tutejszy tutejszy
85
BLOG

Gdybym był wrogiem Polski...

tutejszy tutejszy Polityka Obserwuj notkę 5

 

 

Gdybym był wrogiem Polski i Lecha Kaczyńskiego...

...i widział ten spontaniczny zryw żalu i rozpaczy u jego zwolenników, skruchy u zwykłych jego przeciwników, gdybym widział, że moja skrzętnie przeprowadzana kampania „nienawiści” i swobodnie ukształtowana medialna wersja prezydenta, którego oplucie pozostawało w dobrym tonie, zatem gdybym widział jak lata mojej pracy idą na marne to przejąłbym się...

 

Ale nie za bardzo.

 

Nie straciłbym przecież narzędzi, którymi posługiwałem się do poniżania Polski i Lecha Kaczyńskiego. Chwilowy ten zamęt uznałbym za nieoczekiwaną zmianę sytuacji strategicznej, ale przecież inicjatywy nie wypuściłbym z ręki.

 

Tłumy to siła potężna, piąty żywioł, który już 30 lat temu próbował nas zmieść – pomyślałbym. Wiedziałbym, że nie można go zdeptać, ale byłbym już zanadto doświadczony i zanadto zrównoważony by się o to starać. Widząc ten żywioł szalony zalegający kościoły, place i ulice za cel postawiłbym sobie skanalizować jego emocje.

 

Nie byłoby to trudne – przez pięć lat kreowałem wraz z towarzyszami wizerunek Polski i Lecha Kaczyńskiego. Wykorzystałbym wcześniejszą kampanię nienawiści przy okazji wojny w Gruzji, kiedy prezydent chciał lądować jak najszybciej, a pilot podjął inną decyzję. Podsycany wtedy incydent rozbudzałbym na nowo. Prosta droga, by wmówić logiczny ciąg zdarzeń – błąd pilota – zdziwienie czemu doświadczony pilot tak zrobił – przypomnienie incydentu z Gruzji. Nie informowałbym o szczegółach, które mogłyby podważyć moją teorię. W mojej gazecie napisałbym tylko o błędzie pilota, zaś anonimowym gestem internauty uzupełniałbym te podejrzenia i podsycał je.

 

Ale nie tylko tłumem bym się zajmował.

 

Ogłosiłbym wszem i wobec „potrzebę zatarcia podziałów” i „konieczność pojednania” i kiedy moi ludzie swobodnie zajmowaliby się przejmowaniem stanowisk i przeglądaniem dokumentów, od „ekstremistów”, „fanatyków” i „oszołomów” wyzywałbym tych, którzy by mi przeszkadzali.

 

Poprosiłbym przyjaciół na Kremlu, by dali Polaczkom jakiś powód do radości, jakiś pozorny gest, film w telewizji albo smutne twarze panów polityków, zapewniłbym Rosjan, że o dokumenty  katyńskie nie będę się upominał. Zapewniłbym sobie pomoc Kremla prośbą o darmowy znak i gwarancją ocalenia tajemnic ich przeszłości. Społeczeństwu mówiłbym jak wielki to gest ze strony Kremla.

 

Podsycałbym żal za prezydentem, ale robił swoje. Ci co płaczą, chętniej przyjmują poklepanie po ramieniu, więc mógłbym dodatkowo zyskać. Czekałbym na kampanię wyborczą, by w każdej chwili podnieść swój niesmak na fakt, że otoczenie prezydenta wykorzystuje jego śmierć do walki politycznej. Nie mógłbym stracić panowania nad tłumem, bo inaczej tłum ten stałby się narodem i mógłby mnie zmieść z powierzchni sceny politycznej.

 

Gdybym był wrogiem Polski i Lecha Kaczyńskiego stałbym w pierwszym szeregu opłakujących jego, choć podkreślałbym odmienność poglądów. A z ust moich nie padłaby żadna „Solidarność”

 

Przeczekałbym społeczną histerię, a w najskrytszym kącie serca, gdzie światło sumienia nie sięga, może bym się nawet uśmiechnął.

tutejszy
O mnie tutejszy

Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka