Tego dnia były chyba najtrudniejsze warunki pogodowe podczas dwóch tygodni naszego pobytu na Mazurach. Silny wiatr na Kisajnie mocno rozhuśtał jezioro, na grzbietach fal tworzyła się piana, trzeba było zrefować żagle i wszyscy (włącznie z psem) bez szemrania włożyli kapoki. Ja też wolałam trzymać się mocno, dlatego aparat został odłożony na bok. Wyciągnęłam go dopiero wtedy, gdy wpłynęliśmy na Dobskie i wiatr trochę zelżał, a fale nie dawały się już tak mocno we znaki.

Choć i tak od czasu do czasu zdarzało się którejś nas ochlapać.

Minęliśmy Wysoki Ostrów - wyspę kormoranów

i znaleźliśmy miejsce na znanej nam już wcześniej plaży w Kącie Rajcocha. Poprzednio byliśmy tutaj w 2006 roku, akurat w dniu, gdy odbywały się Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej w Niemczech i reprezentacja Polski miała rozegrać mecz z gospodarzami. Nikt z nas nie sądził, że w tym ustronnym miejscu będzie nam dane obejrzeć to spotkanie, a jednak okazało się, że przedsiębiorczość miejscowych rodaków potrafi zaskakiwać.

W tym roku zastaliśmy już tam bar (w którym na dodatek ktoś dawał koncert szantowy na żywo, z nagłośnieniem) i przyzwoite toalety - znaczy interes się rozwinął.
Słońce zachodziło zapowiadając nazajutrz znów wietrzny dzień.

Ranek okazał się pogodny i rzeczywiście wietrzny, ale na szczęście nie tak bardzo jak dzień poprzedni. I znów podczas porannego spaceru (wiadomo, pies na pokładzie) odkrywałam na nowo okolicę.





Inne tematy w dziale Rozmaitości