Właśnie zakończyła się konferencja prasowa Pawła Poncyliusza. Zorganizowana została na ulicy Johna Lennona. Z lewej strony posła widniała nazwa ulicy częściowo przez niego zakryta, zamiast „Lennona” widoczne więc było „Lenno”. Z Prawej strony grafika „GIVE PEACE A CHANCE”. Wiemy, że Jarosław Kaczyński lubi słuchać Bitlesów, miast „U dwa”, nie powinno więc dziwić, że konferencja jest organizowana tutaj, a nie przy ul. Bono. Poncyliusz idąc w stronę młodych (acz już wcale nie takich młodych) miał, jak sądzę, powtórzyć hasło widoczne po jego prawicy. Tymczasem zapewne doznał jakiegoś flashbacku z manifestacji, gdzie ludzie trzymali transparenty „Make PiS not war” i to hasło właśnie mu się wyrwało. Mi osobiście się ta estetyka nawet podoba. Jest ona nieco oszukańcza, bo cała postpolityka, w której tak chętnie zanurkował Jarosław Kaczyński, jest oszukańcza. Dziwne nieco jest to, że prezesa najzagorzalsi zwolennicy, dla których jednym z najcięższych dział, było właśnie biadolenie na odpolitycznienie polityki, jej sztuczność i fabrykowanie nie mają teraz wiele do zarzucenia swojemu przywódcy.
Twórcze zapożyczenia od Lennona wydają się być kontynuacją tego, co prezes PiS mówił w Szczecinie, rodzinnym mieście Grzegorza Napieralskiego, dzień po tym, kiedy okazało się, że elektorat SLDowskiego polityka może zaważyć na wyniku wyborów. Przypomnijmy, że właśnie wtedy postkomunizm zakończył się na dobre. Jakiś czas później Kaczyński przeprosił się z Józefem Oleksym, nazywając go „lewicowym politykiem średnio-starszego pokolenia”. Tym samym stał się Kaczyński bardziej lewicowy niż lewica, która w swojej, że tak to ujmę, etosowej części, Oleksego nie darzy estymą. Za tą woltę Kaczyńskiemu nawet się dostało od Staniszkis. I od Semki. I od Terlikowskiego. To nie był jednak koniec. Oto nadszedł czas na Johna Lennona, jawnego komunistę, który śpiewał o tym, że wyobraża sobie, że nie ma religii, Boga, nie ma „wyższych wartości”, ponieważ ludzie żyją tylko „dniem dzisiejszym”, w świecie którym nie ma państw. Wierzył w skompromitowane oświeceniowe „braterstwo ludzkości”. A hasło o którym mówił Poncyliusz: „make PiS not war”? Lennon posługiwał się nim, tak jak reszta skrajnie lewackiej awangardy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, odwołując się do najgorszej, hedonistycznej spuścizny tamtego okresu; do tej niszczącej więzi międzyludzkie „wolnej miłości”.
Lennon okazał się prorokiem. Wiedział, że na ówczesne realia był marzycielem. Jednak jego duch odradza się w Jarosławie Kaczyńskim przez zwiastowanie Pawła Poncyliusza, artysta nigdy bowiem nie porzucił nadziei, że jego idee będą podzielane przez coraz szersze kręgi społeczne. Nadszedł czas, że Lennon został odgrzebany przez polskiego konserwatywnego polityka. Szkoda, że kampania się kończy, bo wiele wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński przeszedłby ulicami Warszawy w EUROPRIDE. Ale te kilka dni dają sporą możliwość manewru. Można jeszcze przyodziać koszulkę z Che, berecik z czerwoną gwiazdą, jakiegoś dreada przydałoby się jeszcze uwić. Jarosław jestem i lubię surfować!
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka