 25 tysięcy ludzi, członków tych grup. Podliczyłem to i wtedy właśnie założyłem „Główny Urząd Kontroli Internetu”. To była strona parodia dawnego urzędu cenzury, jaki pamiętamy z czasów stanu wojennego. Stworzyłem pewną żołniersko-obywatelską konwencję językową i tam informowałem o przypadkach cenzury politycznej na portalu. To była karykatura na stan wojenny. Zrobiłem nawet rozporządzenie, napisałem ustawę o GUKI jak skrótowo nazywał się Urząd. Rozdawałem medale i tytuły „Honorowych Kolaborantów GUKI” za informacje o wszelkich przypadkach usuwania profili anty-rządowych. Ludziom się to podobało. Ale nie wszystkim. Byłem w totalnym szoku, że część ludzi bierze GUKI dosłownie. Oni nie rozumieli satyrycznej konwencji. Byli wprost wykastrowani ze zdolności metaforycznego myślenia a tym bardziej przyjęcia konwencji języka satyry. Niemniej parę osób było wyśmienitych. Gdy założycielka grupy „Oddawać Katarynę” Iza Tomasiewicz rozesłała list o przywróceniu konta blogerki zrobiłem o tym wpis, że nie przedłożyła go do kontroli GUKI napominając ją srodze. Dziewczyna wyśmienita więc sama natychmiast „złożyła samokrytykę” przed Urzędem. No ale takich osób „z jajami” była garstka. Proponowałem jej przyjęcie administracji stroną GUKI ale odmówiła.
Dlaczego?
Prawdopodobnie ze względów czasowych. Żeby robić sensowne wpisy satyryczne a jednocześnie zawrzeć tam informacje potrzebna jest praca i czas. Być może nie miała na to czasu. Wiele osób mi odmawiało przyjęcia administrowania stron i grup z powodu braku czasu. Sam to wiem po sobie. Szukałem adminów, by mieć czas dla siebie. Tak było na przykład z grupą ojca Krąpca. Administrację proponowałem Irenie Szafrańskiej. Ona była jego studentką. Okazało się, że mamy wspólne wspomnienia o nim. Też odmówiła. Nie miała czasu zajęta innymi sprawami. Jednej przyjaciółce fejsbukowej proponowałem administrację wszystkimi moimi grupami rezerwowo na wypadek gdyby mnie zabrakło. Odpowiedziała żartem, że jak będzie chcieć prowadzić jakąś stronę to sobie założy własną. Ona też jest strasznie zajęta. Wiem to bardzo dobrze. Ma wyjątkowy styl profilu. Wymiata płotki i bierze ważne sprawy jak byka za rogi. Fajna dziewczyna.
Gdyby się te osoby zgodziły strony by nie znikły?
Tak. Strony pozostają jeśli mają różnych administratorów. Pozostała strona „Tramwajarka na prezydenta” oraz założona przeze mnie strona „TW Bolek”. Dwie grupy mają jako admina Pluszaka dzięki Bogu. Te fejsowe „wieści” o moich rzekomych wielu profilach są totalną brednią. To wieści z „moherowego Pudelka”, wytwory „moherowego palikotyzmu”. Takie zjawisko też jest w przestrzeni publicznej.

Czyli GUKI został storpedowany?
Tak i to przez zwolenników PiS-u. Oni nie rozumieli konwencji. Rozpętali nagonkę na tę stronę oskarżając ją o prowadzenie portalowej cenzury. No absurd niewyobrażalny a jednak faktyczny. Musiałem wprost w informacjach napisać, że jest to strona zbierająca informacje o zlikwidowanych profilach i grupach w konwencji satyrycznej na Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk za komuny.
Ale to przecież była niezwykłej klasy satyra polityczna!
Mi się też tak wydawało, że pomysł był przedni. Zresztą wpadłem na niego dzięki chłopakowi, który użył jako zdjęcia profilowego mojego rysunku satyrycznego z napisem „Szanowni Państwo 4 lipca wprowadzono na terenie całego Kraju stan wyjątkowy. Władzę w Polsce przejęli POlszewicy”. Zrobiłem taki rysunek. Spodobał się kilkudziesięciu osobom na mojej stronie i był kolportowany dalej. Pomyślałem, że można stworzyć kilka stron satyrycznych w konwencji stanu wojennego zaaplikowanych do współczesności. Tak właśnie powstała strona GUKI później „Rzecznik Prasowy Prezydenta RP” czy „Oligarchowie PRL-u”. Zrobiłem foto Urbana z czasów komuny i stronę „rzecznika dezinformacji i socjopacji”. Wzorowałem się na języku Urbana. Szukałem nawet jego oryginalnych komunikatów z czasu stanu wojennego. Robiłem konferencje w każdy wtorek po „Dzienniku telewizyjnym”. Wprowadziłem konwencję „Pan Prezydent Bronisław Maria dwojga imion Hrabia Komorowski” a przed zaprzysiężeniem mówiłem „Jego Elekcyjność Bronisław Maria itd.”
