1. Autor nie jest filozofem, nie potrafi więc wywieść idei sprawiedliwości od Arystotelesa i św. Tomasza Jako socjolog jest jednak wrażliwy na praktyczne implikacje powoływania się na sprawiedliwość w życiu społecznym. Jako konserwatywny liberał doprawia tę wrażliwość solidną nutą krytycyzmu.
2. Sprawiedliwość w dyskursie publicznym jest bowiem najczęściej kojarzona ze sprawiedliwością społeczną. Zwykle oznacza to (niestety) redystrybucję dochodów wypracowanych przez jednych na rzecz drugich, którzy tych dochodów nie wypracowali. Zastanówmy się wobec tego, jakie poglądy na ten temat mają Polacy, a jakie reprezentujący ich i podejmujący działania re dystrybutywne politycy oraz jaka jest zależność między pierwszymi i drugimi poglądami?
3. W tradycyjnej kompozycji sceny politycznej, idee sprawiedliwości społecznej są rzecz jasna domeną partii lewicowych. W latach 90. XX w. reguła ta została zaburzona zarówno w wielu stabilnych systemach demokratycznych na świecie (nie wyłączając USA), jak i w Polsce. Logika tego zaburzenia jest jednak różna. W USA Clintona (choć wielką zagadką pozostaje, jak w tym problemie odnajdzie się Obama), Wielkiej Brytanii Blaira i Browna, czy Niemczech Schroedera, partie lewicowe zaakceptowały podstawowe reguły wolnego rynku, zbliżając się do centrum spektrum poglądów na gospodarkę. Wystarczy przypomnieć hasło „trzeciej drogi” Giddensa czy program „Agenda 2010” niemieckich socjaldemokratów. W ten sposób przynajmniej niektóre partie lewicowe zbliżyły się stosunkowo do partii prawicowych, które – może z wyjątkiem rząduMargaret Thatcher – nigdy nie znalazły się w rzeczonym spektrum poglądów przesadnie daleko po stronie prawej. W ten sposób definiujemy opisane setki razy zawężenie mainstreamu scen politycznych w dziedzinie gospodarki, w którego wyniku europejska czy amerykańska prawica jest po prostu „nieco bardziej liberalna”, lewica zaś „nieco mniej liberalna”. W przypadku niektórych państw uczciwsze byłoby użycie kategorii „socjalna” i odwrócenie kwantyfikatorów, ale to w zasadzie kwestia akcentów. Wolnego rynku jako podstawy porządku gospodarczego nikt rozsądny nie podważa nawet dzisiaj, w obliczu pędzącego kryzysu gospodarczego. W związku z tym coraz istotniejszym czynnikiem identyfikacji politycznej stają się kwestie kulturowe, przy czym – odwrotnie – większy „liberalizm” (czy może lepiej „permisywizm”) w tej kwestii cechuje partie lewicowe.
4. Jak rzecz się przedstawia w Polsce? Według Tadeusza Szawiela, do 2005 r. głównym czynnikiem autoidentyfikacji politycznej Polaków był stosunek do wartości kulturowych, poziom religijności i – przede wszystkim – ocena przeszłości: w radykalnym uproszeniu można powiedzieć, że Polacy dzielili się na dzieci Solidarności i dzieci PRL. Co zaskakujące, stosunek do kwestii ekonomicznych – a ten aspekt bierzemy pod uwagę, dyskutując o sprawiedliwości – nie różnicował w sposób istotny na prawicę i lewicę. Oczywiście bardziej (choć nie aż tak, jak się potocznie sądzi) prawicowy ekonomicznie elektorat miała UW i jej protoplaści, jednak SLD nie było w zasadzie bardziej socjalne niż AWS. Rzecz jest niby oczywista, jeśli wziąć pod uwagę kluczową pozycję związku zawodowego w zapleczu tej partii, ale warto o tym arcyparadoksie przypominać, gdyż to on był w dużej mierze odpowiedzialny za rozpad chyba jednak najlepszej koalicji, która do tej pory rządziła Polską, a więc i za załamanie stosunkowo ambitnego programu reform ekipy Jerzego Buzka.
5. Wybory 2005 r. przyniosły ważną zmianę. Wobec totalnej kompromitacji partii postkomunistycznych (jeśli uczciwie zliczyć głosy, to na SLD głosowali członkowie OPZZ, ZNP, byli milicjanci oraz rodziny ich wszystkich), elektorat lewicowy w sensie ekonomicznym odpłynął w sporej części do partii otwarcie populistycznych (Samoobrona, LPR), ale częściowo przeniósł się pod skrzydła PiS oraz PO. Wybór nie był prosty, gdyż populiści byli dla wielu osób estetycznie odrażający, obie partie zwycięskie (w tym jedna bardzo przegrana...) miały zaś w swoich programach i wyborczej retoryce elementy liberalne. PiS miał ich już jednak wyraźnie mniej niż w 2001 r. Był to mocny i w przedwyborczej euforii często niedostrzegany sygnał, że niedoszli koalicjanci oddalają się coraz bardziej od siebie. Głosy oddane przez część wyborców lewicujących na PO, której przekaz był w 2005 r. wyraźnie bardziej wolnorynkowy niż dwa lata później, są nie tyle paradoksem, ile poparciem tezy Szawiela, iż dla wielu osób ważniejsze było definiowanie partii według jej stosunku do przeszłości. W tym sensie umiarkowanie konserwatywna i nieszarżująca w swym antykomunizmie Platforma była mniejszym złem. Wybory 2005 r. przyniosły jednak fatalne w skutkach przeciwstawienie Polski „liberalnej” (czytaj: raju dla bogaczy) Polsce „solidarnej” (czytaj: prawej i sprawiedliwej).
6. Zmiana 2007 r. odbywała się w radykalnie zmienionym klimacie politycznym. Intuicyjna i wysoce ryzykowna decyzja Tuska okazała się dla Platformy korzystna. PO w umiejętny sposób zagrała o wyższą stawkę, rozmywając swój program gospodarczy, przez co mogła się zwrócić do szerszego grona wyborców. 42% procent głosów na partię, która mimo wszystko utrzymała w swoim programie podatek liniowy, jest w obliczu rzeczywistych poglądów polskiego elektoratu wielką zagadką. PO mogła sobie jednak na taki pozorny hazard pozwolić, gdyż jej żelazny i najbardziej liberalny gospodarczo elektorat był w wyborczej logice bezpieczny: nie miał on bowiem, w odróżnieniu od 2001 r., czy nawet 2005, poza PO żadnej alternatywy. PiS postawił bowiem jednoznacznie na hasło zwycięskie dwa lata wcześniej, czyli na starcie Polski „solidarnej” (tym razem w domyśle po prostu uczciwej) z „liberalną” (tym razem zwyczajnie złodziejską)b. W konsekwencji, co dla autora tych słów było absolutnym zaskoczeniem, PiS przegrał władzę.
7. Pytanie, dlaczego PiS przegrał z partią, która ma w swoim programie podatek liniowy, częściową prywatyzację służby zdrowia oraz bon oświatowy, jest dla nas kluczowe. Czy Polacy stali się w ostatnich latach bardziej liberalni gospodarczo, na fali boomu gospodarczego, spadku bezrobocia i wzrostu zarobków? Nic podobnego. Spójrzmy na liczby. Blisko 62% Polaków jest przeciwna wprowadzeniu jakiejkolwiek odpłatności za usługi medyczne, choćby symbolicznej. Możliwość ponoszenia takich kosztów akceptuje niecałe 15% (nieco więcej, bo 28%, gdyby chodziło o opłaty za wyżywienie podczas pobytu szpitalnego, i ta wartość od kilku lat wzrasta). 65% Polaków uważa, że zmiany w systemie podatkowym powinny zmierzaćw kierunku większego obciążenia osób zamożnych. Ogólnie rzecz biorąc, Polacy są zwolennikami obniżenia podatków, przy jednoczesnym utrzymaniu skali progresywnej. Poparcie dla podatku liniowego zmalało w ciągu ostatnich kilku lat prawie dwukrotnie. Skoro Polacy ogólnie nie są bardziej liberalni, to być może warto sprawdzić, jak zachowują się poszczególne elektoraty?
8. Kontrola deklaracji wyborczej respondentów prowadzi do zaskakujących wniosków. Inaczej, niż to było do 2005 r., poglądy społeczno- gospodarcze bardzo wyraźnie różnicują polskich wyborców. Jednak elektoratem, który najbardziej odstaje od średniej w kierunku lewicowym, jest elektorat PiS. Kiedy pytanie sformułuje się w bardziej konkretny sposób, wyniki ulegną pewnemu spłaszczeniu. Propozycję wprowadzenia podatku liniowego przez rząd Donalda Tuska popiera 57% wyborców PO (przy 29% przeciw) oraz 31% wyborców PiS (przy 55% przeciw). Wyborcy LiD są znowu mniej krytyczni (38% za, 47% przeciw), dalej więc najbardziej lewicową postawą charakteryzują się wyborcy partii braci Kaczyńskich. Kiedy spytamy o flagowy – i w odróżnieniu od podatku liniowego – realizowany projekt rządu Donalda Tuska, jakim jest ustawa o komercjalizacji szpitali, wyniki będą podobne. Polacy są na ogół przeciwnikami zakładanej przez PO próby przekształcenia placówek ochrony zdrowia w spółki prawa handlowego Pomysł ten popiera 52% elektoratu PO (36% przeciw), 33% elektoratu SLD (57% przeciw) i jedynie 10% (!) elektoratu PiS (79% przeciw).
9. Skąd ta zmiana? Z pewnością częściowo jest za nią odpowiedzialna gra, jaką ze swoimi koalicjantami prowadził Jarosław Kaczyński, zakończona ich marginalizacją i przejęciem części tych elektoratów. Zarówno wyborcy LPR, jak i Samoobrony, byli podatni na populistyczną lewicowość (w moim przekonaniu każda lewicowość jest populistyczna, ale to już bardziej dyskusyjna teza). Obawiam się jednak, żesama konsumpcja „przystawek” nie jest wystarczającym wyjaśnieniem. Moja hipoteza jest następująca: partie mimo wszystko „wychowują” swoich wyborców. PiS nie jest bardziej lewicowe, gdyż taki jest jego elektorat, ale elektorat PiS jest bardziej lewicowy, gdyż inny jest przekaz formułowany przez PiS. W moim przekonaniu liderzy PiS wobec odkrycia, że nie da się eksploatować poczucia skrzywdzenia w oparciu o same tylko kwestie lustracyjne i uwłaszczenie w nowym systemie ludzi PRL, sięgnęli po podstawowy socjalistyczny arsenał argumentów pt. „biedni wykorzystywani przez bogatych”. Tym samym jednoznacznie określili się po stronie tych, których w terminologii transformacyjnej określa się jako loosers. Pouczające może być w tej materii również przestudiowanie różnic między exposé Kazimierza Marcinkiewicza wygłoszonym 10 listopada 2005 r., a exposé Jarosława Kaczyńskiego z 19 lipca 2006 r. Zmiana akcentów jest wyraźna, a punkt ciężkości leży gdzieś w okolicy słowa „bezpieczeństwo”, rozumianego nie tylko jako bezpieczeństwo zewnętrzne, ale coraz częściej jako bezpieczeństwo socjalne. Dlaczego więc PiS przegrał w 2007 r., skoro odwołał się do poglądów bliskich większości polskiego społeczeństwa? Być może wolta była zbyt śmiała, zbyt gwałtowna, i wyborcy nie zdążyli się jeszcze przyzwyczaić do lewicowej twarzy konserwatywnej partii władzy, która chwilę wcześniej zaserwowała Polsce chyba największą po 1989 r. obniżkę podatków. Być może przyczyną była osobista niepopularność braci Kaczyńskich. Być może była to wypadkowa obu tych czynników.
10. Bądź co bądź, PiS przesunął się na lewo. Ruch był jak najbardziej racjonalny w logice doraźnej gry politycznej i walki o elektorat, nawet jeśli w krótszej perspektywie zawiódł. Należy sobie jednak tym bardziej zadać pytanie, czy w perspektywie dłuższej PiS nie przegrał czegoś ważniejszego? Przy 50% poparciu dla PO i 20% dla PiS być może trudno sobie wyobrazić, żeby PiS szybko wrócił do władzy. Ale nie łudźmy się, taki moment prawdopodobnie nastąpi. Może rację mają niektórzy (zarówno wrodzy, jak przychylni Kaczyńskim) publicyści, iż PiS musi odsunąć – przynajmniej w cień, a może jeszcze dalej – Jarosława Kaczyńskiego, jako nośnika olbrzymiego elektoratu negatywnego, obciążającego obecne notowania. Rzecz w tym, że to arcytrudne zadanie będzie błahostką w porównaniu ze zmianą lub wymianą elektoratu, raz omamionego obietnicami XXwiecznego, socjalnego welfare state. JeśliJarosław Kaczyński jest kotwicą, to wyborcy są głębią pisowskiego oceanu. Szermując takimi słowami jak sprawiedliwość i solidarność, PiS przyczynia się do podtrzymania szkodliwej definicji słowa „sprawiedliwość” w znaczeniu „redystrybucja” bez odniesienia do zasług”, czyli w zasadzie „niesprawiedliwość”. Jeśli Foucault ma choć odrobinę dobrej intuicji w swojej teorii dyskursów, negatywne implikacje takiego błędnego definiowania są nie do przecenienia.
Przypisy:
W tekście wykorzystano następujące pozycje: T. Szawiel, Podział na lewicę i prawicę w Polsce po 1989 roku [w:] R. Markowski (red.), System partyjny i zachowania wyborcze. Dekada polskich doświadczeń, ISP PAN, Warszawa 2002; Exposé Kazimierza Marcinkiewicza wygłoszone w Sejmie RP 10 listopada 2005 r. (www.pis.org.pl); Exposé Jarosława Kaczyńskiego wygłoszone w Sejmie RP 19 lipca 2006 r. (www.pis.org.pl); Opinie o komercjalizacji szpitali, raport z badań CBOS, Warszawa, wrzesień 2008; Sytuacja w opiece zdrowotnej, raport z badań CBOS, Warszawa, marzec 2008; Jakie podatki chcieliby płacić Polacy?, raport z badań CBOS, Warszawa, kwiecień 2008. 2. Paradoksem jest fakt, że w ciągu dwóch lat rządów PiS zredukował koszty pracy bardziej niż którykolwiek wcześniejszy polski rząd, obniżając również podatek dochodowy, przede wszystkim lepiej zarabiającym. W kampanii starał się jednak raczej nie eksponować tych wątków.
Wojciech Przybylski (ur. 1980): socjolog, dyrektor Centrum Analiz Regionalnych, wykładowca w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. Instruktor Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej i członek Klubu Jagiellońskiego. Bardzo szeregowy i mocno krytyczny członek Platformy Obywatelskiej, standardowa sierota po POPiSie.
ZAPRASZAMY do czatowej rozmowy z Pawłem Kowalem wokół powyższej tematyki. Rozmowa trwa TUTAJ.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka