Empik zasiał moralne oburzenie. Pani T. Bochwic pomyślała, że najlepszym rozwiązaniem będzie wystąpienie na drogę sądową, za to, że ktoś śmiał nazwać ją po imieniu. Chevalier postąpił nieco bardziej litościwie w stosunku do Starbucksa, ale mniej litościwie w stosunku do pracujących tam studentów (zapewne pobierających nauki w nieodległym budynku instytutu dziennikarstwa) i przedstawiając się jako Eligiusz Niewiadomski (no proszę, nawet Word wie kto to jest: nie robi autokorekty) postanowił drwiną zadać cios korporacyjnej fraterlizacji. Następną ofiarą imiennizacji padł eumenes, który jak sądzę w latach nieposunięty, powiedział rówieśnicy sprzedającej w Empiku, że nazywanie go imieniu jest bezprawne.
Ja wiem, że to wszystko jest komercjalizacją stosunków międzyludzkich. Ja wiem, że to trąci Ameryką. Jednak We are living In America, jak śpiewał niemiecki zespół przywołujący skojarzania z III Rzeszą. Obyczaje, rzecz zmienna i nie widzę powodu, aby kruszyć kopię o to, że ktoś nas po imieniu pożegna. W empiku nie robiłem zakupów kartą (z której sprzedający dowiadują się o imionach klientów) przez dość długi czas, więc nikt mnie nie wyzwał. Podejrzewam jednak, że moją reakcją byłoby imienne podziękowanie sprzedającemu: przecież noszą te swoje tabliczki z przeprosinami, że się jeszcze uczą.
Również w Internecie jest widoczna fraternofobia. Fora, blogi i komunikatory są miejscami, gdzie wedle netykiety mówi się na Ty do każdego, z kim się rozmawia*. Wydawałoby się, że takie przejaw egalitaryzacji, nikomu nie przeszkadza, jednak w trzewiach polskiej sieci, jeżeli się rozmawia się poważniej, to obowiązuje Panownie.
Nie mogę nie odnieść wrażenia, że to przejaw polskiego budowania twierdz. Wiele osób na chodnikach – zwłaszcza w małych miejscowościach, lub obrzeżach dużych miast – mimiką wyraża sympatyczne pozdrowienie „spierdalaj”. Udajemy, że nie interesuje nas to, co się dzieje u sąsiadów (a jeśli się dzieje źle, to udajemy przed samymi sobą) i tego samego oczekujemy od nich. No, ale obyczaje się zmieniają, a wiatr wieje z zachodu. Podobno już nawet jedzenie ryby dwoma widelcami jest chamstwem.
* To w żadnym stopniu nie jest personalna aluzja do jednego z moich dyskutantów. Jak powiedziałem, forma Pan/Pani mi nie wadzi, bo nie jestem doktrynerem.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura