Świecką tradycją właściwie stało się już narzekanie na rozPRyzowanie członków Platformy Obywatelskiej. Szczerze muszę powiedzieć, że i ja zaliczam się do tego nurtu, który nie przepada za, za przeproszeniem, marketingowym paradygmatem polityki. Zdzisław Krasnodębski w rozmowie z Janem Pospieszalskim wskazywał na miałkość marketingu politycznego w kontekście niedawnej tragedii. Mówił, że politycy wykreowani nie są przygotowani na takie sytuacje, bo żadne PRowskie strategie nie przewidują takich zdarzeń.
Po tygodniowej żałobie życie zaczyna wracać na swoje dawne tory. Za chwilę wybory prezydenckie, trzeba się więc spieszyć, zwłaszcza, że naród oczekuje „zgody”. Walka musi więc być wysublimowana. Przynajmniej teraz. I od takich chwytów zaczyna kampanię Marek Migalski. Zazwyczaj mówiący o ułomności zmyślnych sztuczek wizerunkowych, dzisiaj gani Bronisława Komorowskiego za styl jego przemówień. Kto by pomyślał, że tak otwarta pochwała PRu nadejdzie właśnie z tej strony. Europoseł uważa, że treść przemówień marszałka była dobra. Zła była forma. Komorowski powinien „współodczuwać”. Jednocześnie przychodzi Migalski z sugestią, aby kandydatem na prezydenta ze strony PO był Donald Tusk. On przynajmniej przemawia dobrze bez kartki. A jego przemówienia są autentyczne. Myli się więc albo Krasnodębski, mówiąc że PR nie obejmuje takich zdarzeń, albo Tusk nie jest wcale wytworem sztabu specjalistów od wizerunku. Jest jeszcze jedna opcja. Marek Migalski chce zasiać ziarno niezgody w PO, aby później, w przypadku zmiany decyzji dotyczącej persony kandydata, ktoś z PiSu, powiedział, że demokracja w PO nie istnieje i jest tylko marketingowym chwytem.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka