Co i rusz pojawia się jakiś konserwatywny głos, który postuluje odwrót od nowoczesności, drugiej nowoczesności, czy też ponowoczesności powołując się przy tym na coś, co wyrasta ponad doraźne eksperymenty, inżynierię społeczną czy insze propagandowe zgnilizny promowane przez bliżej niedookreślone grupy. Najczęściej w przypadkach takich pojawia się argument, za przeproszeniem, kalibru najcięższego, mianowicie sam Bóg. Jest On dawcą prawa przedwiecznego, oktrojowanego wraz z nastaniem Kuli (?) Ziemskiej i wszystkich stworzeń łącznie z ptactwem powietrznym i człowiekiem, czyli około 6000 lat temu. Każde odstępstwo od owego prawa jest złamaniem przymierza, splunięciem na boskie zalecenia i jego architekturę bytu.
Konserwatyści zlaicyzowani, którzy wierzą w metodę datowania izotopem węgla C14 i którym obca jest wizja dinozaurów i ludzi pospołu budujących piramidy odwołują się do innej osnowy społeczno-politycznych struktur. „Natura ludzka”. Jest to laicki model (nie potrzebuje odwołania się do Boga, wystarczy już tylko przedwieczny porządek wszechrzeczy) trzymania w ryzach społeczeństwa, co by się nie rozbestwiło i nie anihilowało w swoim bezeceństwie. Żadne tam śluby gejowkie, żadne tam feministyczne eksperymenty, żadne globalizacje, kosmopolityzmy, marksizmy, socjalizmy, sytuacjonizmy, egalizaryzmy, Brockback Mountainy, Anthony And The Johnsons. Wszystko to jest jawnym gwałtem na naturze ludzkiej.
Czy jednak konserwatysta jeden z drugim, proszę mi wybaczyć, pozbawiony jest zdolności wyciągania wniosków ze swoich tez? W jaki sposób, nie przymierzając, gejowski ślub miałby być gwałtem na naturze ludzkiej, skoro odbywa się w jej ramach? W jaki sposób marksizm miałby być dla natury ludzkiej nienaturalny, skoro Marks, z tego, co mi wiadomo należał do naszego gatunku? W jaki sposób cokolwiek, co stworzone, wytworzone czy przetworzone przez człowieka może być z naturą ową niezgodne? Wydaje się – dla człowieka w semantyce konserwatywnej mało biegłego – że pojęcie „natury ludzkiej” to jakiś humbug, to pała, która ma grzbiety heretyków masować wnet, kiedy przeciwstawiają się konserwatywnym wymysłom. I pytanie: czy aby owe fantazmaty, będące przecież pochodną jakichś procesów historycznych nie należałoby jakąś szturmówką zgromić? Bo jeśli narodziły się w jakimś procesie, to znaczy, że wcześniej ktoś musiał je, jako modernizator i postępowiec wytworzyć. Innego wyjścia nie ma. Chyba, że palec Boży – nagle ludzie, i ptactwo powietrzne, i dinozaury budujące piramidy.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości