Pojawiające się pod nazwą bloga uzupełnienia w stylu „Administracji przeginasz”, będące coraz częstszym wyrazem oporu przeciwko cenzurze i kasowaniu notek, to nie jest moim zdaniem najpoważniejszy problem salonu.
Piszę tutaj prawie od roku, ale czytam salon24 od ponad dwóch lat i pamiętam jaką inspiracją bywał wtedy. Nie aspiruję do roli ważnego salonowicza, ale lubię przebywać wśród ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Coś się jednak zmienia – niekoniecznie jest to wina administracji – ale można stwierdzić z całą pewnością, że salon24 ewoluuję raczej w mało ciekawą stronę. Moje subiektywne spostrzeżenia:
1. Dobre teksty toną czasem w nawale notek.
Zwiększyła się ilość blogerów, nie zmienił się natomiast system wyróżniania ich – na SG mieszczą się tylko trzy tytuły, więc kiedy w ciągu godziny pojawiają się np. dwa dobre teksty i dwa teksty oficjalnych publicystów lub instytucji, no to jeden przepada. A jeśli pisze trzech oficjalnych no to przepada więcej. Lubczasopisma nie wypełniają tej luki i po prostu salon24 traci tę funkcję jako popularyzatora trafnych spostrzeżeń i analiz.
2. Na SG pojawiają się też teksty badziewne!
Administracja zwyczajowo wrzuca teksty znanych blogerów, nawet gdy te nie wytrzymują konkurencji z równoczesnymi analizami innych blogerów. Tekst kataryny o dziennikarzu radiowym, który czepiał się mężczyzny z zespołem downa przesłonił inne ważne problemy wskazywane przez autorów mniej popularnych. Bywało też tak, że szalenie ważne teksty takie jak (jeśli dobrze pamiętam) „Biała księga” rolexa trzymała się na SG tylko chwilę, a potem rzucono ją w odmęty notek, bo ktoś z „oficjalnych” napisał jakiś poruszający post o pysznych babeczkach swojej cioci (tak metaforycznie).
3. Obniżanie się poziomu dyskusji i komentowania
Po pierwsze chyba przez inwazję trolli. Ja nie jestem przeciwnikiem wolności słowa, więc niech każdy pisze gdzie chce, ale fakt jest faktem - zarejestrowali się tu goście, którzy niemalże etatowo komentują po prostu na zasadzie ad personam, wzburzają następnych komentujących i cała dyskusja zbacza na manowce, na przerzucanie się eufemistycznymi wyzwiskami. Poza tym ci blogerzy, którzy są zawsze wrzucani na SG nie muszą się martwić o jakość swoich notek i ich poziom – mam wrażenie – też się nieco obniża.
4. Cenzura
Kto wie ten wie, kto nie wie, to niech się dowie, ale ja o tym nie będę pisał z powodów oczywistych :-)
5. Prowokatorzy
Ponownie powtórzę, że jestem zwolennikiem wolności słowa i temat, który poruszę teraz nie dotyka tej płaszczyzny. Chodzi o niektórych blogerów, którzy piszą same komunały, powtarzają slogany partyjnych agitatorów tylko po to by wkurzyć prawicowych internautów. Renata Ruda Kalina aspirująca do roli platformerskiej kataryny (taka pseudo-kataryna) nie napisała nigdy żadnej analizy, tylko bawiła się w „łańcuchy tautologii, parę pojęć jak cepy” (przytaczając słowa klasyka!), nie zwróciła nigdy uwagi na jakieś nowe zjawisko, jej wpisy nie miały NIGDY mocy predykcyjnej, a były często obraźliwe dla ludzi ideowych w tym kraju, więc skupiała na sobie uwagę (na zasadzie „nieważne co o mnie mówią, ważne, że mówią”). Takich „wikarych” jest więcej. Wiele im brakuje do dawnych lewicowców salonu typu „galopujący major”, którzy też nas wnerwiali, ale przynajmniej merytorycznie. Było o co się spierać.
6. Natłok notek
Coraz więcej jest notek kilkuzdaniowych, albo notek z linkiem. Niby mały problem, ale zaglądanie do mało znaczących notek zajmuje coraz więcej czasu. Duża ilość blogerów, sporo tekstów z błędami, albo tekstów niewnoszących nic nowego… Na przykład gdy Kancelaria Prezydenta w ciągu 15 minut zorganizowała „uroczystość” wmurowania wiadomej tablicy to zaraz pojawiło się 20 notek informujących, że tablica została wmurowana. Mnie też się zdarzyło napisać notkę na podobną okazję, ale się zreflektowałem i więcej tego nie robię.
7. Wysokie mniemanie o sobie niektórych blogerów
To na pewno nie jest wina administracji. „Papier i Internet wszystko zniesie”. Właściwie nie mam prawa się czepiać, tylko subiektywnie zwracam na to uwagę. Jeden z blogerów pisze o sobie, że jest miłośnikiem „dobrego tytoniu” (jakby ktoś mógł być miłośnikiem złego tytoniu), inny został „zdominowany przez zdrowy rozsądek”, jeszcze inny określił się skromnie „Hellenem wśród Macedończyków”. Przeklęte doxai robi swoje, dziś każdy Dominik Taras może uważać się za Einsteina i nikt nie może mu tego zabronić. Tylko jak tu dyskutować, z kimś kto na wstępie ci mówi, że „warto być przyzwoitym”?
Nie wszystko da się uregulować administracyjnie (trolle to efekt uboczny wolności słowa), ale żeby poradzić sobie z problemem trzeba sobie najpierw zdać z niego sprawę. Moim zdaniem treść powyższych spostrzeżeń to jest pewien problem
I to tyle na razie. Piszę w trosce o ten portal, bo zależy mi, by prezentował on wysoki poziom dyskusji nad interesującymi nas sprawami.
Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości