Podczas pobytów w polskich hotelach i pensjonatach, coraz częściej dane jest mi nie przespać nocy. Sprawcami są … przebywający w sąsiednich pokojach , co podkreślę bardzo mocno – Polacy. Niektórzy bowiem rodacy (niestety w coraz większej liczbie), chyba łapiąc trochę oddechu od wyścigu szczurów, na wyjeździe nagminnie nadużywają alkoholu. Zalewają swoje kompleksy, niepowodzenia i stres. Niektórzy zaś manifestują w ten sposób swój status materialny. Arogancko, chamsko i głośno się zachowują zatruwając w ten sposób pobyt innym w miejscach, gdzie kultura wypoczynku powinna być bezwzględnie przestrzegana.
Z taką już widać normą, miałam do czynienia także w hotelu, gdzie wydawało mi się takie zachowanie mnie nie dosięgnie – hotel Mercure w Mrągowie.
Jednak po kolei.
Szczypta informacji o Mrągowie
Teren, na którym powstało Mrągowo nosi nazwę Galindii od nazwy staropruskiego plemienia, zamieszkującego obecną ziemię mrągowską – tyle Wikipedia.
W przewodnikach turystycznych można znaleźć jeszcze inne informacje na temat miasta: obecne Mrągowo, swoją polską nazwę ma od 1947 roku. Jest jednym z bardziej znanych ośrodków turystycznych i wypoczynkowych na Mazurach. Walory rekreacyjne i położenie miejscowości na pagórkach i wśród licznych jezior doceniono już w 1905 roku. W tym też roku nad jeziorem Juno, powstało wiele obiektów o charakterze wypoczynkowym z amfiteatrem, ze ścieżkami spacerowymi i restauracjami, a w latach 30. XX wieku wybudowano także sanatorium.
Miasto o niezwykłym zróżnicowaniu terenu – od równych jak stół jezior, po wzniesienia, wąwozy i lasy jest idealnym miejscem do uprawiania aktywności fizycznej o każdej porze roku.
Usytuowanie w przepięknej mazurskiej scenerii sprzyja również organizacji wielu imprez kulturalnych. Najbardziej znanymi są te odbywające się nad jeziorem Czos: Piknik Country i Mazurska Noc Kabaretowa. Od niedawna mają one miejsce w nowoczesnym, powstałym po wyburzeniu starego, pięknym amfiteatrze.
Nowością pachnie także promenada wiodąca wokół jeziora Czos, która jest rajem dla spacerowiczów, rowerzystów i biegaczy. Na wzgórzu, wzdłuż promenady w kierunku centrum miasta, znalazły się także plac zabaw z parkiem linowym i kort tenisowy z nieszablonowym budynkiem.
Szukając zakwaterowania
Spośród licznych hoteli, ośrodków i pensjonatów, ja – wiedziona trochę sentymentem – wybrałam hotel Mercure wchodzący w skład sieci grupy Accor posiadającej hotele Mercure na całym świecie. Hotel znałam jeszcze, gdy funkcjonował pod nazwą Mrongovia. Jego europejski klimat i urok przez wiele lat nie mógł przebić żaden z odwiedzanych przeze mnie polskich hoteli. Unikalny wystrój, z szerokimi holami, których podłogi pokrywają (także i dziś) dywanowe wykładziny w wyraziste wzory zapadł na długo w mojej pamięci.
W olbrzymim obiekcie, oprócz wygodnych pokoi do dyspozycji gości jest kręgielnia, dwa bary i trzy restauracje. Dla najmłodszych urządzono pokój zabaw.
Można tutaj spędzić czas na błogim lenistwie w centrum spa lub wręcz przeciwnie: oddać się we władanie nowoczesnym sprzętom w sali fitness. Ci zaś, którzy wolą wodny relaks, mogą skorzystać z krytego kompleksu basenowego z niewielkim (pamiętającym jeszcze stare czasy) basenem pływackim oraz z nowo dobudowanym basenem rekreacyjnym ze zjeżdżalnią i atrakcjami wodnymi. Na brak ochotników nie narzeka nigdy zewnętrzne jacuzzi, które oblężenie przeżywa nawet wtedy, gdy na dworze jest zimno i nieprzyjemnie.
Dzięki promenadzie, w niewielkim czasie dostać się można z położonego na uboczu hotelu do samego serca miasta.
Atrakcyjny pod względem lokalizacji, infrastruktury i widokowym Mercury przyciąga klientów przez cały rok.
Pobyt pełen wrażeń
Sympatycznym zaskoczeniem (choć nie powinno go być w tego typu hotelu) był dla mnie czajniczek z gustownym serwisem do kawy i herbaty. Naprawdę ucieszył mnie ten widok, bo nie wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia bez porannej filiżanki czarnego napoju i to jeszcze w łóżku.
Dalej już było tylko lepiej, aby w ostatnim dniu …ale to na końcu.
Jedzenie. Śniadanie gwarantowane przy pobycie - dla mnie bomba, i to każdego dnia! Stół szwedzki aż uginał się od różnych specjałów. Kusił bogactwem owoców: mandarynek, jabłek, winogron. Szczególnie przypadła mi do gustu sałatka owocowa z mango, papają i ananasem w lekkiej słodko-kwaśnej zalewie. Dodawać ją można było do jogurtu (nie w plastikowych kubkach prosto ze sklepu, lecz przelewanego tutaj do miseczek), do twarożku (który, jak mi powiedziano, przyrządza się bez jakichkolwiek dodatków i przypraw, aby każdy mógł zastosować go jako bazę wg własnych upodobań: słodkich, kwaśnych, ostrych). Do tego płatki zbożowe, musli, ziarna słonecznika, dyni, orzechy, owoce suszone, dżemy, czekolada do smarowania, miód. Rozmaite jasne pieczywo: bułeczki, chleb (w całości na desce do krojenia), rogale, chałka. Trochę mały wybór ciemnego – jeden rodzaj, ale zrekompensowały go półtwarde (pewnie zamiast sucharów) kromki pieczywa tostowego. Świeże, pulchne, półsłodkie drożdżowe bułeczki – solo lub z nadzieniem jabłkowym i serowym. Oczywiście była także wędlina, która nie należała do sfery mojego zainteresowania, sery żółte, plasterki sera białego, masło. Na ciepło: jajecznica, kaszanka, parówki, kiełbasa zasmażana. Duży wybór soków owocowych. Kawa, herbata, mleko. Oprócz tego na bufecie, na każdym stoliku przy nakryciach były dodatkowo dzbanuszki z mlekiem, aby można było sobie dowolnie zabielać kawę. Jednego dnia, z lekkim niepokojem, na swój talerz nałożyłam dziwnego zawijańca przypominającego trochę ślimaka. Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne, gdyż było to nic innego tylko ciasto naleśnikowe (trochę twardsze od tego tradycyjnego), posmarowane czekoladą, zawinięte w rulon i pokrojone na 3 centymetrowe kawałki. Ładnie wyglądały na talerzu i całkowicie mnie zmyliły. Ciekawą przekąskę potraktowałam jako nowe słodkie doświadczenie kulinarne.
Na opisie śniadania skończę, jako podstawowym posiłku w ciągu dnia.
Kompleks. Korzystałam ze wszystkich atrakcji, które oferował hotel. Aktywnie spędzałam czas na basenie, odpoczywałam w jacuzzi. Poddałam swój organizm oczyszczeniu w suchej saunie, w której pobyt umilał płynący z nagrania śpiew ptaków.
Spacery wokół jeziora Czos i poznawanie Mrągowa były dodatkowym atutem mojego pobytu w hotelu.
Pokój. Przytulny, przestronny, z balkonem, wygodny. Wydawać by się mogło, że otrzymany zestaw składników jest idealny do spędzenia kilku dni marzeń. Chciałabym być do końca entuzjastyczna. Niestety, zachowanie rodaków z pokoi naprzeciw mojego podczas drugiej (ostatniej) nocy, skutecznie zakłóciło spokój i odebrało mi smak odprężenia. Przygoda nocna w towarzystwie rozochoconego alkoholem, głośnego towarzystwa pogrzebała ostatecznie moją chęć przedłużenia pobytu, która pojawiła się w drugiej dobie pobytu.
Tym bardziej ogarnął mnie żal, bo troskliwy, ciepły i fachowy personel wykazał się nieporadnością w stosunku do uciążliwych hotelowych klientów. Przykre jest to dla gości, którzy planując odpoczynek w hotelu, oczekują ciszy i spokoju – przede wszystkim w nocy.
Działalnością hoteli kieruje maksyma „klient nasz pan”, ale czy za wszelka cenę?
Inne tematy w dziale Rozmaitości