
"Śniadanie Mistrzów"
Łysy obudził się zalany zimnym potem. Miał koszmarny sen,goniła go policja a on nie miał gdzie uciec. Cóż... Zdarza się i już zrezygnowany miał się poddać gdy obudziło go stukanie. Stukała sąsiadka z trzeciego piętra,Pani Wiola. Pani Wiola miała drewnianą nogę,gdy wstawała rano zapominała założyć na drewnianego kikuta kawałek filcu wyciszający oznaki jej iście pirackiego kalectwa.
Łysy wstał,było ciepło,jak zawsze w lipcu więc spał w samych bokserkach. Udał się niespiesznie do toalety,miał nadzieje że powolny spacer w kierunku WuCetu pomoże mu zapanować nad porannym drągiem,bolączką wszystkich gospodyń domowych sprzątających toaletę po porannej pobudce męża.
Toaleta do której wszedł łysy nie była duża,jak to toalety w wielkich płytach,ciasne klitki. Wanna,zlew,junkers. Chyba tylko tymi trzema słowami kierowali się architekci w biurze projektowym. Łysy wyobrażał sobie dwóch cymbałów z bujnym wąsem i w wydzierganych przez babcię sweterkach zastanawiających się jak upchnąć te trzy rzeczy w tak mały pomieszczeniu,mieli polecenie z góry :
"Panowie,zarządowi spółdzielni zależy żeby do toalet wchodził też człowiek,przynajmniej jeden"'
Dość tego myślenia. Czas wsiąść się za poranną toaletę. Łysy zdobył swój pseudonim nie dlatego że skalpował swoje ofiary ani sam nie został oskalpowany,był po prostu łysy. Pasowało mu to, nie musiał się czesać,choć jak widział jakie maniury teraz hasają w salonach fryzjerskich miał ochotę zapuścić włosy do pasa,nie dawał rady,włosy nie rosły. Mimo że na okrągłej główce Łysego nie było ani śladu jakiegokolwiek włosa na półce pod lustrem z kubka po Nutelli sterczało kilka grzebieni. Sentymenty.
Kiedy uporał się już z załatwianiem swoich potrzeb fizjonomicznych i względnym umyciu swojego ciała (co ograniczyło się do kilku większych porcji OldSpice'a wtartego w nieogolone pachy) Łysy udał się na śniadanie. Kiedy wstawał rano miał ogromny apetyt i smaki jak baba w ciąży,uradowany,wręcz biegł do kuchni,otwierał lodówkę doznawał zawodu.
Lodówka Łysego wyglądała jak Albański supermarket, oprócz półek i świecącej żaróweczki w środku nie było nic, a nie było... zimnie powietrze. Łysy zamknął lodówkę i przysiadł na lichym taborecie. Kuchnia też była mała,wąska. Słyszał kiedyś,od kumpli że w Stanach mieszka taki koleś który kurde... Nie umiał w to uwierzyć ale koledzy zawsze mówili mu prawdę... Koleś miał tak nisko sufit że siedząc przy stole mógł jeść tylko naleśniki.
Bolec,kolega Łysego wciskał Łysemu takie bajeczki dodając na końcu "Czaisz?" Łysy łykał jak gąsior gąbkę dumny z nowo zdobytej wiedzy. Rozmyślając tak o swojej kuchni,zastanawiał się po co kupił lodówkę. Przecież nie użył jej ani razu...
- Dla szpanu - podpowiedziało mu sumienie.
- No chyba tak - odpowiedział. Często gadał z własnym sumieniem,jak z przyjacielem.
Postanowił zjeść śniadanie mistrzów. Staranie się do tego przygotowując. Otworzył okno w kuchni,włączył mały,oblepiony tłuszczem okap. Z szuflady w której zwykle przechowywał sztućce wyciągnął popielniczkę. Zapalił papierosa,wydychał dym powoli w stronę okna,nie chciał żeby śmierdziało w mieszkaniu. Czuł jak powoli nikotyna z jego płuc przedostaje się do krwioobiegu. Zaczął drętwieć,ale nie tak jak drętwieje się z zimna,to było przyjemne odrętwienie. Wypalił papierosa. Chciał zgasić papierosa w popielniczne ale nie dał rady,każdego dnia próbował ale nie dawał rady... Wyrzucił peta przez okno a do szuflady schował kryształową popielnicę,bez śladów urzywalności.
Mimo że jego rodzice umarli lata temu,nie było ich już z nim dalej nie umiał palić w mieszkaniu,odczuwał lęk przed Ojcem, nie chciał czuć wstydu jaki czuł kiedy Matka prawiła mu kazania, Nie pal! tak robią same menele!. Po tym jak wykrzyczała mu swoje argumenty które głownie opierały się na biednych,bogu ducha winnych menelach wchodziła do kuchni,zasuwała zasłonkę i odpalał sobie "Sporta". Ojciec też nie lepszy,najpierw zlał Syna że Matka się przez niego denerwuje a potem poszedł do kuchni stłuc Matkę,bo paliła w mieszkaniu.
\\\Koniec części I
Inne tematy w dziale Rozmaitości