Jakiś czas temu niezawodna Magda Środa napisała tekst o tym, że prawica, to ludzi zasad, a lewica to ludzie troski. Od razu się z nią zgodziłem, co zresztą przychodzi mi dość łatwo, jako, że zarówno ona, jak i ja jesteśmy członkami zboczonych hord cywilizacji śmierci, którym nieobce są tęsknoty za pożogą grzebiącą białego człowieka. Dzisiaj z kolei Łukasz Foltyn, który okresowo około drugiej niedzieli stycznia doznaje porażenia nieznanego mi pochodzenia, napisał post o tym, że co piąte dziecko w Polsce żyje poniżej granicy ubóstwa. I odzewu brak. Kilkanaście komentów. A jak gw1990 nasmaruje jakąś przepisywankę, to wzburzenie liże niebiosa i milijon komentujących się uaktywnia. Bo bywalców salonu, a mam wrażenie, że w ogóle sporą część (większość?) polskiej blogosfery i polskich aktywnych i pobudzonych domorosłych komentatorów mało interesują tzw. realne problemy.
Bieda dziecka jest usprawiedliwiona, wyjaśniona i etycznie obojętna, gdyż jest ona dziełem rodzica: nieroba - pijaka, który przecież mógł wziąć, zamiast bełta, los w swoje ręce i wykuć je jak kowal, ozłocić i dla swojego potomka zapewnić byt na miarę czasów. Jednak, że rodzic jest leniem, a przez to nieudacznikiem, tragedia dziecka jest tragedią etycznie obojętną. Bo dziecko jest własnością rodzica. A rodzic to nierób. Wszystko OK., sprawa wyjaśniona, nie ma się czym przejmować, bo świat tak jest urządzony, że niektórzy mają, a reszta jest zbyt leniwa żeby na coś zapracować. Emocji zbytnich też nie potrzeba, bo za łby ciężko się przy takiej okazji wziąć.
A wszystko to dlatego, że polityka dla domorosłego komentatora ogranicza się do przepychanek, kibicowania i rokowania „kto kogo”. Bitwa ta daje taką podnietę, że ona sama jest realna bardziej niż głodne dzieci. Dla bezpieczeństwa doszywa się sobie filozofię, że jak komisja śledcza rozpierdoli układ, to się i dzieci najedzą, bo do szkół dojedzie więcej mleczka i kotletów z niezabagnionych lokalnymi sitwami zakładów przetwórczych, a i korporacje szeroko się otworzą na postpegieerowskich pracowników. Polityka uskuteczniana na tym i innych padolach, to w przeważającej mierze kibolowanie. Bo najważniejsze są zasady. Jak one nastaną, to troski same z się znikną.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka