Marcin Kotasiński Marcin Kotasiński
341
BLOG

Byłem na rodeo, bykiem był system, zająłem 1 miejsce!

Marcin Kotasiński Marcin Kotasiński Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Wstęp do wcześniejszego tekstu pisałem i publikowałem równocześnie negocjując z policyjnymi negocjatorami. Wiedziałem, że przejmą nade mną kontrolę, więc jeszcze „krzyknąłem” tamtym tekstem na wypadek, gdybym wbrew faktom został wykluczony z życia przemocą i dominacją systemową w rękach psychiatrów. Jednak jest inaczej, kontrolę fizyczną nade mną przejęli, ale logicznie i psychicznie zdominowałem ich ja, wszystko trwało około 18 godzin.  

2 marca 2021r. około godziny 18 po wstępnych wydarzeniach wyszedłem do Policji próbującej wejść do miejsca, gdzie ukrywałem się od 3 lat. Wyszedłem, bo zobaczyłem, że nawet strażaków wzięli na akcję, a ci w koszu na zwyżce świecili silnym światłem do środka wypatrując czy tam jestem. Moja matka grała rolę „bramkarza” stawiała czynny werbalno-logiczny opór, aby nie weszli jej do domu. Jednak widząc, że ściągnęli strażaków, a dyskusja w drzwiach trwała już długo i policjanci informowali, że dziś już nie odejdą, wyszedłem. Miałem dwa noże, gestem pokazałem, że mają trzymać dystans, bo ich wobec siebie użyję. Składając je zaprosiłem jednego policjanta do środka i reszcie kazałem stać w drzwiach. Wyciągnął pistolet i wszedł ze mną do pokoju, usiedliśmy po przekątnej. Zaczęliśmy rozmawiać, po rozproszeniu początkowego napięcia rozmowa zamieniła się w swobodną, po pół godzinie policjant, Michał, schował pistolet z własnej woli, o czym piszę, aby uświadomić, że grałem tam rolę tonującą nastroje i hamującą działania, nie niepokoiłem. Niepokój wniosła Policja swoim zdenerwowaniem i gotowością do stosowania przemocy fizycznej. Dzięki trzymanym nożom „przy sobie” zachowałem dystans. Nie pozwalałem wejść komukolwiek więcej do środka, aby uniemożliwić im jakiś obezwładniający „tygrysi skok” na mnie. Doszliśmy wreszcie w rozmowie do artykułów prawa, faktów, dowodów, którymi przekonywałem Policję, że jestem ofiarą wydarzeń, osobą informującą o korupcji sędziego, akademików i prokuratorów. Policjant Michał miał swoją rolę i ustąpić nie mógł lub nie chciał. Przekonywałem, że dopiero ich najście wywołało stan zagrożenia życia i zdrowia wystarczy więc, że wyjdą, bo ja nikomu nie zagrażałem i dowodem jest całkowity brak przemocy fizycznej z mojej strony od początku wszystkich wydarzeń w sprawie w jakiej przyszli. Nie doszliśmy do konsensusu, więc poprosiłem o wspomnianych wcześniej negocjatorów Policji. Po czasie zjawiło się trzech. Ciekawy układ osobowości dla psychologia, a ja lubię także pod tym kątem patrzeć. Jeden spokojny, jakby doświadczony i wiedział, że negocjacje musi tak prowadzić, aby swoim niepokojem ich nie utrudniać, ale pozbawiony był argumentów, którymi mógłby sprostać moim warunkom. Drugi był bystry, ale niespokojny, jednak po fazie tricków logiczno-formalnych, wmawiania mi słów, których nie wypowiedziałem okiełznał swoje ambicje i także udało nam się rozmawiać na równi, bez prób dominacji nade mną. Trzeciego trochę „opieprzyłem”, bo wnosił najwięcej niepokoju, grał później drugorzędną rolę. Rozmawialiśmy długo, dopiero po 24 skończyliśmy. Wbrew moim nadziejom, ale i ze świadomością, że tak będzie nie doszliśmy do zgody, twardo i nieustępliwie oczekiwałem ich odejścia, przemocy nie było, ale trzymałem ich na dystans, aby mnie nie zdominowali zagłuszając moją wolę przemocą fizyczną. Oni kombinowali, jak połączyć „ogień i wodę.” Najlepsza ich propozycja sprowadziła się do takiej, iż wyjdę bez trzymanej ochrony, ale nie chciałem wyjść, chciałem by oni wyszli i nie będzie problemu.

Zmęczenie nieprzerwaną 6 godzinną rozmową wykorzystali antyterroryści, wezwali ich do mnie. Musiałem odwrócić głowę, gdzieś po 24 i obserwując to wskoczyli do pokoju, przeskakując przeszkody zawężające przejście na tylko jedna osobę jednocześnie. Zareagowałem dopiero, gdy byli 1,5 m przede mną strzelając już wtedy z paralizatora do mnie. Jedna elektroda trafiła w serce, druga w ramię, wywołały skurcze, które najsilniej działały na mięśnie brzucha sprawiając, że zacząłem składać się w połowie i trzymanym nożem podrapałem sobie szyję mając powierzchowną ranę długości 10 cm od drgającej w skurczu ręki. Zaryzykowali ponad miarę, ale niech będzie. W tym momencie mieli już przewagę, więc zrezygnowałem ze stawiania jakiegokolwiek oporu. Gdy skurcze ustały ściągnęli mnie na podłogę, nacisnęli we 2 lub 3, złapali ręce blokując ząbkowaną taśmą z plastiku, przeszukali mnie i pomieszczenie w celu znalezienia niebezpiecznych przedmiotów, których więcej nie było, poza tymi na wierzchu. Naciskali za długo i za mocno, to zarzut, bo przemocy z mojej strony nie było i byłem spokojny poddając się bez oporu wszystkim czynnościom. Nadużyli siły i byli niemiłymi ludźmi mimo braku większego zagrożenia, jako źródła ich niepokoju i zdenerwowania. Zagadywałem do tych, którzy mnie trzymali, aby pozwolili swobodniej oddychać, czy nie naciskać do bólu. Nie chcieli ustępować, zagadnięci o stosunek, o to czy trzymają siła martwy przedmiot, czy wrażliwe ludzkie ciało wyrażali się z cynizmem i obojętnością. To zarzut do antyterrorystów, że żyją przemocą i boją się. Zupełnie nie byli przygotowani do sytuacji, że przejmują kontrolę nad człowiekiem, który świadomie nie chce stawiać oporu, bo nie chce być krzywdzony. To niedojrzałość, wiem że bardzo chcieliby zrozumienia, ale byli o zrozumienie proszeni, którego nie dali. Gdy już mnie zablokowali i zbadał mnie zespół pogotowia weszła pani Iga, komendant II Komendy Policji w Chorzowie. Rozkrzyczała się na mnie tak bardzo, że zobaczyłem w tym zmieszany duży gniew na mnie i histeryczną obawę o moje życie. Troszkę zrobiło mi się cieplej na sercu, że jednak ktoś wie, że nie jestem tylko przedmiotem, ale wiedziałem, że to tylko pojedynczy „akt człowieczeństwa”, niekoniecznie ciągła świadomość i niezupełny, bo gdy mówiłem o obrońcy, czy przemocy nie słuchała. Mimo iż obiecali, że usiądę i pozwolą mi się przebrać, nie dotrzymali słowa i w ubiorze domowym, w poły rozebranego wyciągnęli na powietrze do karetki pogotowia.

Zdecydowali według własnej, subiektywnej i jednostronnej interpretacji, że groziłem sobie nożem, więc przewiozą mnie do zakładu psychiatrycznego, nie do aresztu, który widniał na liście gończym sprowadzającym ich tego dnia na moją głowę. Obawiałem się psychiatrów, bo oni zajmują się wmawianiem innym swoich fobii, do czego później doszło w 5 minutowym badaniu! W areszcie, jak sobie to wymyśliłem, jeśli byłaby konieczność mogę rozpocząć protest głodowy będąc nadal słuchanym, bo niezmiennie twierdzę, że bardzo łatwo wykazać, iż wniosek o badania psychiatryczne SSR Kwaśnik był sprzeczny z prawem i miał na celu uciszenie mnie. Więc stojący w kolei wydarzeń za tymi badaniami list gończy, także pozostawał z prawem w sprzeczności (wyjaśniam to w 2 części artykułów z nazwiskiem „Kieaps”). To był powód mojej obrony przed tą sytuacją. Jednak, co teraz przyznaję, moja postawa budowana zarówno pismami (do sądów, prokuratur i innych instytucji z osobami w państwie), co publikacjami spowodowała, że w kolei dalszych wydarzeń psychiatrzy, chyba musieli zachować się przyzwoicie i ostrożnie posługiwać pomówieniami o trwałe zaburzenia lub choroby psychiczne, jako powód do „leczenia” zamkniętego. Skończyło się tym, że do szpitala psychiatrycznego, na oddział trafiłem około 1 w nocy w asyście Policji. Dowiedziałem się nawet, plotkując w karetce, że pewien policjant miał złapać jakiegoś sędziego z 2 kilogramami amfetaminy(!) Trafiam na oddział, pielęgniarka wypisuje kartę przyjęcia, tu pojawia się pierwsze napięcie w relacji z psychiatrią, które znalazło się później w wyniku moich badań. Ona sobie pisze, a ja wyostrzając od tego momentu swoją uwagę na pojawiające się zagadnienia psychiatryczne pytam, co pisze? Odpowiada w zniecierpliwieniu, że kartę i dopytuję dalej, co? Tu uwidacznia się pełna niechęć do objaśnienia mi, zareagowała subtelnie agresywnie, ale kartę mi przekazała, abym mógł zapoznać się. Zapytałem o jeden nieczytelny wpis, odpowiedziała syknięciem, więc odechciało mi się pytać dalej, bo zaraz czymś zagrozi. Chwilę przeglądałem starając się wyczytać wpisy, zapytała mnie, czy podpiszę zgodę na przyjęcie w celu obserwacji na oddział? Namyślając się dłużej i bez skutku wypytując o konsekwencje wyboru wyraziłem zgodę, bo zastosowała presję w postaci groźby, iż zostanie to przekazane sądowi, który zdecyduje za mnie. Kolejny faul. Jasne stało się dla mnie, że SSR Kwaśnik może tylko czeka na tę okazję, aby mnie zamknąć na detencji. Wyraziłem więc zgodę, aby mu to odebrać, ale zyskać argument na swoją stronę przez niestawianie oporu ich subiektywnej ocenie sytuacji. Dwaj młodzi policjanci przykuli mnie kajdankami do łóżka, gdy wspólnie rozważaliśmy w jakim miejscu je wpiąć, aby uwierały mnie w najmniejszym stopniu pielęgniarka wyskoczyła z propozycją zapięcia mnie w pasy jakby miały stanowić „rewelacyjne” dla mnie rozwiązanie, okropna osoba zgrywająca głupa. Odmówiłem, zapięliśmy je go górnej rurki łóżka, bo pozwalała na ich przesuwanie z prawej na lewą stronę, z ręką u góry można wytrzymać przez noc. Bawili się pół nocy telefonami, aż posnęli, byli niezbyt mili, widoczne było odgórne przekonanie, iż pilnują „psychicznego”, który, tylko czekać, aż zrobi jakąś awanturę. Poznali później, że się pomylili, ale do swojego wyjścia przekonania nie zmienili.

Rano wchodzi ta sama pielęgniarka w celu zrobienia wymazu na Covid i pobrania krwi. Wymaz zrobiła, ale o krew zapytałem, w jakim celu? Znów się zestresowała, że „psychiczny” pyta racjonalnie o swoje prawa, a w jej odpowiedzi tkwiła odgórna sugestia, że „klienci psychiatryka” nie pytają o takie rzeczy, ale zachowują się bezwolnie jak przedmioty. Doszliśmy do tego, że lekarz mi odpowie, a ona odstąpi, wyszła. Następuje zmiana policjantów, nowa para zrelaksowana, z rozsądną rezerwą, nie dali znać lub nie posiadali uprzedzeń, co do ludzi zatrzymanych, jak ja w zakładzie psychiatrycznym. Mała uwaga do Policji, proponuję w takich sytuacjach formować „patrol opiekuńczy” z co najmniej jednym dojrzałym policjantem (rodzina, dzieci najmniej od dekady, rezerwa, opanowanie), który nie będzie miał ciągot do cynizmu, czy innych nawet subtelnie agresywnych zachowań skutkujących przyjmowaniem, że mają na pewno do czynienia z „podczłowiekiem.” Z drugim patrolem miło sobie rozmawialiśmy, swoboda, bez stresu. Wreszcie może około 10 wchodzą pierwsi dwaj lekarze, młodzi, spięci, jakby chcieli mnie zaskoczyć pytaniem. Najpierw jeden, pyta o tendencje samobójcze, konkretyzując pytanie na pojęciu „myśli.” Odpowiadam, że nie ma myśli samobójczych, bo trzymałem Policję na dystans w celu wynegocjowania u nich odstąpienia od czynności na co dowodem jest to, że wyłącznie rozmawialiśmy i przez 6 godzin, ze spokojem. Owy psychiatra zadał jeszcze ze dwa pytania uzupełniające, na które odpowiedziałem również z zupełna otwartością. Nagle wchodzi drugi i rzuca pytaniem nawiązującym do „myśli” jedynie nieco je ukierunkowując. Odpowiedziałem to samo rozwijając nieco swoją wypowiedź. Wystarczyło, odpowiedzi spokojne i rzeczowe, badanie zakończone ku mojemu zdziwieniu. Odniosłem wrażenie, że to badanie było raczej próbą zaskoczenia mnie, abym nie zdążył ukryć podejrzewanych u mnie myśli samobójczych, nie aby mnie „prześwietlić” analizując strukturalną spójność szeregu moich wypowiedzi z zachowaniami.

Po może godzinie wchodzą dwaj następni psychiatrzy, okazało się po chwili, że to ci, do których miałem skierowanie od Kwaśnika. Kierujący oddziałem/ordynator Marek Gmerczyński i Mariusz Sołtysik z pierwszym podpisujący się pod wklejoną niżej „kartą informacyjną leczenia szpitalnego”, której orzeczenie o stanie mojego zdrowia psychicznego dalej zanalizuję. Pierwszy kontakt, jak domniemywam z Gmerczyńskim miałem, gdy jako pierwszy z czterech psychiatrów, rano otworzył na chwilę drzwi do izolatki, gdzie byłem obserwowany przez noc. Zadał w kierunku policjanta pytanie dotyczące tożsamości pomiędzy ich obecnością w tym miejscu, a pilnowaniem mnie. Celowo tak sformułowałem to zdanie, aby ukazać oczywistość tego stanu rzeczy, bo policjanci zwykle w szpitalach nie przebywają, a jeśli, to zawiadamiając lub pozyskując jakieś informacje, czyli pozostają w ruchu. W innym wypadku pilnują kogoś, a więc pozostają w miejscu, np. w sali, jak w tej sytuacji. Zatem wiedza o celu pobytu policjantów w izolatce, o czym pan Gmerczyński dowiedział się wcześniej od pielęgniarek, wchodząc do izolatki musiała być znana w sposób oczywisty w całym oddziale, który także wchodził w relację z policjantami z innych powodów. Można to pytanie do policjantów potraktować w sposób potoczny, często wiedząc coś, pytamy o to mimo wiedzy uzyskując ekwiwokację, dowiadując jawnie o rzeczy wcześniej znanej. Jednak policjanci nie odpowiedzieli od razu, pytanie zawisło w powietrzu, więc je podchwyciłem i odpowiedziałem pierwszy, „tak, pilnują mnie”. Gmerczyński wyciągnął rękę do przodu i otwartą dłonią w geście pokoju odpowiedział do mnie, że będziemy rozmawiali za chwilę, resztę odpowiedzi udzielił już policjant.

Później, po może ponad godzinie, gdy Gmerczyński z Sołtysikiem przyszli przeprowadzić badanie odebrałem ich wejście i zachowanie jako pewne zaniepokojenie z zakłopotaniem, byli zahamowani, nadmiernie ostrożni. Usiedli po dwóch stronach pomieszczenia, jakbym siedział na siatce stołu do pingponga. Psychiatra po prawej miał w ręce trzy, stosunkowo opasłe teczki jakichś akt, dwie górne przypominały akta sprawy, w teczkach z czerwonym paskiem z góry na dół pomyślałem, że to akta sprawy sądowej. Psychiatra z lewej zadał mi pierwsze pytania, chyba o tożsamość najpierw, trudno wszystko zapamiętać wśród tak dynamicznych wydarzeń. Przedstawili się także. Po wymianie pierwszych zdań uchwyciłem ich tożsamości stwierdzając pytająco, czy to oni są psychiatrami, do których kierowany byłem przez Kwaśnika, prześladowany tym 3 lata. Odpowiedzieli twierdząco na co zareagowałem odkrywczym zadowoleniem, że wreszcie się spotykamy i oni spotkali tego nieuchwytnego „białego króliczka.” Zaraz za tym pytam drugiego, psychiatrę po prawej o te teczki, które zaciekawiły mnie, czy jest prawnikiem, pomyślałem, że to ktoś z sądu albo prokurator. On, że jest drugim psychiatrą, ale nie dopowiedział, co zawierają i po co te teczki. Padły z ich strony następne pytania, wstępne dotyczące stanu umysłowego, w trakcie których wyszło, że nie są ofensywni, nie chcą badać mnie inwazyjnie, na siłę, co od razu rozbudziło moje zadowolenie. Wypowiedziałem, że wolę jednak chronić swoją autonomię psychiczną, siebie i swoje dobra w związku z czym chce skorzystać z art. 39 Konstytucji pozwalającego mi na nie wyrażanie zgodny na przeprowadzenie hipotetycznych i eksperymentalnych badań medycznych. Od razu wycofali się i zaczęli zbierać do wyjścia. Gdy zbierali się zadałem pytanie o podłożu naukowym, czy są zdolni do orzeczenia o jakimś umyśle zdrowia psychicznego? Pytanie, jak cios prosto w brzuch, bo w ramach swoich badań nad samopoznaniem i jednak nie wysoką wiedzą o istniejącej do tej pory psychiatrii wiedziałem, że nie znają na nie dobrej, jasnej i prawidłowej odpowiedzi. Nie ma normy zdrowia psychicznego, co dyskwalifikuje psychiatrę, gdyż oznacza także, że są w stanie w badaniu koncentrować swoja uwagę na negacji zdrowia przez selektywne znajdowanie zachowań, czy wypowiedzi, które – bez miary zdrowia – zawsze są postrzegane na odstępujące od czegoś, co tylko w ich subiektywnym mniemaniu pozostaje normą. Badania psychiatryczne z założenia są badaniami negatywnymi, negującymi prawo jednostki do pozostawania samodzielną, psychiczną autonomią, co stoi w sprzeczności z tym, że ta jednostka jednak żyje od X lat i jakoś żyje, to życie powstało i rozwijało się cały czas bez ich uczestnictwa, więc miejsca dla nich w nim nie ma, szczególnie, aby doprowadzić do jego załamania z powodu pomówień i szkodzenia pod nazwą „leczenie.” W związku z tym przestępstwem jest kwestionowanie oczywistego prawa tej jednostki do jej autonomii przez przypisywanie negacji zdolności do samodzielnego myślenia i życia. Nie odbiera to możliwości badania, ale uniemożliwia stygmatyzowanie i inwazyjność, co w obecnym stanie psychiatrii narzuca się ze strony psychiatrów i personelu medycznego. Na pytanie to, skierowane do psychiatry po lewej chciał on już jakby odpowiedzieć, że tak, ale zahamował się i doszedł do wniosku, że mógłby spróbować na ten temat dyskutować, ale... to już jest rozmowa merytoryczna i specjalistyczna, więc... itd. wyparcie i ucieczka. Potraktujmy to jako postrzał uciekającej zwierzyny. Celowo zadałem to pytanie mając pod ręką cały szereg następnych, wszystkie najtrudniejsze, gdyż to właśnie zdolność zbadania w sposób trafny poprzedza leczenie. Badanie następuje w oparciu o normy tego, co zgodne (zdrowie) i niezgodne (choroba) stanowiące miarę, pomiędzy którymi powstaje spektrum różnych stanów umysłu. Koniecznie muszą być trafne w innym wypadku czyni się komuś krzywdę i zniewala. Moje pytania pełniły więc funkcję weryfikacyjną kompetencji psychiatrów do badania mnie, a tej jak uważam nie mają. Jednak ewidentnie mają nachalną skłonność do pomawiania innych o gorsze stany umysłu z powodu, tylko przyznania im pozycji autorytetów w orzekaniu o stanach umysłu. To zjawisko nagminne, jakby przybrało postać natręctwa wyrażającego słabość psychiatrów, bo strach o to, że własny stan umysłu nie jest wzorem zdrowia, stosują wyparcie zarzucając innym brak zdrowia, pozorują przed sobą własna lepszość. Przejawia się ten strach narzucaniem i dominowaniem opiniami, iż ich stan umysłu, dzięki tylko dokumentowi państwa jest oznaką zdrowia i pozwala na orzekanie o innych umysłach, czego jednak merytorycznie nie potrafią wykazać. Jednak zastępują przyjmowaniem stosunku uprzedzonego, z góry ich zachowania pozwalają odczytać się jako takie, które zakładają, że przeważają zdrowiem psychicznym nad – ogólnie mówiąc – każdym człowiekiem, a szczególnie tymi, którzy zjawiają się w ich izolatkach pilnowani przez Policję. Wymienię najważniejsze przykłady istnienia uprzedzeń wskazane wcześniej: pielęgniarka irytowała się, że chcę badać jaka sytuacja zostaje narzucona mi wraz z wypisywaniem karty przyjęcia na oddział, szczególnie, gdy chciałem weryfikować jej opinie wpisane w tę kartę pytając o nieczytelne wpisy. Irytowała się, gdy próbowałem wymknąć się z narzucanej mi relacji polegającej na tym, że albo zgadzam się dobrowolnie na obserwację, albo moją niezgodę zweryfikuje, a jak sądzę podważy sąd. Irytowała się także, gdy przyszła rano chcąc pobrać moją krew i nie potrafiąc powiedzieć w jakim celu. Jednak argument jakobym odmawiał współpracy obaliłem tym, że pozwoliłem na wykonanie badania na Covid, gdyż otacza nas pandemia, co poskutkowało nieprzyjemnym doznaniem w nosie. Lekarz psychiatra, który usiadł po lewej wcześniej, gdy pytał o tożsamość pilnującej mnie Policji, otrzymał ode mnie odpowiedź w wyniku czego od razu uprzedzająco grzecznie wycofał się z rozmowy ze mną. Jednak pomimo bezdyskusyjnej prawdziwości mojej odpowiedzi, że policjanci pilnują mnie kontynuował stawianie tego samego pytania w kierunku policjantów, z góry nie chciał wierzyć w moje wypowiedzi. Nadto uważam, że to jego błąd, bo ponad uprzedzenie sygnalizuje, że psychiatra ten, gdy zwróciłem się do niego od razu otrzymał dostęp do mojego umysłu, ale zrezygnował z drogi do otwartego badania, a mógł to wykorzystać, bo narzuciłem się samodzielnie, np. pytając jak się czuję, czy coś mi dolega, albo co bądź pozwalające „czytać” mnie. Oznacza to także oczywistą manipulację psychiatrii, gdyż porzuceniem mojej odpowiedzi i gestem proszącym mnie o nie zabieranie głosu od razu daje znać, że ma świadomość, iż jestem jednostką autonomiczną, zorientowaną, kontrolującą siebie i zdolną. Jednak on chciał przeprowadzić badanie w dogodnym dla siebie momencie, co z kolei wskazuje, że ma na celu coś zaplanowanego poza moją uwagą, co stanowi nadmierną ingerencję w moją psychikę lub, i co uważam w tej konkretnej sytuacji za trafniejszą interpretację, właśnie psychiatra nie jest pewny siebie i swojego stanu psychicznego jako zdrowego i zdolnego. Nie podjął rozmowy w sytuacji, gdy z góry jako lekarz dominuje w niej, ale wycofał się. Wreszcie natręctwo psychiatrów w pomawianiu ludzi daje swój bezpośredni wyraz w ich opinii o moim stanie zdrowia psychicznego, którą i tak sporządzili pomimo tego, że powołując się na art. 39 Konstytucji zażądałem tym samym poszanowania mojej psychicznej autonomii i nie traktowania mnie jak „goryla w klatce”, czyli wypowiadania się ponad mną o mnie. Nie udzieliłem im do tego prawa, zaakceptowali je formalnie przyjmując moją odmowę i kończąc badanie, ale jednak naruszyli wydając opinię o stanie zdrowia psychicznego i pomawiając mnie w nim. Opinię jaką mieli przekazać do sądu powinni sporządzić w prosty sposób – oskarżony odmówił poddania się badaniu w oparciu o przepisy prawa. To dla sądu oznacza zdolność zachowania autonomii, posługiwania się prawem i wolę odpowiadania przed prawem, nie psychiatrią, to też byłoby uszanowaniem praw człowieka, obywatela i dalszych.

