Krzysztof Ligęza popełnił tekst, w którym pomstuje na telewizor. Właściwie nie na sam przedmiot, ile na treści przezeń propagowane. Na Szymona Majewskiego, któremu ponoć puenty brak, Na Jurka Owsiaka, którego wprawdzie w telewizji za często nie widać, ale za to czasami komuś z baszki wycedzi i na komunistę, nomen omen, Kubę Wojewódzkiego. I tutaj, aby określić lepiej jego osobę posłużył się autor w celach degradacyjnych nazwiskiem showmana i zamiast Wojewódzkim Kuba stał się Kubą Powiatowym.
Ponoć 98 procent telewidzów to widzowie zahipnotyzowania i zniewoleni mocą małego ekranu. Bezsilni wobec jego wpływów służą mocodawcom wyżej wymienionych. Zapewne chodzi, jak określił był to prof. Wolniewicz, o anonimowe centra władz, czyli
lewacko libertyńskich mocodawców z Brukselii. Ewentualnie z Tel Awiwu. I to jest poważny kłopot. Nie tylko Krzysztofa Ligęzy, którego przemyślenia stanowią tutaj tylko (aż?) punkt zaczepienia. To jest poważny kłopot polskiego konserwatysty.
Polski konserwatysta rozmiłowany jest w narodzie. Inaczej niźli np. konserwatysta amerykański, który głównie rozmiłowany jest w broni, pieniądzach i wolności, o czym świadczyły transparenty, które pojawiały się niedawno w Waszyngtonie. Konserwatysta zza oceanu, to konserwatysta indywidualistyczny, chciałoby się powiedzieć, natomiast konserwatysta znad Wisły to, jakby to obrazoburczo nie brzmiało, konserwatysta kolektywny. „Naród jest zagrożony”, „Naród jest niszczony”, „Naród ma prawo wiedzieć”. Generalnie naród jest jako-byt jest podmiotem, za którego, w co odważniejszych deklaracjach można usłyszeć, życie poświęcić – oczywiście o ile zajdzie konieczność – należy. Tylko ten naród jako-byt jakoś się nie trybi z ludźmi, którzy go winni (bo jak inaczej?) tworzyć. Wprawdzie naród jest uświęcony i można za niego żywot oddać, ale ludzie to najczęściej zgraja głupków, którymi manipulować może byle członek anonimowego centrum decyzyjnego. Naród-jako-naród zdolny jest do poświęceń, heroiczny i w ogóle Winkelrid z niego, ale ludzie to lenie, niewdzięcznicy i zajadacze chipsów i pijusy piwa oglądający wieczorami Taniec z Gwiazdami i Szymona Majewskiego ze spasionymi brzuszyskami wystającymi spod niegdyś białej, podartej gdzieniegdzie koszulki na ramiączkach.
I tak tworzy się jakaś przedziwna sprzeczność między gloryfikowanym Narodem a komórkami go tworzącymi. Naród godny jest w tej wizji najwyższych laurów, a jego członkowie godni li kopa w dupę za niewdzięczność, że do tak Wielkiego Tworu przynależąc zamiast flagi wywieszać, to oglądają jakieś powiatowe show w telewizorze i czytają Wyborczą zamiast Rymkiewicza.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka