ezekiel ezekiel
109
BLOG

Tabu braku suwerenności Polski

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 27

Dzisiaj bloger Andrzej… stwierdził, że w Polsce istnieją tematy tabu, a swojemu spostrzeżeniu poświęcił notkę. Do owych zaliczył aborcję, edukację seksualną, In vitro, czy związki partnerskie. Autor jest zdania, że debatę zastępuje zakrzyczenie. Natychmiast dali mu odpór prawicowi „niezależni publicyści” zakrzykując jego spostrzeżenia. Nie zgodziłbym się jednak, że akurat te tematy pozostają w Polsce tematami tabu. Oczywiście w mainstreamie więcej uwagi poświęca się nabożnemu niemalże celebrowaniu problemu braku autostrad, ale nie można powiedzieć, że treści przez Andrzeja… wymienione pozostają w sferze tego, o czym się nie mówi. Można co najwyżej ubolewać nad traktowaniem powyższych kwestii jako „tematów zastępczych” w stosunku chociażby do… braku autostrad. To czego w głównym nurcie polskiej publicystyki i polityki się nie zazna jest kwestia redefinicji państwowości. Wylano już hektolitry atramentu i wypstrykano nie jedną klawiaturę postulując obronę interesów państwa, zagrożeń dybiących na suwerenny byt – Polskę; ziemię naszą ojczystą usłaną ofiarami. Prawdziwym tematem tabu jest postpaństwowość, czas, w którym żyjemy, a w którym suwerenność właściwie jest już tylko i wyłącznie słowem-batem witym na przeciwników politycznych, co by ich smagać ku uciesze elektoratu, który żyje światem, którego już nie ma.

           Przypomnijmy, że suwerennością zwykło się nazywać swobodę politycznego podmiotu do decydowania o sobie samym. Państwo suwerenne jest więc sobie sterem i okrętem, który płynie po oceanie dziejów (o, o!) śmiejąc się w twarz wichrom niczym beznogi pułkownik Dan Taylor z Foresta Gumpa wyzywający z pokładu rybackiego kutra na pojedynek samego Boga podczas sztormu. O ile Taylor z Bogiem wygrał (Bóg dał mu fory) o tyle suwerenność państwowa z ciśnieniem dziejów nie zwyciężyło. Pisze o tym otwarcie w Gazecie Wyborczej – bo gdzieżby indziej – z Pragi Lubosz Palataw komentarzu do Klausowskiego podpisu pod Traktatem. Zdaniem komentatora Unia „zwyciężyła” z suwerennością narodową. Czy jednak takie stawianie sprawy jest zgodne z prawdą? Podpis Klausa można traktować, w wielkim uproszeniu oczywiście, jako akt kapitulacyjny suwerenności państwowej. Jednak stwierdzenie, że suwerenność została tym podpisem odebrana, jest nie tylko nieprawdziwe, co naiwne. To jest tylk oznak widzialny, oficjalne przypieczętowanie procesu.

Suwerenność rozmywała się wraz z kolejnymi falami globalizacji. Kolejne umowy międzynarodowe, traktaty i organizacje na łono których wstępowały kolejne państwa narodowe stanowiły elementy uszczuplania swobody podejmowania przez nie decyzji. Państwa, które podpisały najmniej międzynarodowych, czy też ponadnarodowych porozumień, a więc w istocie państwa najbardziej suwerenne, to państwa najbiedniejsze. No i bonusowo Watykan. Autarkiczność dzisiaj oznacza regres. Ktoś może powiedzieć, że umowy i traktaty nie są respektowane. Z jednej strony zapewne miałby rację, z drugiej jednak ograniczenie rozumienia globalizacji do sfery prawa międzynarodowego, jest przejawem, powiedziałbym, intelektualnej nieostrożności. O ile od stosowania prawa międzynarodowego można się migać (bo kto je wyegzekwuje?), tak od werdyktów globalnej gospodarki już nie. Państwa stają się instytucjami indeksującymi przepływy międzynarodowego kapitału. Zależne są od nieprzewidywalnych fluktuacji na globalnych rynkach finansowych. Tak na przykład stabilność Rosji jest zależna od cen ropy i będzie trwać do momentu, aż świat nie przejdzie na inne źródła energii, lub nie nastapi kolejny kryzys, który zaowocuje spadkiem cen czarnego złota.

Każde państwo jest współzależne od kondycji finansowych rynków, od międzynarodowej opinii, etc. Do tego dochodzi wzrost znaczenia technologii informacyjnych, unifikacja komunikacyjna (kto dziś nie zna angielskiego?) i umiejętność społeczeństw do organizowania się w podmioty przeciwwładzy. Można choćby przytoczyć tutaj przykład pierwszego „ponowoczesnego konfliktu”, jak mówią o rebelii Zapatysów analitycy. W Meksyku władze ugięły się nie pod gradem kul, ale pod gradem e-maili, mówiąc w uproszczeniu. Naiwnością byłoby twierdzenie, że problemy świata dają się załatwić via Internet, ale jeszcze większą naiwnością jest sądzenie, że jego polityczna rola jest znikoma. Pomarańczowa Rewolucja (sama rewolucja, a nie jej owoce) była tak skuteczna właśnie dzięki technologiom informacyjnym.

W Polsce nie ma jednak miejsca na tego typu debatę. Naszą klątwą jest gloryfikacja ofiar. Mit ofiarnej śmierci za ojczyznę zatyka usta. Suwerenność uświęcona krwią stała się wartością samą w sobie, której podważanie jest równoznaczne z bezczeszczeniem grobów poległych w jej imieniu. Świat się jednak zmienia. Ci, którzy walczyli, walczyli za taki kształt, czy też narrację, państwa która była funkcją ich czasów. Na frontach II Wojny nie walczono za Polskę szlachecką, ani za Polskę Mieszka I (ani w jednej ani w drugiej przeciętny mieszkaniec nie czuł „narodowej” wspólnoty z osobami odległymi od niego o kilkaset kilometrów). Polska debata publiczna ugrzęzła a okopach II wojny i z szacunku dla ilości ofiar nie może się z niej wygrzebać. Sama rzeczywistość oczywiście gwiżdże na publiczną debatę, a działania rządu uzależnione są nie tylko od tego, co robaki w Brukseli wymyślą, ale też od tego ile pieniędzy ma Szejk w Katarze.

ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka