Dzisiaj większość ekspertów i komentatorów piłkarskich opowiada o porażce Legii. O porażce, która na kolejny rok stawia nas w poczekalni do awansu do fazy grupowej LM. Od czasów pamiętnego meczu Widzewa z Broendby w 1996 r. nikt z naszych krajowych mistrzów nie potrafi do elity awansować. Sądzę, że tak będzie póki nie skończy się jedna ważna rzecz: wielkie pomopowanie balonika medialnego: że awans już praktycznie mamy w kieszeni, że jest to formalność. Liczono już nawet ile dzięki awansowi, warszawski zespół zarobi pieniędzy. Tymczasem jak zawsze medialny balonik za mocno napompowany pękł jak bańka mydlana; w sumie po części powinniśmy podziękować mediom, bo to one głównie tworzyły atmosferę Utopii i wielkiego, piłkarskiego raju od którego dzieli nas tylko mały krok.
Legia Warszawa obecnie jest jedynym polskim zespołem, który mimo wszystkich wad i zalet najbardziej pasuje do Ligi Mistrzów. I jako jedyny miał i raczej dalej będzie miał szansę próbować awansować po raz kolejny. Jednak ekipa trenera Urbana musi poprawić przede wszystkim koncentrację. Od pierwszej do 90 minuty. Nie można być tylko i wyłącznie skoncentrowanym przez drugą połowę, jak to miał miejsc podczas spotkania w Bukareszcie lub przez- 70-80 minut w meczu rewanżowym. Trochę na wyrost są komentarze tych, którzy twierdzą, że Legia w tym meczu dominowała; moim zdaniem zagrała bardzo ambitnie, ale Steaua gdyby chciała, to strzeliła by więcej bramek. Rumunom widać po strzeleniu drugiego gola na niczym więcej nie zależało. Dominację Legii można potwierdzić jedynie przez 30 minut pierwszej połowy. W drugiej, gdy legionistom nie udawało się doprowadzić do remisu, uszło z nich powietrze.
Drugim aspektem Legii są transfery bez których LM takie może być nieosiągalna. W tym sezonie ogólnie Legia na rynku transferowym popełniła mniej "byków" niż kiedyś sprowadzając wtedy Chińczyka Donga czy Argentyńczyka Cabrala. H. Ojamma czy D. Junior to przyzwoici piłkarze z których J. Urban będzie miał pożytek. Ale sądzę, że z H. Pinto już nie bardzo. Miał być wielką gwiazdą, a jak na razie zawodzi. Na LM trzeba jak najmniej takich pomyłek.
Podsumowując: jest oczywiście zawód, ale na pocieszenie jest Liga Europy. Gdyby nie ten prezent, to nasza przygoda z Europą skończyła by się już teraz.
Inne tematy w dziale Sport