Ta strona miała powodzenie?
Początkowo tak. Później ci moherowi bojówkarze podkopywali wszystko więc i tej stronie się dostało. Wprost pisali, że ja tam prowadzę propagandę PO.
To chyba głupcy jacyś?
Chyba słuszne słowo. Kłopot ze stroną „Rzecznika” był też taki, że Komorowski zniknął z życia medialnego. Nie było o nim słychać niczego. A ja nie miałem materiałów dla „Rzecznika”. W końcu zaapelowaliśmy o wszczęcie poszukiwań prezydenta, bo się gdzieś zagubił. Gdy pojechał na Litwę niespodziewanie i nie wiadomo było w której miejscowości jest dokładnie chcieliśmy obdzwonić wszystkie hotele tam i prosić o połączenie z panem prezydentem.
Niezły agent jesteś.
A wiesz jedna fejsbukowa friendka też mi to ciągle pisze. Ale ja chciałem zrobić naprawdę dobrą satyrę na Komorowskiego. Założyłem stronę „Bronek w karykaturze 2010”, gdzie gromadziłem najciekawsze karykatury Komorowskiego. Było tam kilkaset rysunków. Część mam na komputerze ale te, które dostępne były w linkach przepadły. One oczywiście gdzieś tam w tym wirtualnym świecie są, lecz odnalezienie ich teraz jest praktycznie niemożliwe. Moja kolekcja rysunku satyrycznego była okazała i taka dla smakoszy. A smakoszy było bardzo wielu. Mnie nie bawiły płaskie i wulgarne rysuneczki lub obrzucanie Komorowskiego wyzwiskami. To nie jest mój smak, że tak powiem. Zresztą w ogóle zakazałem przekleństw i wszelkich wulgaryzmów na moim profilu i na moich stronach. Ilość tych wyzwisk była nie do zniesienia. To był festiwal wyzwisk i kalumni.
I udało się?
Połowicznie. Były też pertraktacje z argumentami, że najfajniejsze dziewczyny czasem mają cięty język.
A pertraktacje te poskutkowały?
Tak, bo to prawda. Zniosłem zakaz całkowity i wprowadziłem w to miejsce postulat wstrzemięźliwości siarczystej mowy. „Siarczystość reglamentowana”, na kartki.
Jednak niezły z ciebie agent Jarku...
Ta kumpela z fejsu mówi „agent i rozrabiaka”...

Motto katastrofy TU-154M:
Wy nie będziecie przykładać się do śledztwa i ujawnienia prawdy, a my nie będziemy naciskać aby tą prawdę ujawnić
Wybrane publikacje z mojej macierzystej www
Za wszystkie darowizny finansowe oraz komentarze - Dziękuję :)
Uwaga!
Materiały dotyczące fotomontaży niektórych zdjęć katastrofy TU-154M będę zamieszczał sukcesywnie, w ramach wolnego czasu, zanim zamieszczę tu kolejne ( lub starsze )części materiału dotyczącego fałszerstw w postaci fotomontaży sugeruję zapoznanie się z całością materiałów gdyż jest to bardzo istotne. Na podstawie jednego zdjęcia można wyciągnąć błędne wnioski, ale przyglądając się całości dostajemy jasny przekaz że bezpośrednio po katastrofie TU-154M działała grupa osób fałszujących zdjęcia.
Teraźniejsi lub byli Goście Specjalni moich stron www:
1. Sergej Amelin - autor galerii fotografii dotyczących polskiego TU-154M
2. Serge Serebro - autor fotomontażu - "lądowanie samolotu AN-72"
3. B.Biel ( dziennikarka TVN ) - współautorka reportażu ( Wołoda Safonienko, Paweł Plusnin, Igor Fomin )
DEZINFORMATORZY:
1. Sergej Amelin ( był gościem na mojej www )
2. BBC-77 - fotomontaże z ciałami mającymi przedstawiać ofiary katastrofy TU-154M
3. Sergej Chirikov( agencja EPA ) - "smutek" - fotomontaż
4. Alexey Nikolsky( agencja AFP ) - Putin i Szojgu w Smoleńsku - fotomontaż
5. Serge Serebro - "lądowanie" samolotu AN-72
Wpisz swój adres e-mail aby subskrybować informacje o nowych wpisach. Subskrypcja mailowa dotyczy informacji publikowanych na stronie www.pluszaczek.com ( tu publikuję wybiórczo, w ramach wolnego czasu ):
W HDK od 25.03.2004
W drodze po ZŁOTO :)
do dnia 13 września 2011
Pluszak oddał 13,950 ml krwi :)
a może oddasz i TY? ?
ZHDK II Stopień 15.11.2010 :)
ZHDK I Stopień 06.05.2008 :)
Krew Darem Życia - część I
Krew Darem Życia - część II
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka