W ostatniej Polityce etyk Jan Hartman stwierdza, że w Polsce dyskurs odnoszący się do tej aktywności został zmonopolizowany na tyle przez kościół katolicki, że moralność, czy bycie moralnym najczęściej w odbiorze społecznym ogranicza się do sfery seksualności. Osoba moralna, to osoba „dobrze prowadząca się”, potrafiąca poskromić słabości ciała. Filozof stwierdza, że podczas prowadzenia zajęć z etyki na pierwszych latach studiów studenci zagadywani o moralność często dziwią się, że jej zakres może obejmować takie dziedziny życia jak podatki. Peter Singer swego czasu stwierdził, że o wiele istotniejsze z punktu widzenia etyki jest moralność za kierownicą niż moralność seksualna. Trudno się z nim nie zgodzić.
Dzisiejsza tragedia pokazała jaki relatywizm moralny panuje wśród polskich kierowców. „Relatywizm moralny kierowców” brzmi jak jakaś niedorzeczna nowomowa. Zazwyczaj „relatywizm” jest zarezerwowany dla obsesyjnej opresyjności w stosunku właśnie do życia seksualnego, ewentualnie do życia rodzinnego. Relatywista moralny, w zdominowanym przez etykę katolicką dyskursie, to ktoś, kto się "nie szanuje," często zmienia partnerów/partnerki, rozwodnik, ewentualnie ktoś źle mówiący o zmarłych, bądź osoba nieszanująca „uczuć religijnych”, bądź wyzuta z tzw. "wyższych wartości", czyli konserwatywnego zestawu przekonań narodowych. Żadne z tych postaw jednak zazwyczaj nie doprowadza do śmierci, czy trwałego okaleczenia. Niezbędne jest w Polsce pewien przewrót w rozumieniu etyki. Tragedia pod Nowym Miastem dowodzi, że relatywizm moralny kierowcy, może prowadzić do śmierci. Kierowca i pasażerowie, zapewne ukrywający się ze swoją „niemoralnością” na modłę katolicką, nie czują moralnego obowiązku dbania o życie swoje i swoich kolegów. Podstawą podstaw etyki prowadzenia samochodów powinno być choćby zapinanie pasów. Ktoś kto tego nie robie, w razie wypadku, naraża na śmierć siebie, a swoich bliskich na cierpienia, których mogliby uniknąć gdyby ten po prostu zapiął pasy. Pytanie tylko kto ma nauczyć ludzi takiej etyki, skoro w publicznym dyskursie przyjęło się uważać, że jedynym dysponentem zrozumiałych zasad moralnych jest Kościół Katolicki. Takie postawienie sprawy jest niedopuszczalne z etycznego punktu widzenia.
Przestrzeń publiczna woła o alternatywną etykę. Za chwilę Polacy ruszą na groby swoich bliskich. Istnieje nakaz moralny odwiedzenia grobów, ale znacznie bardziej istotny zakaz prowadzenia pod wpływem alkoholu nie jest społecznie tak szeroko i silnie egzekwowany. W Polsce kuleje etyka życia codziennego. Etyka pracy? Kto w Polsce o niej słyszał, poza środowiskami wielkiego biznesu, które zazwyczaj używają jej jako zaklęcia PRowskiego.
W przestrzeni publicznej jest wielka, niezagospodarowana próżnia etyczna, w której szaleje naprawdę niebezpieczny relatywizm moralny. Codzienność wydaje się dla Polaka wyjęta spod etyki. To czas od niej wolny. Reprodukowanie tego stanu będzie prowadzić do kolejnych tragedii. U ich źródeł najczęściej leży zaniedbanie, oszczędność, lekkomyślność, czyli po prostu dewiza „jakoś to będzie”. Etyka tego nie obejmuje. Istotne jest kto z kim kim kiedy i jak. A reszta jakoś będzie.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka