Kiepskim lansem jest fotografowanie się koło piramid i umieszczanie zdjęć na NK. Każdy ma zdjęcia przy Sfinksie i palmach. Kiepskim lansem jest też fotografowanie się z jakimiś wypasionymi furami, bo przecież prawie każdy, niemalże jak agent Tomek, ma Porsche, albo Jaga, a jeśli nie to przynajmniej stuningowanego Golfa. Prawdziwym lansem jest nie korzystanie z portali społecznościowych i właśnie taki lans uskuteczniam. Konto na NK założyłem ze 2 lata temu, ale Bóg mi świadkiem, że moje odwiedziny na nim można policzyć na palcach, w które wyposażony jest jeden człowiek. Wszedłem jednak trochę potajniaczyć i popatrzeć jak pozmieniali się ludzie z mojej podstawówki. Minęło już kilka lat, z miejsca w którym uczęszczałem do szkoły podstawowej wyprowadziłem się w 7 klasie, jako ostatni rocznik przed reformą gimnazjalną. Okazało się, że co najmniej połowa moich koleżanek i ich koleżanek z podstawówek poszła w macierzyństwo. Niektóre ich „słońca życiowe”, "sensy życia", „bobaski” i „kochania” mają już po kilka lat. Dziewczyny w wieku 23 lat mają po dwójkę dzieci i oczywiście szczęśliwych mężów. Do tego fotografie przy stuningowanych Golfach.
Należy pominąć procent, lub 2 dziewczyn i chłopców, którzy naprawdę chcą mieć dzieci w wieku wczesnych swoich lat dwudziestych. Wiadomo, ja mam 20 lat, ty też i przed nami siódme niebo. A tu figa. Dziewczyny toną w pieluchach, obowiązkach i ogromnej odpowiedzialności, których mogłyby uniknąć, gdyby ktoś powiedział im, że w życiu seksualnym nie ma egzystencjalnych wyjątków. Że powiedzenie „zaryzykujmy” i kilkuminutowa (czasami oczywiście dłuższa) przyjemność może skończyć się nieprzespanymi nocami, ogromnymi wyrzeczeniami, a przede wszystkim odpowiedzialnością, do której wiele spośród młodych ludzi nie jest gotowych. Że za pierwszym razem również można wpaść, a stosunek przerywany nie stanowi najlepszego środka antykoncepcyjnego.
Można oczywiście tropem Tomasza Terlikowskiego powiedzieć, że baby boom, który zrodził się z nałożenia na siebie erotyzacji życia i braku edukacji seksualnej, przyniesie naszemu narodowi demograficzną potęgę. Jednak nie ilość się liczy w społeczeństwach późnej nowoczesności, ale jakość. I nie chodzi mi tu bynajmniej o jakość wykształcenia przyszłej siły roboczej; przynajmniej nie tylko o to. Chodzi o tzw. „dobre życie” dla osób, które dopiero wchodzą w dorosłość. Dla nich brak obowiązkowej i kompetentnej edukacji seksualnej kończy się zazwyczaj zmianą nazwiska i pędzeniem życia matki o 10 lat za wcześnie.
Tak, w Polsce jest ogromny niedosyt wiedzy o zabezpieczaniu się. Antykoncepcja przerywana, albo polegająca na handicapie pierwszego razu jest niezwykle popularna. Szkoła nie nadąża za zmianami społecznymi, a przecież jej zadaniem powinna być przygotowanie człowieka do poruszania się w społeczeństwie. A tymczasem na NK obok tuningowanych golfów i zdjęć spod piramid z 2005 pojawia się coraz więcej fotek „kochanych bobasków” młodych małżeństw, które wcale nie planowały tacio-macierzyństwa.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka