Mimo tego, że książka Georga Orwella „Rok 1984” jest powszechnie uznana za dzieło wybitne, to jednak za mało poświęca się jej analiz i za mało rozpowszechnia się jej nauk. A szkoda…
Dziś chciałbym skupić się na postaci Emanuela Goldsteina, którego w powieściowej, totalitarnej Oceanii, uznano za wroga ludu. Z pozoru ten wątek Orwella jest banalny, jednak gdy się przyjrzeć dokładniej… Organizowane przez Partię „dwie minuty nienawiści” polegały na tym, że na kinowym ekranie pojawiał się zdrajca Partii E. Goldstein, który próbował zohydzić ideały nowego ładu wszechwładnej Partii, zaś ludzie oglądający zmanipulowane wystąpienie, dostawali szału i wybuchali słusznym gniewem na wroga władzy i nowego porządku.
Ale jest jeszcze drugie dno – Goldstein z kinowego ekranu mówił stuprocentową prawdę. Twierdził, że potrzebna jest wolność słowa, że należy zawrzeć pokój z Eurazją, szydził z obecnej władzy i z jej lidera – Wielkiego Brata. W świecie Orwella władza chciała, by znienawidzonego człowieka nieodłącznie kojarzono z tymi prawdziwymi twierdzeniami, żeby zniewadzić prawdę
Jest jeszcze trzecie dno, ale o tym za chwilę.
W PO PRL mamy swojego Goldsteina. Niski człowieczek, jak coś powie, to zaraz się uaktywniają podskórne reakcje pełne obrzydzenia i nienawiści. Kaczyzm – faszyzm, Kaczyński – Kłamczyński, kopuluje z kotem, mieszka z matką, nie ma prawa jazdy, konta w banku, nie ma żony, PiS, czyli Polecieli i Spadli, Przestępczość i Skorumpowanie itd.
O odruchach godnych psów Pawłowa pisałem tutaj:
http://niepoprawni.pl/blog/2005/ciemnosci-kryja-polske-i-lud%E2%80%A6-w-hipnozie-lezy
Zabawne do jakiego stopnia doprowadzono TVN-owskie dwie minuty nienawiści – Kaczyński mówi, że Lech Wałęsa to TW „Bolek”, Kaczyński mówi, że Tusk manipuluje, albo, że wystąpienia antytuskowe są spontaniczne:
Otóż ludzie Platformy nie są w stanie przyjąć do wiadomości jednego prostego faktu, unaocznionego przez ostatnie wybory: tego, że poważna część społeczeństwa bardzo ich nie lubi. I ilekroć ta niechęć jest publicznie uzewnętrzniana, to tyle razy utrzymują, że są to działania inspirowane przez PiS.
Zaraz pojawia się odzew, który gdzieśtam w korze mózgowej każe Polakom Pawłowa kojarzyć dwa nierozłączne pojęcia: Kaczyński=kłamstwo.
Zastanawiałem się czemu TVN od czterech dni dudni o wystąpieniu Krzywonos i rzekomych kłamstwach Kaczyńskiego na rocznicowej konferencji poświęconej „Solidarności”. Przecież Kaczyński nie jest już groźny, zgnoili go doszczętnie, zaszczuli mu rodzinę, dokonali deifikacji Tuska – czegóż chcieć więcej?
Ale tu Orwell znowu się kłania. ”Kto kontroluje teraźniejszość, ten kontroluje przeszłość” – a więc i tym razem chodzi o napisanie nowej historii. Walentynowicz to tylko epizod, Krzywonos to wielka bohaterka. Lecha Kaczyńskiego wcale tam nie było i w latach 1978-1980 wcale nie doradzał Wolnym Związkom Zawodowym, gdy Bolek spisywał swoje donosy, a Krzywonos dryndała dzwonkiem na odjazd tramwaju.
Kaczyński już nie jest celem samym w sobie – jest tylko narzędziem, bo opluwając jego opluwa się prawdę.
U Orwella E. Goldstein był zdrajcą Partii – tak jak Kaczyńscy są zdrajcami Okrągłego Stołu. Goldstein miał porzucić Partię i budować ruch, który zniszczy Partię. Kaczyńscy porzucili towarzystwo okrągłostołowe i budują (teraz został już jeden) ruch, który ma zniszczyć postanowienia Okrągłego Stołu.
Tyle, że u Orwella Goldstein był wymyślony przez Partię, by skanalizować emocje ludzi i kontrolować nawet swoich wrogów – to jest właśnie to trzecie dno. Nie było żadnego wroga, to była zwykła partyjna blaga, która dawała Partii pewność, że nigdy nie przegra.
Mam nadzieję, że chociaż w tym punkcie różnimy się od wizji Orwella.
Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka