Rozhisteryzowany młody bloger gw1990 dał upust swoim emocjom i w imię krzyża gotów w swoim chrześcijańskim miłosierdziu nie ofiarować czerwonego dywanika osobom, których zdaniem plac pod Pałacem Prezydenckim nie jest nienajlepszym miejsce na krucyfiks. Miłosierny jest, a przecież mógł wezwać do świętej wojny, do katolickiego dżihadu; a tęsknota za radykalizmem islamskim pośród gorliwych katolików nie taka znowu rzadka. Europoseł Ryszard Czarnecki na swoim blogu wyraża obawy o fizyczne bezpieczeństwo obrońców krzyża. Z kolei doktorowi Markowi Migalskiemu cała ta sytuacja kojarzy się ze stalinizmem.
Miałem już o krzyżu nie pisać, bo sprawa wydaje się należeć do tzw. tematów zastępczych i o ile zazwyczaj nie uznaję tego terminu, to jednak wojna rozpętana wskutek pomysłu przeniesienia (przeniesienia, a nie ugotowania w urynie!) krzyża do białości rozgrzała publikę. Miałem nie pisać, gdyby nie fakt, że ten na chybcika zbity krucyfiks z zespawaną prowizoryczną metalową podstawą przed Pałacem Namiestnikowskim nie był wyśmienitą alegorią polskiej polityki.
Władza świecka w Polsce gdzieś miesza się z zagajnikowym katolicyzmem rodem ze słynnej instalacji Davida Czernego, na której księża na kartoflisku wbijają tęczową flagę. Symbolem podstaw cywilizacji nie jest – bo ja wiem – wizerunek Kopernika, książka Darwina, wizerunek atomu, tylko krzyż. Politycznie łatwy do wykorzystania, na którego opluwanie łatwo jest się oburzyć w sprawiedliwym religijnym gniewie i w imię dobrzep ojętej bożej miłości wylać wiadro ekskrementów na braci w nie-wierze. Wszystko tu zanurzone jest w plemiennym katolicyzmie, na którym można budować mit Wielkiego Prezydenta, którym Lech Kaczyński przecież nie był. Do tego dochodzi sprzeciw wobec fantazmatycznego stalinizmu, który nie wiadomo z jakich powodów, wciąż krąży nad naszym krajem.
Batalia o krzyż nie ukazuje tylko i wyłącznie determinacji politycznej w uzurpowaniu religijnych symboli, ale pokazuje czym najłatwiej jest podniecić tłumy. Tu stoimy wszyscy Polacy, którzy nie są na emigracji wewnętrznej – przed tym Pałacem Prezydenckim, miejscem pobytu nienamaszczonej wydawałoby się przez Boga głowy państwa, z siermiężnym krzyżem u swoich bram. Gdzie nam do debat wybiegających dalej niż 10 lat w przyszłość, skoro tu ciągle krzyża nie można przesunąć?
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka