Mogłoby się wydawać, że świat jest w miarę bezpieczny. Wyglądam przez okno swojego dwudziestosześcio metrowego apartamentu i zataczam wzrokiem kręgi mierząc perypetie bytowania ludzi dnia codziennego. Jeżdżą samochodami, zatrzymują się pod moim oknem zastawiając możliwość wyjazdu z miejscowego parkingu innym, udając, że im się popsuło auto. Wychodzą z psem, aby ten mógł brązowić trawniki. Chodzą do miejscowego, drogiego sklepu. Weekendami nietrzeźwa młodzież huczy na chodnikach przyśpiewując pieśni opiewające potęgę miejscowego klubu sportowego. W dni cieplejsze wylegają na ulice całe rodziny złożone z tatusia, mamusi i latorośli. Nie wiedzą wszyscy ci ludzie, że, jak to melorecytował najtwardszy z polskich posiadaczy kałasznikowa, na horyzoncie zmierzcha się i słychać szczęk żelaza. Że oto na oknach szyb kryształowego pałacu widać już rysy a zza nich dobiega złowrogie buczenie dzikich hord najeźdźców. Wróg nie śpi. Na szczęśnie nie śpi też polska prawica, która owego wroga dostrzega zawczasu i nawołuje do przebudzenia się z leniwego letargu, w który wprawiła nas politpoprawność. Oto bowiem nadchodzi koniec świata, jaki znamy, jak to napisał bloger kokos26.
Dobrze byłoby sobie zdać sprawę z tego, że cała nasza cywilizacja jest zbudowana na pewnych fundamencie. Fundamentem tym jest chrześcijaństwo, a w jego ramach – bo poza nimi już tylko fetor zgnilizny i metan wiadomo skąd – rodzina. Rodzina oparta na ojcu, matce i jak największej liczbie potomstwa ku demograficznej potędze masy rąk do wyrabiania PKB w ojczyźnie. Aby cywilizację zachować w tym stanie, który gwarantuje jeżdżące pod moim oknem samochody, psy obsrywające trawniki na potęgę i bezkarność ich właścicieli, aby zachować ten wigor młodych dresiarzy, którzy drą się nocami „Legia, Legia”, i te zakupy w lokalnym sklepie potrzebna jest obrona fundamentu, obrona rodziny.
Sprawa nie jest tak prosta jak mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut niewprawionego oka. Po pierwsze, o czym już dzisiaj napisał Wojciech Sadurski, na rodzinę przeprowadzają zamach homoseksualiści i ich entuzjaści – filohomoseksualiści. Prawne uznanie związków partnerskich może zagrozić stabilności kondycji ludzkiej. Usankcjonowanie takiej, dziwacznej w istocie, konstrukcji (wśród zwierząt ponoć nie ma homoseksualizmu) to nic innego jak przyzwolenie na masową homopropagandę, na którą młodzi, dynamiczni z wielkich miast są tak podatni i łasi, że za chwilę gros rodzin w Warszawie, Poznaniu, Trójmieście, Łodzi i Olsztynie się rozpadnie, kobiety z nich pójdą w lesbiaństwo, a mężczyźni w gejostwo. To z kolei doprowadzi do nagłej zapaści demograficznej, a w dłuższej perspektywie do wymarcia narodu.
Mając na uwadze kwestie dzietności wypada również przedstawić kolejne zagrożenie dlań, a mianowicie aborcję. Jak napisał jeden z czołowych blogerów w kraju GPS.65 nienarodzonodzieciobójstwo połączone z usankcjonowaniem prawnym tegoż procederu i państwową propagandą może owocować genocydem Polaków. Aborcja, będąca narzędziem depopulacji pospołu z eutanazją, która w istocie niczym innym nie jest jak skrytobójstwem osób, których się nie lubi doprowadzi do realizacji koszmaru Tomasza Terlikowskiego – przegrania w demograficznym wyścigu z Angolą i Sri Lanką.
To jeszcze nie wszystko. Właśnie przez Sejm przechodzi ustawa, nierzadko i zapewne nie bez powodu nazywana totalitarną. Od jej ewentualnego wejścia w życie pracownik socjalny będzie mógł przyjść i zabrać dziecko rodzinie, w której na ścianie wisi krzyż, w której na wigilię śpiewa się kolędy, w której mówi się „mama” i „tata” zamiast bezosobowego Ty. To jeszcze nic. Pole do popisu tutaj oddaje się Pawlikom Morozowom, którzy - jak powszechnie wiadomo bacznie śledzą zmiany ustawodawstwa – dostaną instrument do szantażowania swoich rodziców, aby ci kupili im komputery, albo quady, bo inaczej wpadnie ZOMO i wypałuje. Nawet nie wspominam już o pomysłach edukacji seksualnej, które naszą polską niewinną i nieskalaną wiedzą o obrzydliwościach młodzieży zepchnęłyby w kloakę analno-klitoralnych dywagacji i takich też praktyk.
Dziękujemy więc Tobie prawico polska za wszystkie te ostrzeżenia, za te tony alarmistyczne, acz na miejscu, bo żeby ktoś mógł spać czuwać ktoś musi.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka