ezekiel ezekiel
120
BLOG

Kilka rzeczy, które uwidoczniła sprawa "obrony krzyża"

ezekiel ezekiel Polityka Obserwuj notkę 87

 

Sprawa krzyża pod Pałacem Namiestnikowskim, jego obrona, czy też „obrona” (bo przed kim był on broniony? Przed księdzem?) pokazała kilka interesujących kwestii. Wojciech Jabłoński we właściwy sobie efekciarski sposób stwierdził, że "wygrała ulica", a symbol stał się „krzyżem do trumny polskiej demokracji”. Wielu publicystów twierdzi, że zawiodło państwo i kościół. IMFO nie stało się nic, co nie było do przewidzenia. Nie stało się nic nowego, nie mamy do czynienia ze śmiercią demokracji, państwa, czy też kościoła, tylko  z uwidocznieniem się tendencji obecnych w polskiej zinfantylizowanej polityce. Wojciech Jabłoński w swoim funeralno-efekciarskim zatroskaniu odkrywa Amerykę, kiedy zmieniło się w polskim życiu publicznym niewiele, co najwyżej pewne jego elementy zostały omiecione z nadbudowy ogólno obowiązującej, acz nieprawdziwej, i naiwnej wykładni (krzyż nie powinien dzilić). Dzisiejsza obrona krzyża pokazała jasno jak wygląda polska przestrzeń publiczna, jak wygląda narracja i czym przesiąknięty jest dyskurs polskości i katolicyzmu.

Po pierwsze i chyba najważniejsze, religijność pokazał swoje trybalne, plemienne oblicze. Naiwnością jest sądzenie, że religijność przyprawia cnoty dla swoich wyznawców. Nie twierdzę oczywiście, że religijność zawsze idzie w parze z fanatyzmem i agresją. Jednak religijność tradycyjna, silna, nie spostmodernizowana, czyli taka, w której katolik wierzy w horoskopy, reinkarnacje dając jednocześnie  innym katolikom moralne prawo do wiary z Buddę, niemalże zawsze jest drogą do stygmatyzacji, wykluczenia. Oczywistym jest, że każdy z nas ma jakieś swoje demony, stereotypy i uprzedzenia. Nikt nie jest wolny od błędów poznawczych; nikt, nawet najwybitniejsi filozofowie nauki i metodologowie nie są wolni od prywatnych przesądów, intuicyjnej fizyki i intuicyjnej psychologii. Każdy ma w swoim aparacie poznawczym coś z telewizyjnej mądrości. Jednakoż osoby silnie religijne nader często ucinają możliwość dialogu. Ich telewizyjna, czy ambonowa mądrość nie podlega negocjacji. Jest twardym orężem w walce o Cele Najwyższe, a o tych się nie dyskutuje. Silna, tradycyjna religijność - a wyznawców takiej w Polsce, pomimo modernizacji i cywilizacyjnego awansu jaki dokonał się w kilku ostatnich dekadach, nadal jest wielu - silnie koreluje z wykluczeniem Innego, Obcego. Stąd padające zewsząd apele o „niedzielenie Narodu”, podejrzenia, które dość często padają również pod moim adresem (nie skarżę się na swój los, nawet to lubię) o uczestnictwo w jakichś ciemnych spiskach, o jakieś niecne zamiary osób, które są jak najdalej od wiary.

Po drugie osoby, które stały pod krzyżem czuły się „silne dyskursem”. W państwie demokratycznym siły fundamentalistyczne zawsze będą istnieć, jednak tak silna obecność religijności w polskiej sferze publicznej z pewnością ośmiela fanatyków. Wiele państwowych uroczystości nie może odbyć się bez uczestnictwa kościelnej hierarchii. Podczas katastrof, śmierci, perspektywa eschatologii katolickiej jest właściwie ogólnie obowiązującą. „Rekolekcje”, „tajemnica”, „zaduma” to słowa klucze, zawłaszczacze dyskursu, którymi posługuje się mainstream do opisania „egzystencji na granicy”. Wszystkie opowieści katolickich apologetów o słabej roli kościoła są niewiele warte. To co daje się dostrzec w mainstreamie, to nie laicyzacja, tylko właśnie postmodernizacja religii. Religia stanowi nadal osnowę etyki, jednak są do niej dorzucane pewne elementy utylitaryzmu, czy zdobycze rewolucji seksualnej lat 60-70. To przesiąknięcie języka katolicką opowieścią, „wersją wydarzeń” daje podglebie do wylęgania się ekstremizmu. Zazwyczaj ekstremizm lęgnie się na peryferiach, na rubieżach, w Polsce ekstremizm ma wsparcie mainstreamu. Oczywiście nie deklaratywne, ale istotne, bo kulturotwórcze.

Po trzecie dało się zauważyć głębokie mentalne osadzenie polskiego sporu politycznego w czasach PRL. To jest najważniejsza i najbardziej chyba destrukcyjna spuścizna po tzw. komunie. Nie da się w tym kraju zrobić wiele, aby nie zostać obwołanym komuchem, chodzącym na pasku Moskwy agentem wpływu, pożytecznym idiotą Putina (ten jest tożsamy z komuną stalinowską) i w ogóle "my to już przerabialiśmy". Okazuje się, że Bronisław Komorowski, harcerze, kościół katolicki są komunistami. Tego przynajmniej dowodziłyby okrzyki „przecz w komuną” i wszelkie pokrewne zawołania i treści wypisane na transparentach. To jest esencja postkomunizmu – niemożność wyobrażenia sobie, że istnieje świat, który w prostej linii nie prowadziłby do totalitaryzmu Józefa Stalina. Ludzie, którzy najchętniej mówią o postkomunizmie są najbardziej syndromem postkomunizmu skażeni. Pole ich politycznego wzroku zakreślane jest przez kolejne analogie do demokracji ludowej.

Po czwarte, jak się wydaje, państwo demokratyczne nie może poradzić sobie z fanatyzmem i ekstremizmem w bezpośrednim starciu. Fanatyzm może być dławiony bezpośrednio tylko po przejęciu przez państwo metod działania ekstremistów: szantażu, agresji i przemocy. W wypadku, kiedy ekstremistami są starsi ludzie państwo demokratyczne musi przegrać. Przynajmniej w podobnych przypadkach, gdzie agresywna gra nie jest warta świeczki. Metodami wyplenienia ekstremizmu i fanatyzmu nie powinny być pałki i gaz pieprzowy (choć oczywiście też, jeżeli zagrożony jest porządek publiczny i jeżeli jest obawa, że niereagowanie pociągnie za sobą większe szkody niż reakcja), tylko państwowe działanie u podstaw. Ekstremizm i fanatyzm rodzi się z poczucia upokorzenia i ciemnoty. Po pierwsze więc państwo powinno zmniejszać obszary ekonomicznego wykluczenia, które sprzyja narastaniu frustracji. Po drugie zadaniem państwa powinno być wykorzenianie gloryfikacji irracjonalizmu, a przynajmniej niewspieranie go swoim autorytetem. I tak edukacja powinna zawierać elementy filozofii nauki, być może religioznawstwa, ale już nie religii. Być może nauczania doktryn politycznych, ale nie trybalnego patriotyzmu, czczenia klęsk i budowania politycznych mitów ofiar, którym my jesteśmy coś winni.

To co stało się dzisiaj nie zmieniło niczego szczególnego. Nic się nie zmieniło, nie zawaliło, ani nie eksplodowało. Wszystko jest takie jak zawsze, tylko to co zazwyczaj pozostaje ukryte wyszło na wierzch i pokazało swoje oblicze.

ezekiel
O mnie ezekiel

Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu. Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach. Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (87)

Inne tematy w dziale Polityka