Atmosfera wokół afery hazardowej jest wydarzeniem głównie medialnym. Stanowi ona doskonały przykład medialnej produkcji kryzysów, gdzie rozhisteryzowane głosy polityków wzmacniają odbiór kolejnych newsów. Wiadomości nie muszą być sensacyjne, ani nawet szczególnie istotne, wystarczy, że pojawiają się w kontekście danej sprawy. Można tu przywołać przykład choćby medialnie produkowane poczucie tragedii w obliczu śmierci żołnierzy w pierwszej wojnie w Zatoce. Wystarczy powiedzieć, że pięciokrotnie więcej z nich statystycznie zginęłoby w wypadkach drogowych pozostając w domach. Śmierci żołnierzy nadawał istotności jej kontekst, jej medialne umiejscowienie.
Dzisiaj kontekst podniecił i uruchomił kryzysowych publicystów, którzy z wstrzymanym oddechem nasłuchują kolejnych newsów, aby przypadkiem im nie umknął jakiś szczątek, jakiś kawałeczek, który może okazać się niezwykle istotnym w diagnozowaniu kondycji polskich elyt, entelygencji i ałtorytetów. Wróciły dawno nie widziane twarze i nazwiska. Ujawnili się dyżurni aferolodzy, którzy pojawiają się wnet, gdy należy poprzeć odpowiednią opcję, a inną pogrzebać. Dla wielu z nich świat społeczno-polityczny najprecyzyjniej odzwierciedlany jest w aferach; rzeczywistość jest wnet odzierana z maski i ujawnia się jej twardość i nagość, podobnie jak dla Levinasa ujawnieniem nagiej rzeczywistości jest wojna. To produkcja wirtualnego zagrożenia, podnieta bitewnej zawieruchy. Wszystko to w przekonaniu, że zjadaczy chleba cała sprawa interesuje. Celem nadrzędnym jest poszukiwanie zdrowej tkanki Narodu, dla której warto toczyć jest boje o każdy szczególik, który przybliża ową tkankę do Prawdy. A to tylko po to, aby za dwa tygodnie, jeżeli okaże się, że zabiegi aferologów nie przyniosą oczekiwanego rezultatu i Naród pokaże im po raz kolejny figę i nie bacząc na ich starania wybierze postpolitykę, nazwać już nie Naród, tylko naród lemingami.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka