Piątkowa „Gazeta Wyborcza” z dumą poinformowała: „Jadą mózgi z Europy” !
Artykuł dotyczył najnowszej inicjatywy szefa UKIE Mikołaja Dowgielewicza polegającej na zaproszeniu zagranicznych doradców, którzy mają przygotować polskie przewodniczenie w Unii Europejskiej w 2011 roku. Koordynatorem tej grupy został Paweł Świeboda, który mówi: „to wybitni eksperci (...) wiedzą również, co dzieje się w Unii, jakie są trendy (...) pomogą nam pokazać polskie przewodnictwo jako mocne i skuteczne w sferze ideałów europejskich...”
Kim są owe „mózgi z Europy” ? Lista jest wiele mówiąca: autor raportu o globalizacji dla prezydenta Sarkozy’ego, „guru europejskich ekonomistów”, pani sekretarz generalna europejskiego federalistycznego (czyli opowiadającego się za Europą jako ponadnarodową federacją) ośrodka badawczego, członek gabinetu politycznego Jacquesa Delorsa z czasów gdy był on szefem Komisji, „wschodząca gwiazda” innego brukselskiego ośrodka analitycznego, doradca ds. energetyki Tony’ego Blaira oraz Amerykanin założyciel Lisbon Council - promującej europejską konkurencyjność, zgodnie z wytycznymi Strategii Lizbońskiej.
Gazeta nazywa ich Mędrcami i pisze: „Eksperci zaproponują Polsce priorytety prezydencji i będą recenzować nasze pomysły”.
Wiadomość ta według mnie jest doprawdy szokująca. Nie chodzi o to, że polski rząd zaprasza ekspertów, ale o to czego od nich oczekuje, jak ich dobiera i w jaki sposób podchodzi do tworzenia programu „polskich pięciu minut w Unii Europejskiej”, czyli polskiego półrocznego przewodniczenia Unii.
Nasze priorytety będzie ustalać za nas (oraz recenzować nasze pomysły) grupa samozwańczo dobranych ludzi, których profil – śmiem twierdzić – nie do końca odpowiada samodzielnej polityce polskiej. Co może nam doradzić zwolennik Strategii Lizbońskiej, która nie uwzględnia polskich potrzeb rozwojowych (bo nie premiuje rozbudowy podstawowej infrastruktury) i jako pomysł została już dawno skompromitowana (bo nie przynosi efektów) ? Co mogą nam doradzić gwiazdy francuskiej ekonomii, której polityka protekcjonizmu jest sprzeczna z naszymi interesami ? Nawet w sprawach energetyki myśleć ma za nas doradca Blaira, a przecież brytyjskie spojrzenie na problem dywersyfikacji i bezpieczeństwa energetycznego jest dokładnie odwrotny do polskiego. Do tego dołożymy agitatorów na rzecz Europy ponadnarodowej (do tej grupy zalicza się też polski koordynator Mędrców), która ma mieć kształt federacji zarządzanej z Brukseli i jednego ze znanych „mandarynów” biurokracji europejskiej, obecnego tam od czasu Delorsa, który stworzył siłę tej biurokracji. Istne panoptikum różnych europejskich grup interesu i wpływu!
Byłoby to jeszcze do przyjęcia, gdyby osoby te miały nam doradzać albo w sprawach techniczno-organizacyjnych (jak ułożyć kalendarz wydarzeń, jak skutecznie współpracować z administracją unijną itp.) - choć do tego raczej przydaliby się doradcy z rządów krajów, które przeprowadziły skuteczne prezydencje wcześniej – albo, gdyby rząd ich najął do promowania polskich interesów i celów naszego przewodniczenia, które sam wcześniej opracował a oni zgodziliby się „dać im twarz”. Tymczasem procedura ma być odwrotna – to oni mają za nas wymyślić nasze cele i ewentualnie zweryfikować nasze pomysły !
A przecież prezydencja w Unii to wyjątkowy moment, gdy kraj członkowski ma unikatową szansę na wypromowanie swoich pomysłów na politykę europejską, ustalenie nowych trendów, nadanie nowego impulsu. Czas, w którym nasze idee zyskują realną możliwość bycia wprowadzonymi w obieg europejski.
To co, nie ma w Polsce nikogo kto zna się na ekonomii, polityce energetycznej, wizji Europy, społeczeństwie czy modelu rozwojowym ?
Oczywiście, jest wiele takich osób. Problem tkwi, gdzie indziej. Nazywa się on polskim kompleksem niższości. Wyrasta on z przekonania pewnych osób, że Polska samodzielnie nie jest w stanie niczego istotnego zaproponować, że należy bać się własnych pomysłów, bo a nuż źle się o nich wyrazi „guru europejskich ekonomistów” albo „wschodząca gwiazda brukselskich think-tanków”, a wtedy co ? Katastrofa ! Zostaniemy uznani za nie-trendy i gdy zakończy się nasza kadencja w rządzie lub przy rządzie, gdzie my biedni ludzie z polskiej prowincji znajdziemy sobie pracę, kto nas przygarnie, kto da pieniądze na prowadzenie naszych lokalnych Centrów Strategii Europejskiej ? To już lepiej nic samemu nie wymyślać, poprosić, żeby inni myśleli za nas, bo to gwarantuje, że będziemy zawsze w zgodzie z biegiem głównego nurtu. A że Polska mogłaby mieć jakiś własny pomysł na swoją prezydencję, że może by mogła czegoś sama chcieć, tak po prostu z siebie – z własnych doświadczeń, idei, pomysłów na przyszłość całej Europy ? A gdzież tam, u nas w tym zaścianku nic mądrego się nie urodzi – jesteśmy słabą, biedną, brzydką panną bez posagu...
To kolejny w ostatnich tygodniach dowód, że obecne rządy, to już nie rządy Niewinnych Czarodziejów, którym można wiele wybaczyć, to rządy Aktorów Prowincjonalnych.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka