Niestety w obliczu ciągłego bombardowania aferowego człowiek nie może się wyprztykać. Na horyzoncie znowu zajaśniał gwiazda PiS. Ci, którzy do niedawna pozostawali na marginesie wracają do obiegu. Znowu realnym zaczyna być równa walka PO i PiS. Dowodów na to w postaci sondaży jeszcze nie widać, ale jeśli sprawa potoczy się inercyjnie jeszcze przez kilka dni, czy nawet tygodni, zapewne czeka nas jakieś większe, czy też mniejsze przemeblowanie.
Od pewnego czasu mówi się o wirtualizacji polityki. Dzisiaj jest ona niczym innym, niż jak mówił jeden z moich profesorów, Tadeusz Bodio sztuką bycia wybranym. Epoka postpolityczna rzuciła politykę na pożarcie siłom ekonomii. Nie czas i nie miejsce oczywiście dochodzić dlaczego tak się stało. Warto na wstępie jednak powiedzieć, że tak właśnie jest i koniec kropka. Wirtualizacja polityki wymusza na graczach wirtualizację swoich działań, których skutkiem ma być właśnie „bycie wybranym”. Wspólnym mianownikiem, polem wspólnym większości dzisiejszych formacji politycznych może stanowić zawołanie: „świat jest gdzie indziej”. Starcie, którego jesteśmy światkami odbywa się między mediokratyczną PO a anachronizmem PiS. Afera hazardowa znakomicie pokazuje ucieczkę od Realnego zarówno jednych jak i drugich.
Platforma Obywatelska w obliczu kryzysu niecierpliwie czeka na kolejne wyniki instytutów sondowania opinii publicznej. „Mirosław Drzewiecki odejdzie, jeżeli nie przekona opinii publicznej do swoich racji.” Te słowa bodajże Grzegorza Schetyny cytowane bodajże przez Igora Janke oddają sposób działania na arenie politycznej PO. Partia, która łapie wszystkich (ładnie zwana ze staropolska „partią catchallową”) ogranicza swoją polityczną aktywność nie do "robienia", ale do "nie-robienia" niczego, co mogłoby zrazić do niej większe grupy wyborców. W tym wariancie polityka tożsama jest właściwie z marketingiem, którego ostatecznym benefitem jest wygranie wyborów. Później trzeba tylko przetrzymać do kolejnych wyborów, bez wprowadzania zmian w systemie społeczno-politycznym, które mogłyby się spotkać z dezaprobatą szerszych grup elektoratu. Martwa polityka, zaciukana przez marketing jest domeną doraźnych ruchów na możliwie jak najszerszych polach. Tym samym przestrzen władzy oddawana jest siłom ekonomii. Władza instytucjonalna jest sama w sobie nagrodą, choć traci władzę realną. Stanowi jedynie nobilitację i jest wyznacznikiem prestiżu, podobnym jak drogi samochód.
Prawo i Sprawiedliwość partia, która stanowić ma remedium na plastikowość i wirtualizację polityki proponowaną przez PO prowadzi politykę tak samo wirtualną, tylko że znakiem przeciwnym. O ile polityczna rzeczywistość PO ogranicza się w dużej mierze do odpowiadania na doraźne zapotrzebowanie „gawiedzi” tworząc idylliczą iluzję państwa, które lada dzień będzie drugą Irlandią (nie jestem pewien, czy Donald Tusk nadal stawia sobie Irlandię za wzór), o tyle PiS tworzy iluzję permanentnego kryzysu. Polak musi być czujny, musi wiedzieć, że Zły nie śpi, że czai się i dybie. W tej oblężonej twierdzy Zły jest utożsamiany przez elity żerujące na zdrowym, acz uciemiężonym narodzie. PiS nie potrafi wyrwać się w swoich analizach poza dialektykę klasy uciskającej i klasy uciskanej, a sam siebie mianuje na szeryfa, który nie boi się przewrócić stolika przy którym zasiada polityczno-biznesowo-medialno-mafijna elita. Jest to oczywiście sprzeczność równie nieprawdziwa jak nieprawdziwa jest „polityczność” PO. Elity nie różnią się wiele w swoim załatwiactwie od narodu. Oczywiście skala załatwiactwa jest inna, ale bynajmniej nie dlatego, że maluczcy mają czystsze sumienia, tylko dlatego, że pozbawieni są możliwości łamania i naginania prawa w sposób przynależny górom. „Ryba psuje się od głowy”, jedno z naczelnych haseł PiS jest oczywistą bzdurą na resorach. Prostackie załatwianie spraw jest domeną elit w takim samym stopniu jak jest domeną nizin. Niziny jednak samooczyszczają się i samorozgrzeszaja słowami: kradną wszyscy, kto nie kradnie i nie załatwia ten frajer, przecież nie przestanę tego robić, bo kto chciałby być frajerem?
PiS zdając sobie sprawę z tego lub nie (nie potrafię powiedzieć), zarządza przez kryzys, podobnie jak PO zarządza przez sondaże. W przypadku PO mamy do czynienia z mediokracją, a w przypadku PiS z kryzysokracją. Wyborcze wahadło zmienia pozycję. A świat i tak jest gdzie indziej.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka