Denerwowanie się na „pusty spektakl” robiony przez Janusza Palikota jest przejawem z jednej strony kibolstwa politycznego w myśl zasady „spektakl to robią ci Inni, a my tu prawdziwe patrioty”, albo ignorancji opartej na ugruntowanym i intuicyjnym przekonaniu, że spektaklem jest to, co nie jest silnie eksponowane przez główny nurt. Polska polityka, a być może polityka instytucjonalna na całym świecie jest spektaklem i spektaklem była. Dzisiaj jednak jej spektakularność osadzona jest w rynkowo-marketingowo-PRowskim paradygmacie. Niedawno Piotr Stasiński mówił o rytualnym personifikowaniu polityki. Same personalia w polityce mają znaczenie wtórne, jednak spersonifikowany przekaz jest lekkostrawny, bo większość ludzi nie jest w stanie się wzbić na wyższy poziom ogólności niż „kto kogo”. Palikot osiągnął co miał osiągnąć – jest o nim głośno, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków. Obawiam się jednak, że polska debata publiczna przesiąknięta „rytuałem personifikacji” bardziej będzie się interesowała posłem niż jego postulatami. Wydaje mi się, że postulaty Palikota są gdzieś z tyłu za pytaniami o to kogo ograł, z kim to przygotował, do kogo puścił oko, a do kogo skierował jakąś niepochlebną aluzję. Tym samym największym producentem „teatru dla gawiedzi” stają się interpretatorzy i komentatorzy a nie Janusz Palikot. W medialnym teatrze, aby utrzymać zainteresowanie widzów potrzebna jest intryga, kto kogo, dlaczego i co z tego wyniknie dla kogoś innego.
Na tej samej zasadzie buduje się narracje zagrożenia społeczeństwa. Od całkiem niedawna polska młodzież narażona jest na uszczerbek na zdrowiu z powodu zażywania tzw. dopalaczy. Znikąd pojawiła się nagle egzystencjalna trwoga, a siewcą jej jest jakiś czarny charakter, który kupił sobie Porsche. Krezus, bogacz, truciciel dzieci naszych (23l.). Już ze dwie osoby zmarły od tych całych dopalaczy. A od wódki pewnie kilkanaście razy więcej. Ale Uberproducenta wódki przecież się palcem nie wskaże. Zresztą wszyscy piją. No więc państwo zaczęło kontrolować wszystkie sklepy sprzedające dopalacze, bo od dopalaczy umiera się bardziej, bardziej się jest uzależnionym, bardziej się rozbija rodziny. Bardzo dobrze, że taką troską objęci są młodzi ludzie i że administracja, jeżeli chce to potrafi zrobić jakieś zmasowane kontrole. Nie wiem na ile skala problemu dopalaczy jest wydumana, a na ile realna. Osobiście znam więcej ludzi, którzy zatruli się alkoholem niż dopalaczami, albo marihuaną, chociaż mniej więcej tyle samo osób pije co używa innych środków odurzających. Jednak niemożność kontroli składu jakichkolwiek produktów przeznaczonych do spożycia, bez względu na to czy jest to pasta do zębów, chleb, masło, czy dopalacze jest oczywiście skandaliczne. Ale jak już się udało zrobić taki najazd na dopalacze, to może udałoby się zrobić podobne najazdy na inne branże. Ot choćby budownalnka. Nie znam nikogo trwale uszkodzonego przez dopalacze, natomiast znam kilka osób trwale uszkodzonych przez zaniedbania przedsiębiorców z branży budowlanej lub przemysłowej. No ale tutaj nie ma łatwej narracji, nie ma nikogo w Porsche, kto mógłby personalizować problem pogardy dla prawa w polskich zakładach pracy. Chociaż umęczeni przedsiębiorcy często jeżdżą drogimi samochodami.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka