ezekiel ezekiel
123
BLOG

Mit powszechnej edukacji wyrównującej szanse

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 37

 

Po sporym zainteresowaniu i gorącej dyskusji pod moją przedostatnią notkądotyczącą systemu edukacyjnego postanowiłem wrócić do owej kwestii. Ilość komentarzy nie pozwoliła mi na odpowiedź na wszystkie pytania, więc postanowiłem tutaj niektóre problemy jeszcze raz poruszyć.
 
            Konsekwencją zapewne negocjacji płacowych kadry pedagogicznej powrócił do obiegu problem systemu edukacyjnego. Pojawiły się postulaty zniesienia edukacyjnego obowiązku na korzyść edukacyjnego przywileju. Kto chce się uczyć, ten niech się uczy, a ten kto nie chce, niech kopie doły, układa płytki chodnikowe, pracuje w ubojni – wszystko jedno, byleby dobrej młodzieży nie psuł i podatków wydartych rabunkiem nie marnował. Jeśli jeden z drugim gałganem uczyć się nie lubi, to niechże chociaż coś pożytecznego dla społeczeństwa praktykuje. Tak się jednak najczęściej składa, że owe nieuki, to nieuki zreprodukowane. Nie chodzą do szkoły, bo w domu nie ma zbytnich tradycji edukacyjnych. Dla ich rodziców istnieją ważniejsze strawy, niźli strawy duchowe, choć te preferowane przez nich również uskrzydlają umysł. Ich wybory w pewnym stopniu są ustalone przez środowisko, w jakim przychodzi im się socjalizować. Trudno być sprawiedliwym w Sodomie pisał Hłasko. Trudno być kujonem z PGRu, slumsów i rozpadających się bloków. Najłatwiejszą i najbardziej akceptowaną społecznie aktywnością w takich miejscach jest walenie tanich win, palenie trawy, plucie na chodniki i łupanie pestek. Wybijają się nonkonformiści.
 
            Dzisiejsza szkoła reprodukuje pozycje społeczne. Dzieci z dobrych domów do szkoły idą z pewnym kapitałem społecznym. Z ogładą języka, umiejętnością spostrzeżeń. Dzieci z domów biednych tego dopiero muszą się nauczyć. Reprodukcja klas społecznych zaczyna się od najmłodszych lat; właściwie od momentu, kiedy dzieci zaczynają być oceniane. Wtedy, najczęściej, na oceny przekłada się, nie wiedza mozolnie zdobywana w szkole, ale kapitał kulturowy wyniesiony z domu. Od tego czasu zaczyna działać sprzężenie zwrotne między klasą społeczną, a oceną, przy czym ta ostatnia, zaryzykowałbym stwierdzenie, jest oceną pochodzenia.
 
            Najlepszym rozwiązaniem byłoby mierzenie początkowego stanu wiedzy danego ucznia, aby oceniać nie to, czego nauczyli go rodzice i czym nasiąkł w środowisku, ale to czego zdołał się nauczyć w szkole. Tym sposobem „zdolne dzieci” z dobrych domów, które przychodząc do pierwszej klasy umiały już czytać byłyby na mecie traktowane w równy sposób z dziećmi, których rodzice zamiast poświęcać czas ich rozwojowi woleli poświęcić się laniu w gardła litrów alkoholu.
 
            Jest to o tyle trudne, że właściwie nie o to chodzi w neoliberalnym modelu systemu edukacyjnego. Chodzi o stworzenie rąk i głów zdolnych do pracy. Nie jest istotnym, czy właściciele owych członków mieli na starcie fory, czy byli 3 kilometry za peletonem i musieli dwa razy szybciej biec, żeby dogonić resztę. Nie interesuje rynku pracy „skąd”, ale „jaki” będzie pracownik. System edukacyjny, deklaratywnie służąc dobru publicznemu, wpisuje się w strukturę reprodukującą nierówności. Powszechna edukacja wyrównująca szanse jest mitem. Nie dlatego, że „gówniarzom nie chce się uczyć”, tylko dlatego, że jest urządzona na kształt obecnego systemu społeczno-politycznego i zamiast pomagać niwelować różnice przyczynia się do ich konserwacji. Najbardziej widoczne jest to na studiach, gdzie gros studentów dziennych mogłaby pozwolić sobie na płacenie za studia, natomiast, paradoksalnie, studia płatne są domeną młodzieży raczej biednej.
            
          Wszystko to przykrywane jest kubkiem darmowego ciepłego mleka, albo darmowym obiadem dla najbiedniejszych. Taki kubek, ku perspektywie bycia wielkim, wydaje się lichą pociechą, nagrodą pocieszenia na drodze do realizacji losu swoich rodziców.
ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Polityka