Mam pewien problem z Januszem Palikotem. To jest problem bliźniaczo podobny do obserwacji Tańca z gwiazdami, młodzieży, która głośno słucha hip hopu na komórkach w środkach transportu miejskiego, tuningowanych golfów, zdjęć na Naszej Klasie spod piramid, filmików na youtubie, na których nastoletnie dziewczyny uzbrojone w gitary i znajomość trzech akordów wykonują piosenki ulubionych wykonawców pop, zainteresowania Oliwierem Janiakiem, Żorą Koroliowem i Kasią Cichopek, którzy znani są tylko i wyłącznie z tego powodu, że są znani. Wszystkie te zjawiska, ich esencja; zajmowanie się nimi w sposób bezpośredni i emocjonalne weń zangażowanie można traktować jako wykwit prymitywizmu i ubóstwa intelektu. Wydaje się, że na tym morzu głupoty pozostaje tylko emigracja wewnętrzna i dumne nie-zainteresowanie tematyką, bycie ponad i poza nią. Taka postawa paradoksalnie uwstecznia, uniemożliwia dostrzeżenie, za przeproszeniem, społecznej morfologii. Taniec z gwiazdami jest zwierciadłem pragnień i aspiracji pewnych grup społecznych. Podobnie stuningowany golf jest artefaktem, który wyznacza horyzont dążeń młodzieży z niskich klas społecznych. Wszystko to pozwala określić pole zainteresowań społeczeństwa, diagnozować jego, że się tak wyrażę, kondycję.
Janusz Palikot nie jest tylko politykiem. Janusz Palikot jest zjawiskiem, wobec którego „trzeba” zająć stanowisko. Stanowisko zajmuje więc nie tylko niemal niemy elektorat, ale również publicyści, którzy płoną słusznym gniewem. Mnie nie bardzo interesuje sam Palikot, tak jak nie interesuje mnie kto wygra Kryształową Kulę. Interesują mnie warunki, w których możliwa stała się popularność Tańca z gwiazdami i powstanie Palikota jako frontlinera nie tylko PO, ale całej polskiej polityki.
Jakiś czas temu pisałem (wiem, że niezbyt przystoi powoływać się na samego siebie) o tym, że Janusz Palikot jest funkcją kapitalizmu hiperkonsumpcyjnego. Jest polityką „chwili ujęcia”, „prostego zdania”, która zajmuje poczesne miejsce w systemie kapitalistycznym. Towar konsumpcyjny musi być łatwo przyswajalny i takim jest przekaz Janusza Palikota. Bardzo łatwo jest się do niego ustosunkować. Nie ma co obarczać mediów odpowiedzialnością za publiczną egzystencję posła PO. Media są częścią systemu kapitalistycznego, którego główną siłą napędową jest zysk, a ten generowany jest – mówiąc w ogromnym skrócie - przez sprzedaż jak najbardziej nośnych treści. Estetyka Palikota jest estetyką świetnie współgrającą z przygłupimi kilkuzdaniowymi gadkami didżejów w komercyjnych stacjach radiowych, z tabloidową rzeczywistością tego, kiedy ostatnio ostrzykną sobie zmarchy Tomasz Jacyków.
Zjawiska społeczne wymykają się jednak jednorazowym opisom, ponieważ na ich istnienie składa się niezliczona ilość czynników. Można starać się wyłuskać dominanty, jednak zawsze pozostanie coś niedopowiedzianego. Wyjaśnienie palikotyzacji polskiej polityki za pomocą, za przeproszeniem, paradygmatu kapitalizmu hiperkonsumpcyjnego wydaje się oczywiście niewystarczające. Palikot jest również funkcją polskiej specyfiki politycznej. Chociaż na całym świecie kapitalizm produkujący konsumpcjonizm obniża standardy debaty publicznej, to w Polsce, przynajmniej tak mi się wydaje, polityka będąca domeną prymitywnego postrzegania „kto kogo” jest szczególnie silnie obecna.
Palikot jest personifikacją polskiej polityki, w której ludzi nie interesuje dobro publiczne. To jest na ustach – deklaratywnie, a i owszem. Każdy chciałby, żeby ojczyzna była mlekiem i miodem płynąca, a w ogóle to poczyniliśmy zobowiązania u swoich pradziadów i ich grobów. W kwestii politycznej praktyki widocznej gołym okiem, najistotniejszym polskim przejawem polityczności jest: „a ci na górze to tylko się kłócą i kradną”. Palikot jest doprowadzeniem do ściany tego modelu polityczności. To jest polityka ideologiczno-zaściankowego szaleństwa, w którym dla krzyża w świeckim państwie gotowi są umierać posłowie sporej, co by nie mówić, partii. To polityka nie „troski o głodne dzieci”, o możliwie powszechny dobrobyt, tylko polityka „ruskiej trumny” i ściskającego się premiera z Putinem (kto kogo). Lubelski poseł jest uosobieniem tych niedojrzałych namiętności. Daje on ułudę politycznego uczestnictwa dla „kracjo-ariatu” – ludzi zainteresowanych politycznością, do których nie dociera, że wielka polityka to nie „ruskie trumny” i „krew na rękach”, "małpki", "chamy", "wibratory" ale technokracja administracji, system globalnego korporacjonizmu, wielkie mega procesy społeczne etc. Janusz Palikot jest zajęciem dla ludzi, którzy nie zauważyli, że świat jest w innym miejscu niż wskazuje na to retoryka posła.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka