Mirosław Poświatowski Mirosław Poświatowski
508
BLOG

Historia prawdziwa (1) Zwyczajny dzień zwyczajnej pani

Mirosław Poświatowski Mirosław Poświatowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Niniejsza opowiestka spisana została mniej więcej rok temu, jeszcze przed fałszywą pandemią, a opisywane wydarzenie miało miejsce kilka lat wcześniej. Historia czekała, aż ją przeczytam i oprawię w dźwięki, ale się nie doczekała, więc zamieszczam ją w tej formie... Świat Starszej Pani kurczył się. Choć Starsza Pani nie narzekała, to jednak spacer do kościoła wymagał wyjścia z domu z dużym wyprzedzeniem. W ubraniu się czasem przeszkadzały bolące stawy, przy kolejnym rzucie choroby. Ból Starsza Pani próbowała odegnać śpiewem, pracą, modlitwą... Tylko czasem ten kubeczek potrafił uciec z rąk... Albo okulary lubiły się schować... Najgorzej było jednak wtedy, kiedy coś się zepsuło i trzeba było dotrwać do kolejnej emerytury, posiłkując się ciepłą wodą zagrzaną w czajniku. Starsza Pani mieszkała bowiem sama – o nie, nie to że była samotna – jej świat zaludniały wspomnienia, religijne książki, telefon, wizyta kogoś z rodziny, czasem ktoś zmarły przychodził we śnie z prośbą o pomoc...


Niemniej jednak świat kurczył się. Z biegiem lat okazały, przydomowy ogród przemienił się w przyblokowy ogródeczek z elementami architektury z kamienia i drewna. W końcu jednak i na niego zabrakło siły. Zwłaszcza odkąd ktoś z parteru podlał rośliny jakąś żrącą substancją. A potem ci starsi państwo z dołu skarżyli się w administracji, że ten ogrodowy zakątek, tak chętnie podziwiany przez przechodniów, zasłania im widok. Na mur.


Ale Starsza Pani nie skarżyła się. Czasem tylko sobie cicho popłakała.

Poza tym Starsza Pani była mistrzynią gotowania. Na wszystkich dwóch palnikach gazowej kuchenki. Niekiedy nawet udawało się przyrządzić kawałek kurczaka. W różnych wariacjach potrafił starczyć niemal na tydzień. Ale to wtedy, gdy udawało się przyoszczędzić na ogrzewaniu zimą. Wystarczyło tylko dobrze się przykryć. Starsza Pani powtarzała sobie, że zimno robi lepiej na jej stawy, niż okłady z liści kapusty, gdy nie stać jej było na leki... Mimo prawie minimalnej emerytury, Starsza Pani potrafiła jednak uskładać dość, żeby zamówić mszę za rodzinę.


Zadbana, Starsza Pani, emerytowana nauczycielka, starannie przetarła blat stołu, to co zostało dołożyła do niewielkiej reklamówki ze śmieciami i poszła je wyrzucić.

Śmietnik nie różnił się specjalnie od innych, może poza tym, że stał obok miejsca, w którym niegdyś znajdował się jeden z wielu zlikwidowanych zakładów pracy. Miasto też nie różniło się wiele od innych, zdegradowanych w "Polsce B", gdzie na gruzach przemysłu wyrosły wielkie blaszaki supermarketów, oddziały banków i instytucji pożyczkowych. Trudno było nawet o tak liczne niegdyś puby i kawiarnie – nie miały kogo obsługiwać, odkąd większość młodych ludzi wyjeżdżała stąd, jeśli tylko mogła.

Tak więc śmietnik stał sobie – ot, brudno-biała, ceglana "altana". Przy niej zaś krzątał się starszy mężczyzna, grzebiąc w śmietniku, w poszukiwaniu "skarbów", umożliwiających przetrwanie. Nie wyglądał na takiego, co to wysztywniony od rana czatuje pod sklepem z piwem, choć dla Starszej Pani, nie miałoby to żadnego znaczenia.


-Przepraszam pana – powiedziała z zawstydzeniem Starsza Pani, jak to się jej już nie raz zdarzało. -Wiem, że to bardzo mało, ale tylko tyle przy sobie mam. Może weźmie pan ode mnie złotówkę?

-Ależ proszę pani! - odezwał się mężczyzna. -Dla kogo mało, dla tego mało, dla mnie to dużo! Za złotówkę, to ja mam bułkę na śniadanie, bułkę na obiad i bułkę na kolację!


Ktoś gdzieś zaśmiał się. Ktoś zapłakał. Ktoś czekał na powrót ukochanej osoby. Ktoś inny czekał na list, a tamten człowiek na przesyłkę z najnowszym iphonem. Pies ziewnął, kot westchnął, a w Afryce ostatnie tchnienie wydało głodne dziecko. Słońce świeciło dziś uśmiechem Starszego Pana. I przeglądało się. W Starszej Pani. I w jej perłach łez...


Mirosław Poświatowski



Zwyczajny człowiek w niezwyczajnych okolicznościach

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura