W ramach wielkiego pojednania ponad podziałami oraz stosując modus operandi wywiedziony z „Deklaracji Łódzkiej” premier Jarosław Kaczyński postanowił zauważyć, że dla części polityków „pojęcie narodu jest obce”. Zacytować można fragment dokumentu wspomnianego powyżej:
„Dlatego uważamy za niedopuszczalne:
- Wyrażenia wzywające do przemocy i życzące śmierci, szyderstwo z sytuacji zagrożenia życia np. jaka wizyta taki zamach;
- Wypowiedzi przypisujące choroby psychiczne, wmawianie nienawiści i działania z niskich pobudek;”
Jarosław Kaczyński zapewne nie mógłby złamać jednego z podstawowych postulatów dokumentu, do którego podpisania namawia. Jestem zdania, że istnieją trzy stanowiska wyjaśniające wypowiedź premiera. Po pierwsze więc możliwym jest, że prezes Prawa i Sprawiedliwości zna statystyki odnoszące się do znajomości pojęcia narodu wśród posłów. Być może po prostu spora część polityków nie zaznajomiła się teorią nacjonalizmu i genealogią zjawiska narodu, nie czytała Lawrence’a ani Gellnera. Takie są po prostu fakty, a ich stwierdzenie nie stoi w sprzeczności z „Deklaracją Łódzką”. Prawdy nie można taić.
Drugie wyjaśnienie fenomenu, choć najmniej chyba prawdopodobne, byłoby konsekwencją niepodpisania przez wszystkich polityków dokumentu. Deklaracja niepodpisana jest deklaracją nieważną, a że insynuacja stała się swego rodzaju powszechnym zwyczajem w polskiej polityce to nic niegodnego się nie wydarzyło.
Trzecim i mi osobiście najbliższym wyjaśnieniem słów Kaczyńskiego w kontekście zapisów Deklaracji, jest przyznanie Kaczyńskiego, że działanie polityczne, któremu idee narodowe są obce nie musi oznaczać działania z niskich pobudek. Tym samym mielibyśmy do czynienia z pięknym niezgadzaniem się, czyli z nową jakością w debacie publicznej. Jednym bowiem pojęcie narodu jest bliskie, innym dalsze, a jeszcze innym zupełnie obce, co nie znaczy, że którakolwiek z wymienionych wyżej stron politycznego sporu działa ex definitione z niskich pobudek.
Interesuję się wszystkim, więc na niczym się nie znam. Na moim blogu można w komentarzach rzucać mięsem. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje musi się liczyć z faktem, że mięsem może dostać. Nie cenzuruję nikogo. Nie donoszę administratorom o naruszeniu regulaminu.
Jeśli ktoś dostrzeże w jakimś poście kwantyfikator "Polacy-katolicy" i poczuje się dotknięty wydźwiękiem tekstu zapewne skieruje swoje oczy na opis chcąc z niego zadrwić. Korzystając z okazji skierowanego tu wzroku wyjaśniam, że kwantyfikator taki jest skrótem myślowym. Nie znaczy tyle co "wszyscy Polacy-katolicy", tylko ich większość. O ile oczywiście zgodzimy się, że grupy społeczne różnią się między sobą pewnymi cechami. A chyba się różnią, ponieważ na jakiejś podstawie potrafimy je wyróżnić. "Polacy-katolicy" to tylko egzemplifikacja. Dotyczy to wszystkich kwantyfikatorów znajdujących się w postach.
Odczuwam pewien dyskomfort, gdy zwracam się do osób starszych wiekiem, lub naukowym tytułem per "Ty" nie tłumacząc dlaczego tak robię. Tu jest miejsce na wyjaśnienia. Jestem zwolennikiem stosowania netykiety, której jedna z zasad mówi, że zwracanie się w Internecie do kogoś w ten sposób jest w dobrym tonie i w pewien sposób zrównuje, czy też egalitaryzuje rozmowę. Nie jestem jednak doktrynerem, jeżeli ktoś sobie tego nie życzy w każdej chwili mogę zaprzestać tego procederu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka