Rozgorzała ostatnio dyskusja na temat roli kobiety w społeczeństwie. I jak często to bywa w roli dyżurnego piekła ustawiona została Szwecja. Dzieci tam ponoć od samego przedszkola mają prane mózgi. Kwestie edukacyjne więc wchodzą w grę. Dla zdroworozsądkowo myślącego człowieka postulat taki od razu trąci totalitaryzmem i od razu przypomina się, co powiedział Lenin: uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć. I polska prawica więc generalnie nauką się trochę brzydzi. W każdym razie w stosunku do nauki wykazuje daleko posuniętą nieufność. Chyba, że jest to tradycyjna nauka Kościoła Katolickiego z 2267 art. Katechizmu, który przyzwala na stosowanie kary śmierci.
Do meritum: postulatem Lenina zainteresowała się Szwecja i od przedszkola uczy równouprawnienia ról płciowych. Zamiast jak w Polsce od zerówki pokazywać w książeczkach, że mamusia pierze, sprząta, gotuje, słowem zajmuje się domem, a tatuś wraca z polowania z aktóweczką i kwiatami w podzięce za to, że mama w domu 10 godzin robi bez wynagrodzenia. Tacie za pracę 3000 netto, a mamie kwiaty.
Wydawałoby się, że model ten wypracowany przez tysiąclecia jest bezdyskusyjny. Sprawdzał się kiedyś, kiedy facet, jeszcze owłosiony wychodził z dzidą na łono natury, sprawdza się ponoć i dzisiaj, kiedy wychodzi facet na łono firmy z laptopem. Próby majstrowania przy naturze niczego dobrego nie przynoszą. Social wskazuje na skutki stosowania propagandy lewicowej:

Nie wiadomo, który to chłopak, a która dziewczyna. Co to za fryzura? To jest mężczyzna? Czy on (którykolwiek to jest) potrafiłby naprawić kran? Przecież jakby woda mocniej siknęła, to by mu łapy połamało. Albo kafelki dałby rady ułożyć? Zgroza. W Polsce takich nie ma. Polskie społeczeństwo jest zdrowe i broni się przed takim odwróceniem ról:

Lewackie postrzeganie ról społecznych niesie za sobą konsekwencje innego typu. Nie tylko są to konsekwencje rodzące moralny relatywizm, ale również problem, niezwykle często dostrzegany przez Tomasza Terlikowskiego, mianowicie problem demograficzny. Jak się promuje jakieś, nomen omen, poronione wzorce, to później kobietom się nie chce rodzić. I kraj podupada, bo nie ma rąk do roboty. To jest już nie tylko zagrożenie dla porządku moralnego, ale dla samej egzystencji Narodu. Na dowód powyższego twierdzenia podana zostaje plansza obrazująca, że tam gdzie naród silny tradycją i rolą płciową kobiety jako sprzątaczki przyrost naturalny powoduje, że możemy spać spokojnie. A Szwedów i lewacką Francję lada dzień becikami nakryjemy

(znalazłem gdzieś nowszą i fajniejszą grafikę, ale nie mogę teraz jej odszukać. Zostaje więc taki ochłap)
Nie jest dla nikogo spostrzegawczego tajemnicą, że stosunek wielu członków polskiej prawicy do kobiety jest paternalistyczny. Wielu z nich deklaruje do pań wielki szacunek i w ogóle Ą, Ę, bo i w drzwiach przepuszczą i niczym Stach, sobowtór Ryszarda Ochóckiego z Rysia przetkają odpływ w wannie, jeśli będzie trzeba. Jednak żeby chłop w domu zmywał, prał i gotował? Co to, to nie! Kobieta ma o jedną trzecią mniej tkanki mięśniowej, jest średnio o 20 % lżejsza i ma mniejszy mózg. To ustanawia hierarchię: mężczyzna zarabia, raz na pół roku przetka wannę, albo podłączy zmywarkę, a kobieta sprząta, gotuje i pierze. Jedna tylko rysa, ale chyba bardzo ważna i symptomatyczna. O tradycyjnej roli kobiety wypowiadają się ochoczo najczęściej mężczyźni z prawicy. Bo prawicowe kobiety się z nimi raczej nie zgadzają.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka