Znamiennym jest fakt, że Jarosław Kaczyński przerwał milczenie udzielając wywiadu w Internecie. Prezes Kaczyński stara się zatrzeć złe wrażenie, które niegdyś wywarł niepochlebnie wyrażając się o internautach. Jego wypowiedź była umiejscowiona w kontekście e-votingu. Dla Jarosława Kaczyńskiego, z jego nabożnym stosunkiem do ceremoniału państwowego, głosowanie przez via sieć, bez odświętnego ubrania, bez flag w pomieszczeniu, bez godła w okolicy urny, z piwem w ręku i między pornosami głosowanie byłoby profanacją. To pokazuje jak daleko był Jarosław Kaczyński kilka lat temu za resztą świata. Dzisiaj, udzielając wywiadu w Internecie chce uwidocznić swoją wielką przemianę, nie tyle emocjonalną, która miałaby być skutkiem ostatnich tragicznych wydarzeń ile intelektualną; Jarosław Kaczyński w końcu mówi o nowoczesności i to przyszłość jest ważniejsza niż przeszłość.
Na marginesie można również powiedzieć, że znamiennym jest adres wywiadu. Prezes Prawa i Sprawiedliwości postanowił wypowiedzieć się w sieciowej przybudówce ideowej partii. PiS nie potrzebuje innej sprawnej strony internetowej, bo najbardziej prężnym miejscem w Internecie, gdzie widoczne jest poparcie dla Kaczyńskiego jest Salon24.
W wywiadzie czuć nowego prezesa. Nie mówi już językiem konfliktu, tylko językiem porozumienia. Na pytania o tragedię stara się odpowiadać w sposób w miarę możliwości nieemocjonalny, dystansuje się do kultu ofiar tak obecnego w polskim społeczeństwie. Znamiennym jest, że na pytanie o dekomunizację - czy też desowietyzację, jak to wyraził jeden z blogerów - nie odpowiada wprost, tylko wyraża chęć stawienia czoła problemom drugiej dekady XXI wieku. Zapewne część z jego najbardziej betonowych fanów ma mu trochę to za złe. Dzisiaj oni wydają się bardziej kaczyńscy od Kaczyńskiego.
Gdybym uwierzył Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jest taki, jak prezentuje się w wywiadzie, że przeszedł metamorfozę, to być może byłbym w stanie na niego zagłosować. Zwłaszcza, że wykazuje on pewne lewicowe zacięcie w sprawach socjalnych. Deklarowana „otwartość pałacu” być może nie oznaczałaby atencji nad filozofią Petera Singera, czy Aleksandra Barda, daleko więc jej do mojego pojmowania otwartości, jednak przeciwdziałałaby duchocie i zaściankowości haseł moralnej rewolucji i IV RP. Jest jedno ale. Nie wierzę Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Mam wrażenie, że długie tygodnie spędził nad pracą nad swoim językiem. Przemiana, która mogła zajść w umyśle prezesa, to nie tyle otwarcie się na nowoczesność i „wyzwania drugiej dekady XXI wieku”, tylko otwarcie się na postpolitykę. Kaczyński mówi to, czego wymagają od niego słupki poparcia i dyktat mediokracji. Jego sztab prowadzi świetną kampanię wyborczą. On sam zaś nie jest w ogóle do siebie podobny. Właściwie postpolityka może być tutaj postrzegana, za przeproszeniem, w paradygmacie pewnej strategii. Być może jest ona takim samym kompromisem, na który poszedł Kaczyński, jak Roman Giertych i Andrzej Lepper. Jest ona ceną, jaką jest gotów zapłacić kandydat na fotel prezydencki, aby dostać się do Pałacu Namiestnikowskiego. W zasadzie metamorfozie uległ tylko stosunek Kaczyńskiego do mediokracji. A być może nie jest to żadna metamorfoza, tylko przebłysk tego owianego legendą talentu strategicznego prezesa. Ja tego nie kupuję.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka