W wielu anglojęzycznych telewizyjnych stacjach informacyjnych często pojawiają się przebitki „no comment: tsunami hits”. Pośród dźwięków śmigłowców, lub ciszy przemysłowych kamer widać jak masa wody porywa samochody, zalewa lotnisko, jak z całym człowieczym szlamem wdziera się na pole i porywa kolejne szklarnie. Pojawiają się zdjęcia kutra, który płynąc między słupami z linią wysokiego napięcia uderza kioskiem o estakadę, po której jadą samochody. To obraz pełen niepokoju; tam tej jednostki nie powinno być! To nie jest jej miejsce; wzburzona natura pomieszała jednak porządek rzeczy. Do tego wielki wir, widziany z helikoptera, który na niby zasysa jacht. To ten wir ze średniowiecznych opowieści. Wtedy karą za pychę podróżnika było wessanie jego statku do gigantycznego odpływu oceanu, dzisiaj Natura przypomina o sobie i każe nas za cały spokój, który sobie tutaj zbudowaliśmy. Takie wydaje się być przesłanie obrazów. Dosłownie: tsunami hits – hity tsunami. To jak składanka najlepszych/najśmieszniejszych/najbardziej brutalnych wypadków na youtubie. Tsunami skondensowane: usiądź wygodnie i paś oczy. Te obrazy staną się ikonami popkultury, jak uwiecznione uderzenie samolotu w wieżę WTC. Będą multiplikowane, przyporządkowywane do różnych kontekstów. Będą grały role w filmach katastroficznych, będą stanowiły osnowę w przekazach domorosłych badaczy końca świata. Staną się częścią postmodernistycznej katastrofalnej estetyki, która tak dobrze się sprzedaje w znudzonych spokojem społeczeństwach cywilizacji śmierci. Bo w tym co się stało w Japonii na pierwszy plan wybija się nie sama tragedia, a kondycja społeczeństwa, które jest nią zachwycone.
Fala tsunami urzeka tittytainment. Nie ma co się oszukiwać, nie chodzi o żadne cierpienie ludzkie. Kto tak myśli ten trąba. Chodzi o estetykę katastroficznej śmierci, zagłady, o nagłe zdarzenie pięknie wyglądające w kamerze i poruszające masową wyobraźnię. Wydaje mi się, że twórcy infotainment w pogoni za budowaniem dramaturgii zupełnie popłynęli i stracili wyczucie smaku. Te zwolnione obrazy i wymyślona naprędce przez jakiegoś speca od pisania „muzy na tragiczne okoliczności” w ogóle nie pasują do dynamiki dzisiejszej telewizji – natychmiastowego medium robionego przez idiotów dla idiotów. Te „dramatyczne” sceny wyglądają jak autoironia. Być może za takie wśród twórców uchodzą, ale wśród widzów chyba nie powinny.
Najśmieszniejsze jest kiedy dziennikarze nie mający zielonego pojęcia o sprawie nagle muszą nauczyć się skomplikowanej terminologii. Od wczoraj już znają się na subdukcjach i całej teorii płyt tektonicznych. Dzisiaj muszą już się znać na technikaliach związanych z reaktorami jądrowymi. „Zapewne pojawił się wyciek radioaktywny”. Boże proszę Cię o ten wyciek! Jest tragedia, jest zabawa! Możemy epatować, a wy bezmózgi paście oczy i uszy debilizmami, które wam wciskamy. W jednej z rozmów z naukowcem dowiedziałem się, że w elektrowni atomowej nie ma co wyciekać. No, ale trzymajmy się tej terminologii. Jest taka katastrofalna i uwodzicielska. Wyciek radioaktywny! Śmierć milionów ludzi, zmutowane czterotonowe dziki z trzema głowami, stumetrowe węże, panie profesorze, czy możliwe jest, że pojawi się Godzilla? Czy USA są przygotowane na taką ewentualność?
Nie da się ukryć, że infotainment marzy o jak największej katastrofie, o skażeniu. W tym zawiera się mit Frankensteina, którym tak chętnie operują dzisiejsze media. Człowiek wkroczył w przestrzeń zarezerwowaną dla Boga/Natki Natury i teraz musi ponieść konsekwencje swojej pychy. Musi, jak pyszny, średniowieczny żeglarz, zostać wessanym przez gigantyczny wir oceaniczny.
Katastrofa trzęsienia ziemi pokazuje mentalność społeczeństwa. To katastrofa, którą można oglądać na ekranie. Z jednej strony przerażająca i potężna, z drugiej równie nierealna jak filmy Rolanda Emmericha. Tragiczna i na tyle nieangażująca, że można spokojnie wstać od telewizora/komputera i iść na zakupy. Infotainment jest dzisiaj przemysłem rozrywki budowanej na estetyce tragedii. To się sprawdza w dzisiejszym świecie, w którym ludzie często mają poczucie nudy i jednowymiarowości. KATASTROFA jest przełamaniem monotonii. Nikt jej nie chce u siebie, chyba, że gości ją na ekranie. O, wtedy to można obejrzeć hity tsunami między jednym a drugim serialem, między jednym a drugim konkursem, między jednym blokiem reklamowym a drugim. Nie chodzi o żadne współczucie, nie chodzi o tragedie ludzkie, bo takich na planecie jest co niemiara. Całe regiony zamieszkałe przez dziesiątki, setki milionów ludzi są piekłem na ziemi. Nie chodzi o to przecież, nie chodzi o empatię, czy etykę, tylko o estetykę właśnie. I o to, czy lada dzień pojawią się czterotonowe dziki.
Komentarze