Byłam dziś na stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrow. Skopiowalam sobie kontaktowy adres mailowy, co mi był potrzebny i już zamykałam stronę, kiedy kątem oka dostrzegłam słowa "Priwislianskij kraj".
Wiem. Jestem przecież z sekty i jak wszyscy w sekcie mam paranoję połaczoną z mistyczno-mitycznym interpretowaniem znaków. Ale, żeby aż tak? - pomyśłalam.
A jednak. Ani paranoja ani mistyka. Na stronie
w ramce po lewej stoi jak byk:
Siedziba dzisiejszej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powstała na początku XX wieku w Warszawie - ówczesnej stolicy zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego, w prowincji Cesarstwa nazywanej Priwislianskij Kraj. Gmach zlokalizowano na miejscu obozu litewskiego pułku gwardii cesarskiej, z przeznaczeniem na siedzibę Korpusu Kadetów im. Aleksandra Suworowa - dla upamiętnienia feldmarszałka rosyjskiego, m.in. zdobywcy Warszawy w 1794 r..
Jak się kliknie w "więcej", pokazuje sie pełny tekst o historii budynku. I że szpital wojenny tu był, i ze szkola podchorązych, i że Piłsudski mieszkał...
No ale jak się nie kliknie w "więcej", to tylko ten "Priwislinskij Kraj"...
Po mojemu, do premiera polskiego rządu wyróznianie akurat tego fragmentu historii gmachu niekoniecznie pasuje.
Ale zdaje sie, że nikomu prócz tych z sekty to nie przeszkadza. A może i nawet przeciwnie? Choć to już pewnie tylko sekciarska paranoja?