W wydanej opinii o moim stanie umysłu wychodzą na jaw te psychiatryczne natręctwa, gdyż oba badania, pierwsze dotyczące „myśli samobójczych” i drugie będące pochodną wniosku sadu o powołanie biegłych psychiatrów trwały – dosłownie – 5 minut każde! W ciągu 5 min. zostałem pomówiony o urojenia (wypowiedzi o zabarwieniu urojeniowym), monolog w rozmowie z psychiatrami, czy trudny kontakt, który, jeśli był trudny, to dla pielęgniarki stawiającej bezzasadny opór. Zgodnie z podręcznikami do psychiatrii badanie psychiatryczne ma trwać godzinę lub dłużej, więc w oparciu o 5 min. nie można wypowiadać opinii o stanach umysłowych tym bardziej, że jednak w ten sposób łamie się zastosowane przez badanego prawo, bo wtrąca w jego życie z eksperymentem na nim w postaci opinii dla sądu. Tu doszło do oszustwa, głos uzyskało natręctwo psychiatrów do pomawiania, za którym – w moim przekonaniu – na pewno stoją naciski SSR Kwaśnik, aby uzyskać taką opinię psychiatryczną, która wyłącza moją samodzielną obronę w postępowaniu sądowym i pozwoli ukryć łamanie prawa przez oskarżyciela Kiepasa i ogromne szkody jakie uczyniło w moim życiu. Moje przekonanie umacnia fakt, że owy psychiatra siedzący po lewej, podczas rozmowy o tożsamość policjantów powiedział im, że jedziemy na godzinę 12 do sądu. Nikt tej informacji i tak wcześnie nie posiadał, także policjanci, którzy uzyskali ją później przez telefon od kolegów. Wskazuje to także, że przed badaniem wiedzieli, że wychodzę ze szpitala, co dla mnie było jasne, gdyż w nocy nawet wcześniejszy patrol policji przysnął przy mnie, bo był zupełny spokój podczas nocnej obserwacji. Wskazuje to wreszcie, że musiał istnieć bezpośredni kontakt pomiędzy psychiatrami i Kwaśnikiem, co narusza obraz bezstronności psychiatrów i sędziego. Chyba mogę dziękować swoim publikacją o akademikach, sędziach i prokuratorach, które jak mi się zdaje spłoszyły zapędy Kwaśnika i psychiatrów, aby dobrać się do mnie, twardo tłumiąc wszelki głos protestu przemocą fizyczna i farmakologiczną. Dla uzupełnienia dopowiem, w styczniu 2021r. emitowany był program Anita Gargas nt. biegłych psychiatrów (dostępny na stronie TVP VOD), w jego trakcie pośród innych podano taki przykład, że zamiast dwóch przy badaniu, obecny był tylko jeden lekarz psychiatra, który zaledwie w oparciu o mniej niż półgodzinną rozmowę, naraz badanym dwóm kobietom wmówił fizyczne ubytki mózgu, jakby w oczach miał tomograf. To bardzo poważne przestępstwo. Albo dwa nazwiska: Feliks Meszka i Krystian Broll więzieni wbrew prawu w zakładach psychiatrycznych 8 i 11 lat, wyszli w wyniku działań RPO i wyroku TK. Nim doczekali naprawy pomarli, śmiertelne ofiary przestępstw psychiatrycznych. Stąd i z nauki moje wielkie uprzedzenie wobec psychiatrii i natrętnych pomówień.

Wreszcie po tych wydarzeniach, plotkarstwie z policjantami znów wchodzi jeden z młodych psychiatrów, tym razem bada mnie fizycznie, oddech, osłuchiwanie itp. Zapomniałem, że zupełnie rano inna, tym razem miła pielęgniarka mierzyła mi ciśnienie. Około lub po godzinie 11 zbieramy się i wychodzimy ze szpitala, aby udać się do sądu na godzinę 12. W międzyczasie ktoś zastawił przejazd Policji, więc znów kręcimy się na pięcie około 30 min., aby wreszcie wsiąść, już we 4 do samochodu, gdyż w celu wyjścia ze szpitala i przemieszczenia do sądu przyjechał 3 policjant o nadrzędnej wobec pozostałych dwóch randze. Docieramy do sądu, ja wszędzie w kajdankach i dziwacznie ubrany, bo częściowo w odzieży domowej w części uzupełnionej tym, co udało się w nocnym zamieszaniu dostarczyć. Byłem też bardzo zmęczony, nie spałem całą noc w kajdankach i wcześniejszą zarwałem, bo zajmując się czymś za długo, więc jakby dwie doby prawie bez snu. Od około godziny 16 poprzedniego dnia bez posiłku, bo w szpitali zdecydowałem się tylko na zjedzenie dwóch niewielkich kawałków pieczywa z masłem popijając herbatą i kawą, które nie były podobne do swoich wzorów, więc i wypiłem od północy do południa około 200 ml płynów – w takim stanie Kwaśnik wymusił na mnie obecność w sądzie. Naturalnie kazał na siebie czekać w przybliżeniu pół godziny i po przyjściu gra rolę mojego władcy decydującego o moim losie. Bo sąd zebrał się w celu rozważenia dalszego wniosku o aresztowanie i ten bezczelny typ Kwaśnik odczytując postanowienie zwraca się do mnie i głupio pyta, czy znieść wniosek o dalsze aresztowanie, które jak wielokrotnie pisałem jest wbrew prawu (cz.2 art. z nazwiskiem „Kiepas”). WTF?!? Czy prosiłem go kiedyś, aby mnie aresztował? Nie! A czy żądałem zażaleniami, aby nie aresztował? Tak! Sponiewierany chciałem to skończyć, więc nie tarmosiłem się z nim na słowa odpowiadając po prostu „oczywiście” dodając nieco ciężaru intonacją, choć należało go zapytać, czy jest głupi? I dalej naciska, że sąd następnie zbierze się, aby rozważyć opinię psychiatrów. Znów – WTF?!? Przecież wypuścili bez zastrzeżeń. Ten człowiek ma nie po kolei w głowie. Wpadł z własnej winy w sytuację, która go przerosła i wije się jak piskorz udając, że jeszcze ma twarz, że do przestępstw w tym procesie nie doszło. Gra jak aktor, fałszywie sędziego, bo sędziego od początku w tym procesie nie było. Dlatego, gdy coś tam rozważał pod nosem usłyszał ode mnie, że doszło do przestępstw w tym sądzie (dotyczy to także 10 innych sędziów wydających niemerytoryczne postanowienia). Zwrócił mi uwagę, że mam się zwracać do niego „wysoki sądzie”, ale sądu tu nie ma, więc nie mogę, wybrałem milczenie, aby nie stworzyć okazji do nadużycia władzy. W następstwie, aby nie robić „werbalnej rozróby” obróciłem się do niego plecami. Po chwili wychodzę z policjantami przed salę rozpraw. Coś tam sobie ponad moją głową o moim losie i wbrew prawu zadecydował i wchodzimy z powrotem. Zapada decyzja o uwolnieniu mnie, a ja do niego, że zniszczył mi 3 lata życia w tym sądzie, oskarżam go publicznie powtarzając kilka razy. Raz zareagował, oczywiście jak może ktoś taki zareagować zapędzony w róg swoimi przestępstwami – groźbą, że nałoży na mnie grzywnę. A ja, jak odważna ofiara, która nie zamierza odpuścić oprawcy odpowiadam wprost do jego głupoty, że na grzywnę mnie nie stać, ale mogę udać się do aresztu, w domyśle, bo nie kontynuował, więc nie dopowiedziałem, że udam się tam na protest głodowy. Po chwili i po zdjęciu kajdanek, całej ceremonii upokorzenia wychodzimy i rozstajemy się.

Uzupełnię o informację na jakie koszty SSR Kwaśnik naraził, tej nocy tylko budżet państwa w procesie prywatnym o nieudowodnione wciąż pomówienie w celu, tylko zrealizowania wniosku o badania psychiatryczne zarządzone 18 maja 2018r. ze złamaniem obowiązującego prawa, bo zasady sformułowanej przez SN w 1977r. i ponownie podniesionej w wyroku TK z 2007r., sygn. SK 50/06 wymagającym na sądzie zebrania konkretnych dowodów i zbadania okoliczności w celu uzasadnienia wniosku o badania psychiatryczne, czego Kwaśnik nie zrobił. Jednak bardzo uciążliwie prześladował obywatela i jego rodzinę przez 3 lata, odebrał tym sposobem wszystkie prawa obywatelskie w sposób nieformalny i przymusił do ukrycia się wobec bezprawia sądowego itd. ze wszystkimi konsekwencjami życia jak „miejski partyzant” poza systemem. W celu zrealizowania tych przestępstw oraz ukrycia złamana art. 304, 307 i 497 kpk w opisaną powyżej noc zaangażował: kilkunastu policjantów wraz z komendant Policji z Chorzowa II, grupę antyterrorystyczną, 3 negocjatorów, 1 lub 2 wozy strażackie i 1 lub 2 karetki pogotowia, aby uzyskać odmowę poddania się badaniu po 3 długich latach prześladowania strony prywatnego postępowania sądowego. Oto sędzia polskiego sądu rejonowego, wiceprezes tego sądu i przewodniczący jednego z wydziałów. SSR Kwaśnik wytworzył całe przestępstwo sądowe, aby ochronić przestępczy autorytet profesorski, stworzył zagrożenie mojego życia i zdrowia swoimi sądowymi przestępstwami poniewierając rodzinę z dwójką dzieci i pozostała jej część w mniejszym stopniu. Żądam dla tego przestępcy 10 lat więzienia, bo to kat sądowy, nie sędzia!

Opinia o zdrowiu psychicznym prześladowanego przez 3 lata obywatela, wygłodzonego, spragnionego, niemal bez odpoczynku w ostatnich 48 godzinach, w odzieniu podobnym do bezdomnego sporządzona na bezwzględne żądanie SSR Kwaśnik

Oto opinia psychiatryczna o moim umyśle. Dwa badania psychiatryczne trwały po 5 min., jak weszli i wyszli. Jedno dotyczyło „myśli samobójczych”, drugie było realizacją wniosku sądowego. Zaznaczona w opinii czasowość wskazuje, że opinia ta obejmuje także sądy o mnie agresywnej wobec mnie pielęgniarki, irytującej się na moją ciekawość, co do wypisywanej karty przyjęcia do szpitala i zawieszenia czynności pobierania mi krwi. Na przyjęcie do szpitala na obserwację wyraziłem zgodę podpisując dokument i wskazując osoby do zawiadomienia o moich perypetiach, więc informacja z końca tej opinii jest nieprawdziwa, że odmówiłem, przyjęta z góry bez sprawdzenia karty i podpisu wykonanego lewą ręką, bo prawą miałem przypiętą kajdankami do łóżka szpitalnego.

image

Drugi akapit mówi nieprawdę, nie odmówiłem żadnej z procedur, pobieranie krwi w zgodzie z pielęgniarką zostało przeniesione na decyzję lekarza mającego poinformować mnie o jego celu. Trzeci również wypowiada nieprawdę, bo nie byłem trudny, chyba że trudne były moje pytania kierowane do pielęgniarki oraz rozważanie, czy zgodzić się na obserwację, czy jej odmówić. Stwierdzenie trudny musi zawierać odgórne oczekiwania wskazujące, że z jakichś powodów pracownicy służby zdrowia, opieki psychiatrycznej oczekują braku ochrony siebie przez osobę z którą mają kontakt, ma ona chyba bezkrytycznie spełniać ich polecenia. To ani nie wojsko, ani człowiek nie jest czegokolwiek winien tym ludziom, aby ustępować im bezkrytycznie. Natomiast stwierdzenie, że byłem trudny jest narzucaniem negatywnego obrazu osoby, naruszaniem jej dóbr osobistych. Podobnie z monologiem, który nie miał miejsca, doszło do wymiany zaledwie kilku zdań pomiędzy nami, mów, szczególnie do siebie nie wygłaszałem, to kłamstwo. Wypowiedzi o zabarwieniu urojeniowym, także wymysł dotyczący niczego powstały w oparciu o kilka zdań dotyczących imion, nazwisk, łamania prawa, które jest udokumentowane i opublikowane przeze mnie w internecie, czy pytania o zdolność orzekania zdrowia psychicznego, kolejne oszustwo i pomówienie. Przy żadnym z tych oszczerstw nie ma konkretu, tylko przychodzące z łatwością ogólne negowanie obrazu człowieka przed nim i tymi, którzy taką opinię przeczytają. Nie ma mowy także o poczuciu prześladowania, znów sformułowanie sugerujące irracjonalne i subiektywne myślenie. Mowa jest natomiast o wiedzy o prześladowaniu uzasadnionej złamaniem przez Kwaśnika art. 304, 307 i 497 kpk oraz zasady prawa wymagającej zebranie dowodów i zbadanie okoliczności uzasadniających wniosek psychiatryczny. Mowa także, o upartym i bezzasadnym działaniu sędziego, który w procesie prywatnym o pomówienie, wciąż nie udowodnione, tworzy presję, naciska na różne sposoby i prześladuje stronę postępowania zmuszając do ukrycia się przed sądem mającym z założenia działać zgodnie z prawem, bezstronnie, niezależnie, abym bez względu na przepisy prawa poddał się czynnościom z tymi przepisami niezgodnymi. Upór skutkujący odrzucaniem wszelkich inicjatyw prawnych w postaci pism kierowanych do sądu począwszy od zażaleń, przez cztery wnioski o wyłączenie sędziego, czy wiele skarg i wniosków dyscyplinarnych. Zawieszenie w próżni pozwu wzajemnego na rok wbrew wymogowi rozpoznania go niezwłocznie zgodnie z treścią art. 497 kpk. Mowa także o tym, że pozew ten zawierał informację o złamaniu prawa przez wzajem oskarżonego, która została przez sędziego najpierw ukryta, jakby jej nie było. Jednak została ujawniona, gdy sędzia mógł z jej użyciem odrzucić po roku przetrzymywania pozew w oparciu o właśnie tę informację, że zgłoszone przestępstwo jest ścigane z oskarżenia publicznego, więc nie może być oskarżeniem prywatnym mimo, iż stanowiła ona zaledwie dowód w sprawie mówiący o tym, że Kiepas podejmował decyzje dotyczące mojej osoby w okresie, gdy pełnił funkcję dyrektora Instytutu Filozofii UŚ wbrew prawu. To źródło wiedzy o prześladowaniu, nie przeczucie, nie „widzi mi się.” Kto w otoczeniu tylu naruszeń prawa idzie do psychiatry na polecenie sądu popełniającego szereg przestępstw? Reszta od tego zdania zgadza się, powstałe zagrożenie było próbą nakłonienia Policji do odstąpienia od zatrzymania, choć oczywiście wierzyłem w nią mgliście. Jednak uznałem, że to ludzie, którzy także podejmują decyzje, więc uzyskując świadomość, iż to ich najście generuje zagrożenie i że działają wbrew prawu (kilku czytało wniosek o wyłączenie sędziego z całą argumentacja prawną) może od czynności odstąpią. Żałosne u tych psychiatrów jest to, że wbrew temu, iż usłyszeli, że moje oskarżenia, co do łamania prawa są udokumentowane i znajdują potwierdzenie w przepisach prawa. Mimo tej ważnej uwagi, która została do nich wypowiedziana i tak grają ludzi nieuważnych, nie słuchają co do nich się mówi, ale narzucają własne urojeniowe opinie z pozycji władzy, bezzasadnie i bez sprawdzenia tego, co do nich jest wypowiadane. To manipulacja i pomawianie, jeśli bezwiedne to tym bardziej niebezpieczne.

 

W kolejnym akapicie znajduje się sformułowanie „podczas kolejnego badania.” Pierwsze i drugie badanie miało miejsce w przeciągu 30-60 minut. Tymczasem w tym czasie okazuje się, że przy drugim przejawiam lepszy kontakt werbalny, wypowiadam się spokojnie, rzeczowo, nastrój i napęd w normie itd. W tym czasie nic u mnie nie zmieniło się, jeśli byłem w którymś momencie napięty to musiało do tego dojść około 1 w nocy, gdy zostałem przywieziony do szpitala (badania wtedy nie było) będąc bezpośrednio po 6 godzinach negocjacji i „tygrysim skoku” na mnie antyterrorystów. Siłą rzeczy, każdy może być po tych wydarzeniach zaniepokojony, a nawet roztrzęsiony. Ja nie byłem lub byłem słabo, gdyż zdawałem sobie od początku sprawę, że jeśli w jakichś okolicznościach policjanci przejmą nade mną kontrolę, jak uczynili to antyterroryści nie mogę więcej stawiać się, bo tylko mnie skrzywdzą wyginając, czy dociskając w taki czy inny sposób. Od początku, nim nawet przyjechali negocjatorzy działałem świadomie szukając kontroli nad sytuacją, bo oni mieli broń i większą siłę fizyczną. Wiedziałem, że jeśli ma być dobrze dla mnie nie może wystąpić przemoc, ani nawet wytrącająca z równowagi emocjonalnej prowokacja. Zachowywałem i nakłaniałem do spokoju, chcąc uniknąć gwałtownej reakcji policjantów. Pod tym względem skutecznie kontrolowałem wszystkie wydarzenia, do gwałtowności doszło tylko, gdy antyterroryści dynamicznie wkroczyli do pomieszczenia gdzie rozmawiałem z negocjatorami i zrobili swoje zamieszanie przejmując nade mną fizyczną kontrolę. Później rozmawiałem swobodnie, choć w napięciu, gdy dociskali mnie do podłogi. Gdy po kilkunastu minutach badali mnie lekarze nie mieli żadnego ze mną problemu. W karetce już trwały towarzyskie dyskusje, wszystko z mojej strony było „easy”, bo zdawałem sobie sprawę, że przewagę i jako taką kontrolę mam tylko do momentu uchwycenia przez Policję, po tym wiedziałem z góry, że nie mogę stawiać oporu. Stąd dziwi mnie różnica, że podczas jednego badania byłem trudny, a podczas drugiego łatwy. Świadczy to o zupełnym braku norm w psychiatrii, całkowicie subiektywnym i urojeniowym przeświadczeniu psychiatrów oceniających stany umysłowe. Ta opinia w warstwie pomówień o własności negatywne to bełkot. Całe szczęście, że zdołali przez swoje zahamowania i obawy w rozmowie ze mną dostrzec że byłem rzeczowy, w dobrym kontakcie werbalnym, spokojny itd. O ile z policjantami ostatecznie swobodnie rozmawialiśmy i było „ok”, to psychiatrzy maja naprawdę problemy psychiczne, problem z doszukaniem się normy zdrowia w sobie. Cierpią na niewiedzę dotyczącą tego jak przekroczyć samych siebie, dlatego tkwią w niesprawdzonych, ale utrwalonych przeświadczeniach o zdrowiu i chorobie, jak przekroczyć obawy przed własnymi zaburzeniami psychicznymi. Bo uważam, że w tym tkwi problem psychiatrii, iż źródłem normy psychicznej dla psychiatry jest jego własny stan umysłu, ale umysł ten nie poznał siebie i niezmiennie jak każdy człowiek pozostaje w związku z obawami, niepewnością, niejasnością, spekulacją zbyt oderwaną od rzeczywistości, zahamowaniami, skłonnością do władzy (stawania ponad innymi) i tożsamością z władzą, która z kolei bezpośrednio wpływa na ich życia i rzutuje wiarygodność, co do ich obiektywizmu. Wciąż można zadawać pytanie dlaczego ci dwaj psychiatrzy mieli jako pierwsi informację o tym, że w południe ma zebrać się sąd? Nawet nie doszło wtedy do badania, ale już wszystko było ustalone, że wychodzę. Wynika z tego, że badanie było niepotrzebne, wystarczyła wiedza o tym, że w nocy był spokój. Żyjemy w ogólnym zastraszeniu psychiatrycznym, milczącym w społeczeństwie, system funkcjonuje niezmiennie w oparciu o strach, psychiatria jest narzędziem zastraszania ludzi, bo pozwala na to, aby w niejasny sposób niewygodnych ludzi zamknąć jak w więzieniu, ale bez wyroku i rozprawy dowodowej, tylko w oparciu o nominowanie słowami do niższej kategorii ludzi, bo tak są traktowani, ci, którzy w opinii innych nie mówią i myślą z sensem. Choć istnieją samodzielnie, to odbiera im się wiarę w ich zdolność do istnienia samodzielnie. Równocześnie brak innych metod „leczenia” jak tłumienie zdolności poznawczych i stanowienia siebie we własnym życiu, co więzienie psychiatryczne uzupełnia o tortury przemocą fizyczną i farmakologiczną. Kto zgadnie iloma wyleczeniami rocznie może pochwalić się psychiatria? Bardzo interesuje mnie odpowiedź, bo jeśli napiszę wprost, że 0, ktoś powie, że sądzę zbyt prędko.

Uzupełniając, w protokole zatrzymania osoby, który otrzymałem od policjanta w sądzie po tym jak ten uzyskał jakieś dane od sędziego, aby ten protokół uzupełnić nie zgadza się to, że nie składałem zażalenia na sposób i fakt zatrzymania, gdyż protestowałem i zgłaszałem. Było zbyt brutalne i przewlekłe, potraktowany zostałem jak zbir, nawet nie mogłem napić się, ubrać spodni, butów, czy kurtki. Także to, że nie żądałem kontaktu z adwokatem, bo żądałem i nachalnie, w tym celu w trakcie 6 godzinnych negocjacji kilkukrotnie na mój wniosek jeden z negocjatorów dzwonił do mojego obrońcy nie mogąc uzyskać z nim kontaktu. Żądałem obrońcy także po zatrzymaniu zgłaszając to pani komendant, która wtedy zajmowała się wrzeszczeniem na mnie, zamiast spełnieniem żądania i skargi na nadmiar przemocy antyterrorystów. W protokole, w miejscach na mój podpis zapisano, że odmówiłem podpisu, tymczasem pierwszy raz zobaczyłem i otrzymałem ten protokół dopiero w następny dzień w sądzie, o podpis nikt nie pytał. Bardzo wiele rzeczy nie zgadza się, łącznie z tym, że psychiatrzy piszą, że „brak wskazań do zatrzymania pacjenta bez zgody w oddziale.” Formuła niejasna, bo skoro brak wskazań, po co pytać o zatrzymanie? Z drugiej strony, jak napisałem wcześniej, wyraziłem swoją zgodę na zatrzymanie na obserwację, dopisując obok swojego podpisu, wbrew sobie „na kilka dni”, co uczyniłem, aby odebrać Kwaśnikowi ewentualną satysfakcję w narzuceniu mi przymusowego zatrzymania w „psychiatryku.” Jak widać, to, co zapisują urzędnicy zawsze rozmija się z rzeczywistością.

Na zwołanym ad hoc posiedzeniu sądu Kwaśnik poinformował mnie, że na następnym posiedzeniu będzie rozpoznawał opinię psychiatrów. Pomimo wygrania tej „bitwy” z systemem działającym od początku wbrew prawu i z zupełną niezdolnością uzyskania pomocy ze strony innych osób i instytucji państwa znów nachodzi mnie myśl, że ten sądowy bandyta Kwaśnik będzie dalej próbował rozgrywać mnie „kartą psychiatryczną”, co oznacza, że znów może dojść do jakiejś hecy, tak bardzo ludzi psuje władza, a uwikłani w przestępstwa nie potrafią się zatrzymać.

Wyzwolony OD 3 LAT UKRYWAM SIĘ, GDYŻ ZNISZCZONO MI 20 LAT ŻYCIA I MOJE PRÓBY ODZYSKANIA GO SKUTKUJĄ ŁAMANIEM WSZELKICH MOICH PRAWA OBYWATELSKICH I PROCESOWYCH - JESTEM CZYNNIE PRZEŚLADOWANY I NISZCZONY PRZEZ SKORUMPOWANY DO DNA SYSTEM, BEZPOŚREDNIO W OSOBACH SSR KWAŚNIK I KIEPAS (poczytaj o nich i mojej sytuacji obywatelu Polski) Poznanie Poznania> Książka o samopoznaniu "Rozwój duchowy a samoświadomość" POZNAJ SIEBIE! To rzecz najciekawsza w życiu, czegoś ciekawszego nie znajdziesz. Mówił o tym Sokrates jakieś 2,5 tyś. lat temu, mówił Jezus, Budda i wszyscy wielcy mędrcy. 'Ja' też to mówię. Mówili też, że człowiek po tym Wyzwala się. Kluczem jest Twoja świadomość siebie, i uczucia, i ich zgodność, to droga, by poznać Świadomość wszystkiego. Można naprawiać świat... więc co robimy? Najprościej zacząć od siebie, poznać kim się jest i czego naprawdę pragnie. Wychodzi to wtedy, gdy się zupełnie nie sprzeczamy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości