Jaja są niewąskie po wyznaniu Goldstone'a, że Izrael nie mordował palestyńskich cywilów (dzieci, staruszek etc.) w czasie „Płynnego Ołowiu”. W dodatku tego rozbrajającego wyznania nie chciał puścić zlewaczony NYT i poszło w nieco miększym z natury „Washington Post”.
Dwa lata temu czereda lewacka (także w Izraelu) rzuciła się na kocopały Komisji Goldstone'a, jak na świeże truchło. Pamiętam, że ogarniał mnie dosłownie fizyczny wstręt, gdy docierały do mnie strzępy kretynizmów wywrzaskiwanych wszędzie gdzie się dało.
„Zło uczynione wówczas wizerunkowi Izraela poszło w świat i już się nie odstanie się”.. - powtarzałem sobie jeszcze w miniony piątek, gdy sędzia Goldstone przejrzał na oczy. Minęło jednak parę dni i po opadnięciu emocji dochodzę do wniosku, że się myliłem.
Już nawet subtelny rzecznik Departamentu Stanu USA mamrocze, że administracja nie traktowała brutalnej krytyki wobec Izraela poważnie, a NYT - będący tubą Baracka Obamy - tłumaczy gęsto, że b. chciał opublikować sprostowanie Goldstone'a, ale mu nie wyszło...
Najlepsze jest oczywiście w tym wszystkim zachowanie lewackiej czeredy (także w Izraelu...) - która pochowała się po jakichś dziurach, jak nie przymierzając robale w serze. To nie jest takie złe, biorąc pod uwagę, że nie da się chyba uniknąć niedługo „Płynnego Ołowiu-2”.