Wczoraj zmieniłem miejsce pobytu. Z ojczystego Ełku przyjechałem do Warszawy. Nikt jej nie lubi. Nawet, jeśli człowiek nie pyta, to każdy na wstępie stwierdza, że Warszawy to się lubić nie da. Wróciłem, więc do swojego 19 metrowego apartamentu na Żoliborzu (tak, tak niedaleko miejsca, gdzie na podwórku się dzieci nie chowa). Wieczór. Wyludnione miasto. Ostatnio takie pustki widziałem w czasie, kiedy papież radośnie odchodził do domu Ojca, jak to stwierdził był ojciec Hejmo, później się okazało, o kryptonimie, który na myśl przywodzi strzałę wbitą i trębacza na wieży. Wtedy kolejki ustawiały się przed sklepem z artykułami propagandowymi, na który widok miałem z okna. Ludzie stali po flagi, aby obwiesić okna i mieszkania w odruchu solidarności. Wczoraj tłok był tylko na przystankach zmierzających w stronę Bemowa. O ironio. Cywilizacja życia i cywilizacja śmierci splecione pustką. Pustką ulic i chodników. Od kwietnia 2005 roku do sierpnia 2009 ludzie stoczyli się po równi pochyłej od afirmacji absolutu wprost ku pustce duchowej. W apartamencie dało się słyszeć pomruki szatana dobiegające zza okna. Koniec końców Bemowo nie tak daleko od Żoliborza. Około godziny 23 na niebie dyndał śmigłowiec. Mniemam, że to Błękitny24 obserwował swoim okiem najważniejsze wydarzenie kulturalne w historii wolnej Polski.
Właściwie koncert Madonny ma jeszcze coś wspólnego ze śmiercią papieża. Owym punktem wspólnym jest produkcja kultury. Atmosfera zadumy i refleksji po radosnym wstąpieniu do domu Ojca papieża była produkowana przez milczenie MTV i VIVY. Nawet pornosów nie było na Tele5. Na plakatach promujących koncert Madonny widniały logotypy sponsorów. TVN, RMF, AMS. Od około miesiąca koncert wśród ogórków mniejszych i większych lśnił. Wyjątkowe wydarzenie, wielka gwiazda, wielki koncert, wielka prowokatorka. I w telewizji, i w radiu, i na billboardach, i w kościele, i w lodowce, i w kranie. Wszędzie Madonna. Koncert został wyprodukowany, jako narodowe wydarzenie.
Nic w tej mojej pretensji z oryginalności, ani nic odkrywczego. Ot, kultura złapana w czasie produkcji w systemie, gdzie wartość gwiazdy tożsama jest z jej wartością rynkową.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura