W skomunizowanej Polsce jedną z najdziwniejszych enklaw kulturowych był Teatr Telewizji, który od lat 50. wyprodukował tysiące spektakli. Ta największa scena teatralna - zjawisko unikalne w skali światowej - prezentowała zawsze obok kanonu polskiego i światowego także dramaturgię współczesną. Nie było chyba w Polsce znaczącego aktora i reżysera teatralnego - łącznie z Tadeuszem Kantorem - którzy nie współpracowaliby kiedyś z Teatrem Telewizji. Wystawiali tam też wybitni twórcy filmowi, jak Andrzej Wajda i Krzysztof Kieślowski, a w latach 80. telewizyjne spektakle należały do najważniejszych w krajobrazie polskiego teatru.
Pod koniec lat 50., aż do połowy lat 60., czyli za środkowego Gomułki - fenomenem kultury niezależnej był też nadawany w TVP, zawsze późnym wieczorem,Kabaret Starszych Panów. Podobnie, jak w przypadku krakowskiej Piwnicy pod Baranami, władze traktowały ten program, jako rodzaj wentyla, w którym zresztą występowali najlepsi aktorzy tamtych czasów. Głównymi twórcami kabaretu byli tytułowi „starsi panowie dwaj”- Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski, którzy samym choćby tylko nobliwym wyglądem - i specjalnie akcentowanymi staroświeckimi manierami - rzucali wyzwanie komunistycznej szarzyźnie i urawniłowce.
Występowali w cylindrach, frakach i kamizelkach, co przedziwnie wypadało w ówczesnej telewizji, aKabaret Starszych Panów - będący tak naprawdę niesamowitym teatrem absurdu - stał się jednym z najświetniejszych dokonań kulturalnych w PRL. Tym trudniej jest dziś uwierzyć, że w przeciągu 8 lat jego istnienia nakręcono zaledwie 16 programów.
Ta świetna literacka zabawa była niemal całkowicie wolna od politycznych skojarzeń. Jednocześnie jednak stanowiła twardą szkołę przetrwania dla inteligencji w totalitarnym systemie, przy czym głównymi metodami obrony było zachowanie głębokiego dystansu do siermiężnej rzeczywistości PRL i świadomość własnej, kruchej roli w tej nierównej walce. Jesienią 2008 roku Poczta Polska wydała okolicznościowy zna czek z okazji 50-lecia Kabaretu Starszych Panów, a w różnych miejscach Warszawy odbyły się widowiska prezentujące jego twórczość
Jak to wszystko wygląda teraz w telewizji publicznej; gdyby np. pojawił się ktoś, chcący zrobić teatr gloryfikujący komunizm, przeszłoby to u was? - pytam Elżbietę Rottermund, szefową redakcji publicystyki kulturalnej i teatru programu I TVP.
Mogłyby być z tym problemy, co nie znaczy, że u nas w kulturze są jakieś naciski odgórne, jak np. zdarza się w informacji. Sądzę, że byłaby jakaś delikatna sugestia dla osoby piszącej scenariusz, że nie można tego tak jednostronnie przedstawiać. Co innego, gdyby to był element czegoś większego i pokazane byłoby z obydwu stron, to oczywiście tak. Natomiast w momencie, gdyby to był spektakl mający bardziej walory propagandowe niż artystyczne, to myślę, że nie przeszedłby.
A jakieś prądy lewackie, powiedzmy krytykujące globalizm albo tematyka lesbijsko-gejowska?
Jeżeli miałoby to jakieś naprawdę wysokie walory artystyczne, nie by łoby problemu, choć oczywiście zdarzają się czasem tematy, do których trzeba podchodzić ostrożnie. Spektakle oscylujące wokół problemów gejowsko-lesbijskich nie są w tej chwili realizowane, ale nie dlatego, że nie należy tego pokazywać, tylko, że Teatr Telewizji pokazywany jest w dosyć wczesnych godzinach. Jest to problem trywialny. Wiadomo jednak, że pewnych rzeczy nie pokazuje się z tego powodu, że jest to telewizja publiczna i jest to emitowane na przykład o godz. 20.
Mieliśmy np. duży problem ze sztuką z motywem męki Chrystusa, na który nałożona była historia zwykłej rodziny z problemami. To poszło i natychmiast były ataki widzów, jak można w ogóle coś takiego puszczać, oburzenie. Po tym wszystkim doszliśmy do wniosku, że trzeba było jednak podwyższyć kategorię wiekową. Natomiast, jeśli zdarzają się już jakieś naciski, to są raczej związane ze sprawami artystycznymi, ale to jest normalne. Ktoś uważa, że ten, a nie kto inny zrobi coś lepiej - to są sprawy personalne, ale chyba w każdej pracy tak jest.
Co wy właściwie chcecie robić w ramach programów kulturalnych, czy macie jakiś wyraźny cel ogólno-kulturowy?
To jest związane z naszą misją telewizji publicznej, która zresztą cały czas zderza się z rynkiem. Jesteśmy w potwornym rozkroku i schizofrenii, bo z jednej strony trzeba realizować misję, a z drugiej wal czyć z komercyjną konkurencją. Podejrzewam, że jest to problem wszy stkich telewizji publicznych. Tak naprawdę, jest to niezwykle trudne - nic, co ambitne nie wygra z tanią komercją. W telewizji publicznej staje sie to coraz ważniejszą sprawą; musimy jakoś walczyć z telewizją komercyjną.
Poza tym mamy problemy z abonamentem, bo część ludzi została zwol niona z opłat - jak chociażby emeryci. Wciąż się mówi o zniesieniu abo namentu w ogóle i żeby telewizja była finansowana przez państwo. Jest dużo mniej wpływów.
Jesteście mentalnie gotowi do zaniżania poziomu?
Po prostu musimy to robić. Jak nas nie będą oglądać, to nie będzie pie niędzy z reklam. Trzeba pamiętać też, że od kilku lat istnieje kanał TV Kultura, który poświecony jest wyłącznie wysokiej kulturze i też należy do telewizji publicznej. Kanał TV Kultura nie jest jednak odbierany w całym kraju, więc nie można go finansować pieniędzmi z abonamentu. TV Kultura jest oglądana w większości miast, ale nie jest ogólnodostępna, kanał jest finansowany przez telewizję, a telewizja jest finansowana z reklamy. Jeśli nie będzie pieniędzy - nie będzie kanału.
TV Kultura to jest bardzo elitarny program, oglądany przez około 100 ty sięcy ludzi. Przenoszone są tam najlepsze spektakle z teatrów repertu arowych, najambitniejsze sztuki, których w teatrze TV już nie ma.
Po przemianie ustrojowej kultura telewizyjna ma się dobrze?
To trudno powiedzieć. Na początku lat 90. był boom na kulturę; pro gramów było bardzo dużo, a teraz tendencja jest taka, że programów kulturalnych jest mniej, ale za to jest też osobny kanał TV Kultura.Bywało już i tak, że ambitne programy kulturalne szły o 2 w nocy. To w gruncie rzeczy zależy od szefa - jeden bardziej dba o kulturę, a drugi mniej. Teraz z kolei jest tendencja, żeby jednak nie wydawać pieniędzy na programy, które są emitowane w nocy, były takie sytuacje, że dobre programy filmowe szły o 4 nad ranem, co jest w ogóle bezsensem.
Teraz robimy te programy do 12 w nocy, nie później i w lżejszej formie, żeby ludzie to oglądali. Wiadomo, że jeśli robimy programy kulturalne, to i tak pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Jeżeli dwa miliony ludzi obejrzy teatr telewizji, to już jest wielki sukces. Badamy oglądalność cały czas, to w ogóle jest jakaś obsesja, codziennie mamy wyniki badań oglądalności każdego programu. Analizuje się tzw. przepływy, z czego przepłynęli i na co. Generalnie w ogólnych badaniach wychodzi tak, że telewizja publiczna jest oglądana głównie przez ludzi starszych, wcale nie duże miasta, tylko raczej prowincja, głównie ludzie prości, wcale nie inteligencja i oglądają to bardziej z przyzwyczajenia.
Z kolei najlepszą marką stała się komercyjna TVN, a telewizja publiczna traci na popularności, chociaż nadal jest bardzo oglądana. Na przykład na pytanie, gdzie są najlepsze programy kulturalne, ludzie odpowiadają, że w TVN, podczas gdy w TVN w ogóle nie ma programów kulturalnych. Tak, że teleizja publiczna wyraźnie traci markę. U nas idzie w tygodniu 6 filmów dokumentalnych i nikt o tym nie wie, a TVN robi trzy „dokumenty” rocznie, które są tak rozreklamowane, że cała Polska o tym wie.
To jakie wnioski wyciągacie z tej sytuacji?
Wnioski są wyciągane, ale bardziej w sferze narzekactwa, a nie robienia czegoś. Dopiero teraz zaczyna się rozumieć, że jeśli się robi promocję wszystkiego, to de facto nie robi się promocji niczego. Trzeba się zdecydować na konkretne rzeczy. Jeśli mamy jakiś program budujący markę telewizji, to on właśnie powinien być głównie reklamowany. Wydaje mi się, ze w telewizjach prywatnych decyzje zapadają dużo szybciej; publiczna jest molochem z taką ilością trybów, że czasem, zanim jakaś decyzja zapadnie, mija tyle czasu, że traci to sens.
Wszyscy u nas tę misję publiczną czują, ale jednoczesnie ona jest poważnym obciążeniem. Musimy nadawać programy katolickie, których nikt nie ogląda, ale tak jest zapisane w jakiejś ustawie. To jest właśnie misja – kultura i religia. Dopóki był polski papież, programy katolickie były masowo oglądane, teraz już nie. Z kolei powrót do tego co było dawniej polegałby na tym, że Jedynka byłaby niemal wyłącznie stacją informacyjno-publicystyczną, a tego raczej nie chcemy.
W jaki sposób zamawiacie scenariusze dla Teatru Telewizji?
Sztuki pokazywane w tradycyjnym Teatrze Telewizji w programie Jedynki są dla tego teatru specjalnie pisane. O wyborze decyduje głównie poziom, mniej temat. Za realizację odpowiada agencja filmowa, która to produkuje. Mają dział literacki, do którego spływają scenariusze i tam jest pierwszy przesiew, do nas spływa już okrojona propozycja i my wybieramy. Mamy osobę, która ma za zadanie czytać te scenariusze, ja czytam już tylko wybrane, to jest ogromna produkcja, robiona techniką filmową, co tydzień jest robiony spektakl, i to są już duże fundusze. Oczywiście musi być też akceptacja dyrekcji, potem to idzie do produkcji; jest kolaudacja i tak to działa.
Ale są różne problemy. Oceniana jest kwestia zgodności historycznej. Powstał na przykład bardzo dobry teatr na temat szermierza... wielokrotnego medalisty olimpijskiego. W okresie komuny był słynny polski szablista, który okazał się też podwójnym agentem: współpracował z polskimi służbami i z amerykańskimi. Nazywał się Jerzy Pawłowski i siedział po tem w więzieniu w latach 80. w PRL. Spektakl był świetny, ale na kolaudacji wyszło, że postać została źle przedstawiona w sensie faktów historycznych. Sztuka była bardzo dobra i w końcu poszła, ale po dłuższej dyskusji.
Istnieje też coś takiego, jak „scena świata”, to są spektakle kupowane za granicą. Wiele zależy także od widza; to jest trochę takie szamotanie się w przerębli, bo jeżeli program jest nadawany w sobotę w połowie dnia, a oglądalność jest zerowa, to ręce opadają. Bo akurat na innych stacjach idzie np. serial. Ludzie lubią seriale, tu też jest ogromna konkurencja. Tak naprawdę są dwie rzeczy, które trzymają telewizje - rozrywka i film, a przede wszystkim seriale. Telewizja publiczna, mimo wszystko, dba o kulturę.
A co to jest scena faktu?
Oprócz teatru artystycznego, współczesnych sztuk, robimy też scenę faktu, jest to tzw. docudrama; teatry oparte na faktach, przede wszystkim zajmujące się jakimiś przemilczanymi historiami, jak chociażby historia uczestnika Powstania Warszawskiego, który po wojnie nie chciał współ pracować z komuną, siedział w więzieniu i prawdopodobnie został wypchnięty przez okno przez agentów bezpieki w Warszawie. To jest teatr o sprawach, które gdzieś tam w naszej świadomości istnieją, ale nigdy nie zostały zbadane. To jest dokument w formie teatru. Czasem my coś za mawiamy na konkretny temat, a czasem ludzie się do nas zgłaszają.
Czy powtarzacie klasyczne, stare przedstawienia, czy one się juz jednak zbytnio zestarzały?
Raczej się tego już nie nadaje. Jeżeli robimy powtórki, to najwyżej spektakli sprzed kilku lat, a nie tych sprzed 30. Ale jest tendencja, żeby scena artystyczna też była raczej lekka. Jest klasyka, ale lekka - na przy kład Szkoła Żon Moliera, jednak takie rzeczy robimy sporadycznie. Mi mo to, główną naszą misją jest teatr, który tak naprawdę się nie zwraca i zwolniony jest z relacji miedzy wydatkami a oglądalnością. Teatr telewizji ma bardzo stałą widownię i jest pod jakimś kloszem.
Ludzie się przyzwyczaili, że od kilkudziesięciu lat zawsze w poniedziałek jest teatr i bierze się to pod uwagę, jak się układa ramówkę. Jest zachowana ciągłość telewizji. Warto trochę pieniędzy stracić, ale robić coś takiego - to jest właśnie poczucie misji, że warto zrobić coś dla ludzi, a nie dla pieniędzy. Zobaczymy jaka będzie przyszłość. My zawsze mówimy o Teatrze Telewizji, że jest to największa scena świata, bo jednak nie ma nigdzie ta kiego teatru, który zgromadziłby na widowni dwa miliony widzów. A my taki teatr robimy i zawsze możemy spektakle powtarzać, nawet kilka razy - co parę lat i to jest duża rzecz.
Czy jest jakaś wymiana między wami, a dawnymi krajami bloku wschodniego?
Nie ma czegoś takiego. Nie mam pojęcia, co robi telewizja węgierska lub czeska w sferze kultury, ale może powinnam wiedzieć…Jeżeli nas coś interesuje, to jednak bardziej, co robią np. Francuzi, chociażby Arte.Natomiast zupełnie nie wiem, co się dzieje w krajach postkomunistycznych.
@
32. fragment - z mojej nowej książki pt. Dawka Polin (Właśnie Polska), która w czerwcu ukaże się w Izraelu - w wersji hebrajskojęzycznej - w wydawnictwie największej gazety Jedijot Achronot. Ten reportażowy przewodnik - Kraków, Warszawa, Łódź, Gdańsk - tworzy platformę do rozmów z 20 znakomitymi ludźmi m.in. o tym, jak polska kultura przeszła przez czasy komuny. W czerwcu książka opubl kowana zostanie też w Polsce.
Moi Rozmówcy w kolejności,
w jakiej występują w książce:
Kraków - Andrzej Wajda, Wojciech Ornat, Janusz Makuch, Andrzej Mleczko @ Warszawa - Józef Hen, Piotr Paziński, Mateusz Werner, Andrzej Rottermund, Mirosław Pęczak, Rafał Grupiński, Elżbieta Rottermund, Paweł Dunin-Wąsowicz, Czesław Bielecki, Jan Kłossowicz @ Łódź - Jerzy Kropiwnicki, Jacek Petrycki, Zbigniew Rybczyński @ Gdańsk - Paweł Huelle, Mieczysław Abramowicz, Lech Wałęsa.
STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY.
Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach. “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima.
FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura