Wczorajszy Marsz Wyzwolenia Konopi był największą manifestacją, w której brałem udział. Nawet najliczniejszy Marsz Równości bodajże w 2007 roku był mniej liczny. Lewackie podobno, media mainstreamowe; podobno ekspozytury cywilizacji śmierci w większości przemilczały wydarzenie. Wypadałoby więc w kilku słowach opisać czym jest ta największa manifestacja polityczna młodego pokolenia.
Marsz Wyzwolenia Konopi to, jak mi się wydaje, najbardziej zróżnicowany konglomerat grup społecznych grup manifestujących w jednym miejscu poparcie dla jakiejkolwiek idei. Najliczniej reprezentowana jest tutaj grupa młodych ludzi około 20 roku życia z klasy średniej. To pokolenie gier komputerowych, ciuchów z sieciowych sklepów galerii handlowych, bardziej liberalne niż konserwatywne. Znalazło się trochę reprezentantów klasy średniej około 40 roku życia, choć stanowili mało widoczną mniejszość. Sporą grupę stanowiła niepełnoletnia młodzież, chyba najliczniejsze grono konsumentów miękkich narkotyków. Zapewne to dopiero ich pokolenie, po wkroczeniu w dorosłość da nadzieję na depenalizację posiadania suszu. Pytaniem istotnym jest tylko, czy ich obywatelska postawa nie jest tylko aktem młodzieńczej kontestacji, który wraz z wiekiem przeistoczy się w polski konformizm postpolityczny – i tak będą palić, depenalizacja nie będzie ich interesować, bo nie będzie ich interesować państwo i polityka . Z całą pewnością część z tych młodych ludzi jest tam li tylko dla szpanu, dla pokazania się, dla zwykłej zabawy, bo nie ma co ukrywać, że marsz jest nie tylko manifestacją polityczną, ale okazją do zapalenia i wypicia piwa, lub dwóch.
Pośród uczestników była nieliczna, acz widoczna grupa osób z klas najniższych, wykluczonych, dla których jednym znanym środkiem wyrazu jest agresja. Jest to młodzież, której plemiennym zawołaniem jest JP – „jebać policję”. To jednem z konstytutywnych elementów ich tożsamości. To grupa odwiedzająca śródmieście góra kilka razy w roku. Jest ono dla nich obcą ziemią, na której czują się niepewnie. Tutaj widać ciągle żywą walkę klas – agresję i niezrozumienie klas niższych dla witryn drogich sklepów, dla ciuchów innych niż dresy i jasne jeansy.
Moją uwagę zwrócił uwagę bałagan, który zostawiał po sobie Marsz. Nie jest on nasilony w tym stopniu, co po małomiasteczkowych festynach, gdzie ziemia właściwie pokryta zostaje dywanem plastikowych kubków po piwie, pobitymi butelkami, opakowaniami po papierosach, torebkami foliowymi. Nieporządek był jednak znaczny. Zanim coś w Polsce drgnie w tej materii trzeba będzie zaczekać kilka ładnych lat.
Niestety zdaję sobie sprawę z tego, że manifestacja nie będzie miała większego wpływu na rzeczywistość. Istnieje kilka powodów. Pierwszym z nich jest polska tradycja obśmiewania „gówniarskich wybryków”, którą najlepiej wraził swego czasu prof. Ryszard Legutko niepochlebnie wyrażając się o licealistach protestujących przeciwko faworyzowaniu wiary chrześcijańskiej w instytucjach publicznych. Ten wybieg ułatwiany jest przez młodzież z klas niższych, która potrafi wyrażać siebie głównie przez agresję i chęć fizycznej dominacji dając w ten sposób nabitą broń przeciwnikom inicjatywy. Po drugie uczestnicy manifestacji nie wyglądali na osoby przeciętne. A Polska uwielbia przeciętność. Doskonałym obrazem tego jest, a przynajmniej było jeszcze 5 lat temu, gratyfikowanie uczniów oceną wzorową z zachowania, którzy najczęściej nie wyróżniali się niczym poza konformizmem. Po trzecie Polska jest krajem konserwatywnym, co gwarantuje szczególnie silną pozycję kulturowym wzorom już istniejącym. Ostatnim czasem niezwykle popularne stało się medialne atakowanie sklepów z tzw. dopalaczami. Liczba zgonów po zażyciu substancji odurzających tam sprzedawanych waha się w okolicach jednego od kilkunastu miesięcy, podczas, gdy alkohol spowodował w tym czasie śmierć zapewne kilku tysięcy osób. Po czwarte polskie społeczeństwo nadal, czy tez „już”, jest popolityczne. Nie łączy swoich indywidualnych preferencji i interesów z działalnością państwa. To powoduje bierność i polityczną apatię. Marihuanę pali według ostrożnych szacunków 2 miliony Polaków. Być może 4.
Problematyka miękkich narkotyków pozostanie więc w Polsce tematem tabu – politycy wsłuchują się w głos milczącej, konserwatywnej większości. Temat depenalizacji jest kolejnym przykładem w morzu hipokryzji polskiego prawodawcy (zazwyczaj po przyłapaniu za posiadanie sprawa zostaje umorzona ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu). Depenalizacja dołącza w ten sposób do całego grona problemów związanych chociażby z reprodukcją, które są zamiatane pod dywan, aby tylko nikomu się nie narazić.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka