Składam serdeczne podziękowanie Andrzejowi Smosarskiemu, który przez pół roku udzielił mi schronienia w Warszawie oraz Mateuszowi Dziełakowi, który wyciągnął mnie z miejsca, do którego mnie zwabiono pod pretekstem normalnego zatrudnienia i możliwości prowadzenie badań genealogicznych, co było ewidentnym oszustwem. Przykre, że zrobili to przedstwiciele rodu Eysymontów, dla których uczyniłem wiele dobrego na polu historii i genealogii.
Dlatego też chciałbym powiedzieć i Joli Marciniak i jej bratu, Jackowi Ejsymondowi, że nawet biednego człowieka trzeba umieć uszanować. Wybaczcie szczerość. Czasem trzeba nazywać rzeczy po imieniu.
Wielkie podziękowanie składam również Agnieszce Ejsmont, Adamowi Eysymontowi, Tadeuszowi Ejsmontowi (i oczywiście pani Halinie) a zwłaszcza Rafałowi Jurowskiemu (godnemu nosicielowi herbu Przyjaciel), dzięki którym nie umarłem z głodu w tym jakże przyjaznym a stołecznym mieście.
Osobne podziękowania Leonowi Ejsmontowi oraz jego cioci Teresie Izwantowskiej. Dzięki wam - kochani.
A na koniec dziękuję Maciejowi Szumskiemu za to, że jest, i za te wszystkie nie skończone rozmowy o Chasydach i innych świętych.
Żałuję, że nie było mnie stać na wszystkie wypisy z Metryki Litewskiej. Ale cóż, za rzeczy ważne nikt nie chce ponosić kosztów. Jak to mówi jeden z moich znajomych - życie...
Cieszę się, za to, że poznałem Pana Profesora Andrzeja Rachubę z Instytutu Historii PAN i cudowne panie z Wydawnictwa DiG. Pozdrawiam serdecznie. I jeszcze muszę złożyć głęboki ukłon wobec pracowników Biblioteki Nasrodowej, Biblioteki Uniwersyteckiej, a przede wszystkim Archiwum Głównego Akt Dawnych, z panem dr Michałem Kołackim na czele. Przyjaciele - to będzie dobra książka, i wreszcie merytoryczna. Dzięki Wam.
Wreszcie wróciłem do Łodzi. Otwiera się nowy rozdział.