Niezwykle rzadko zdarzają się takie momenty w dziejach wspólnot politycznych, które mają naprawdę historyczne znaczenie, a do tego stanowią spełnienie snów wielu pokoleń. Chwile przełomów są realizacją marzeń i są tym radośniejsze im mniej realne wydawało się wcześniej osiągnięcie celu. Dwadzieścia lat temu potomkowie sejmikujących obywateli, potomkowie włościan spod Racławic, potomkowie żołnierzy września i żołnierzy wyklętych, rodacy Jana Pawła II odzyskali własne państwo. Coś co stanowiło największe, utopijne marzenie, coś o co przez lata walczono, i o co modlono się zostało osiągnięte. W wielu polskich domach w jak sennym marzeniu wyobrażano sobie moment odzyskania własnego państwa i odzyskania wolności jako chwilę największej radości. Jako moment tak szczęśliwy, że konieczne będzie udanie się w pielgrzymki dziękczynne na Jasną Górę i do Ostrej Bramy.
A tymczasem w tak brzemiennym w skutki roku 1989, mniej było spontanicznej radości niż po zdobyciu srebrnego medalu na Mistrzostwach Świata w piłce nożnej w 1974 roku. I właściwie tak już zostało. Nie obdarzyliśmy odzyskanego państwa głębokim uczuciem, nie poczuliśmy się współodpowiedzialni za jego stan, ba, często nawet nie uznaliśmy tego państwa za swoje. W wielu wypadkach staliśmy się krytycznymi widzami komentującymi działania transformerów – naszych elit, które uznały, że należy jedynie przenieść na grunt polski rozwiązania zachodnie w ekonomi i w systemie politycznym i wszystko jakoś się ułoży. Po pewnym czasie będzie u nas jak na Zachodzie. Społeczeństwo, które w swojej większości było krytycznie nastawione do systemu komunistycznego, które stawiało nie tylko bierny ale często czynny opór, po 1989 nie poczuło się spadkobiercami autorów Unii Lubelskiej, Konstytucji 3 Maja, budowniczych II Rzeczpospolitej czy państwa podziemnego. Nie poczuliśmy się jak kolejne pokolenie, które korzystając z doświadczeń naszych przodków ma przed sobą wielkie zadanie budowy kolejnego polskiego państwa.
„Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami” – tak brzmiało zadanie, które prostymi słowami wyraził w 1797 roku Józef Wybicki. W 1989 roku przeszliśmy Wisłę, przeszliśmy Wartę, ale Polakami się nie staliśmy, bo nie wzięliśmy na siebie współodpowiedzialności za Rzecz Pospolitą, bo nie staliśmy się obywatelami. Bo nie zrozumieliśmy, że w 1989 roku postawiono przed nami nie odtwórcze i mało ambitne zadanie transformacyjnej imitacji, lecz zadanie budowy wolnego i sprawiedliwego państwa. Państwa opartego o najlepsze polskie doświadczenia i twórczo adaptującego udane rozwiązania pochodzące od innych narodów.
Tak więc rok 1989 to czas wielkiej radości ale to także początek odbudowy kraju i budowy państwa. Jak wywiązaliśmy się z tego zadania? Mimo transformacyjnych klisz nienajgorzej. Polska jest stabilnym i coraz bardziej znaczącym krajem, ponownie zakorzenionym w zachodniej cywilizacji. Mającym dobre lub bardzo dobre relacje niemal ze wszystkimi swoimi sąsiadami. Przez dwadzieścia lat nastąpił w Polsce skok cywilizacyjny, który najlepiej sobie można uświadomić, gdy przypomnimy sobie co jeszcze dwadzieścia lat temu uważano za luksus lub przejaw bogactwa. Z lotu ptaka, czy też za pomocą Google maps widać kraj, który się rozwija i pięknieje i to mimo wielu oczywistych mankamentów. A jednak po dwudziestu latach niektórzy badacze polskiej emigracji, wskazują na wciąż istniejące zjawisko polegające na tym, że część Polaków, która zamieszkała zagranicą nie chce mieć nic wspólnego z polskością. Mówiąc w skrócie – nie chcą być Polakami. Jeżeli tak rzeczywiście jest, to oznacza to ogromną porażkę III RP. To oznacza to, że po 1989 rok rzeczywiście nie staliśmy się Polakami świadomymi swojego dziedzictwa, nie staliśmy się Polakami – a więc obywatelami swojego państwa.
Przypadające na 9 listopada 2009 roku obchody dwudziestolecia zburzenia muru berlińskiego były imponujące. Kanclerz Angela Merkel i niemiecka dyplomacja włożyła sporo wysiłku w zaproszenie jak najbardziej znakomitych gości oraz berlińczyków. Chodziło nie tylko o to, żeby pokazać mocną i wciąż wzrastającą pozycję Niemiec w światowej polityce, ale także chodziło o dotarcie z istotnym przekazem do obywateli, szczególnie do byłych mieszkańców Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Kanclerz Merkel i wielu zaproszonych gości podkreślało nie tylko wcześniejsze zniewolenie ale także oddawało cześć oporowi społecznemu, bez którego nie byłoby rewolucji. Zburzenie muru berlińskiego powszechnie nazwano bowiem rewolucją z powodu rewolucyjnych zmian jakie nastąpiły po tym wydarzeniu. Jednocześnie wykorzystano to określenie do pokazania, że rewolucja była czymś oddolnym, że Niemcy odważnie sami potrafili upomnieć się o wolność. To dowartościowywanie mieszkańców wschodnich landów wynikało, jak sądzę, z głębokiego przekonania o znaczeniu mitów i symboli w życiu narodów i państw. Stąd wzięło się podkreślanie niemieckich dokonań, chodziło o wzmocnienie pewności siebie wschodnich obywateli, chodziło o włączenia ich w życie wspólnego państwa.
W Polsce po 1989 roku zabrakło świadomości dokonania nowego otwarcia. Świadomości konieczności dowartościowania społeczeństwa, które sporo osiągnęło – na każdym etapie utrudniało realizację komunistycznej utopii, wreszcie podkopało prawomocność systemu. Jeśli wschodni Niemcy w 1989 roku dokonali bohaterskiej rewolucji, to jak ocenić wkład Polaków? Na tle wschodnio niemieckiego społeczeństwa Polacy jawią się niczym greccy herosi! Jeśli to społeczeństwo, które w sporym procencie jeszcze w latach osiemdziesiątych wierzyło w komunizm i posłusznie wykonywało zalecenia Biura Politycznego dokonało rewolucji i wywalczyło wolność, to jak nazwać dokonania Solidarności? W Polsce nie chodzi więc o budowanie mitów, ale o szacunek dla faktów i umiejętność docenienia naszych wspólnych osiągnięć. Jest to o tyle ważne, że stoją przed nami kolejne zadania, którym nie jesteśmy w stanie podołać działając indywidualnie. Stoją przed nami wyzwania, którym sprostamy jedynie działając w ramach wspólnoty politycznej.
W 1989 roku czy też po opuszczeniu wojsk radzieckich nie potrafiliśmy wspólnie przeżyć radości i poczuć smaku zwycięstwa, które wzmocniłoby poniszczone w wyniku II wojny światowej i komunizmu więzi społeczne. A przecież wspólne przeżycie zwycięstwa, radość z odzyskanie wolności i własnego państwa, stałaby się ważnym bodźcem w odbudowie owego państwa. Tak jak nie potrafiliśmy nawiązać do bliższej i dalszej przeszłości i z niej czerpać moc i inspirację, tak samo nie potrafiliśmy zrozumieć, że po osiągnięciu celu jakim było odzyskanie wolności pojawia się kolejne wielkie zadanie w postaci jej zagospodarowania, w postaci zbudowania sprawnego i sprawiedliwego państwa. Podobnie po przystąpieniu do NATO i Wspólnot Europejskich wielu przedstawicieli naszych elit nie zauważyło, że to dopiero początek możliwości prowadzenia naprawdę suwerennej polityki.
Dwadzieścia lat temu Polacy w sposób ewolucyjny odzyskiwali wolność. Dwadzieścia lat temu w czasie obrad okrągłego stołu w Krakowie zaczęli regularnie spotykać się młodzi ludzi, w większości studenci i dyskutować o własnym państwie, o polityce, o koniecznych zmianach, ale także o literaturze, poezji. Dwadzieścia lat temu z inspiracji Waldemara Rataja powstał w dawnej polskiej stolicy Klub Jagielloński, którego działalność od momentu powstania związana jest z wolną Polską. Przez dwadzieścia lat w Klubie Jagiellońskim dyskutowali studenci różnych kierunków z najwybitniejszymi pisarzami, poetami, politykami, historykami, filozofami, ekonomistami, logikami, socjologami. Przez te dwie dekady dla kilkuset młodych osób Klub Jagielloński był szkołą myślenia w kategoriach dobra wspólnego, był wprowadzeniem do życia publicznego, był szkołą obywatelstwa. Klubowicze organizowali liczne dyskusje nad ważnymi książkami, artykułami, organizowali liczne otwarte debaty, kulturalne festiwale z przeglądami filmowymi, teatralnymi, literackimi, historycznymi. Prowadzili zajęcia dla licealistów, wreszcie od 2002 roku członkowie Klubu Jagiellońskiego wydają czasopismo „Pressje”. Nic więc dziwnego, że przez dwadzieścia lat z Klubu Jagiellońskiego wywodzą się m.in. znamienici dziennikarze, pełni pasji nauczyciele, politycy, w tym wiceministrowie, naukowcy (kilkunastu doktorów), zaangażowani działacze samorządowi, uczciwi urzędnicy, wreszcie wrażliwi na sprawy społeczne księża.
Na szczęście w wolnej Polsce pojawiło się wiele stowarzyszeń, organizacji, które bardzo powoli, ale jednak skutecznie wpływały i wpływają na polską rzeczywistość. Klub Jagielloński od samego początku należał do tych organizacji obywatelskich, w których na pierwszym miejscu stawiane było dobro naszego Państwa, w którym przywiązanie do Polski i najlepszych polskich tradycji było tak oczywiste, że jedynie z rzadka mówiono o tym wprost. Dwudziesta rocznica powstania Klubu usprawiedliwia kilka patetycznych ale prawdziwych słów. Bowiem dwudziestoletnie społeczne zaangażowanie olbrzymiej liczby ludzi nie byłoby możliwe bez skupiającej i dodającej sił idei. Bez przekonania, że „Polska to wielka rzecz”, że Polska, znów ma ważne zadnie do spełnienia, że Europa bez Polski i bez polskiego doświadczenia będzie znacznie uboższa.
W niniejszym numerze Pressji autorzy z troską pochylają się nad ostatnim dwudziestoleciem pod kątem wielu niewykorzystanych szans i nieodrobionych zadań. Polska przez ostatnie dwie dekady osiągnęła olbrzymi sukces, ale nie sposób nie zauważyć dystansu z jakim Polacy podchodzą do państwa, które wciąż nie jest traktowane jako własne. Jak sądzimy przyczyną nie jest jedynie spuścizna po komunizmie czy po zaborach. Jesteśmy przekonani, że Polska mogłaby dziś wyglądać znaczenie lepiej, a Polacy w znacznie większym stopniu mogliby utożsamiać się z własnym Państwem. Przecież można sobie wyobrazić sytuację, w której wprowadzenie w Polsce odpowiednich zmian prawnych spowoduje, że Polacy lub inni obcokrajowcy przyjeżdżający do Polski będą mówić, że własną firmę warto zakładać nad Wisłą, a nie w Irlandii, czy w Anglii, bo tam panuje olbrzymia biurokracja, bo tam urzędnicy nie tylko są niemili ale często działają na szkodę obywatela…
Zajęliśmy się w tym numerze „gdybaniem”, a nawet swego rodzaju „political fiction” po to, żeby uświadomić sobie, że nie wszystko w rozwoju państw i społeczeństw jest zdeterminowane. Że sporo zależy od poszczególnych decydentów, od podejmowanych lub zaniechanych decyzji, że wiele zależy od nas. Poszczególni autorzy starali się przedstawić własne spojrzenie na jakiś wybrany element ostatniego dwudziestolecia. Na sytuację, w której można było podjąć odmienną decyzję lub wprowadzić inne, lepsze rozwiązanie. Nasze „gdybanie” wynika z głębokiej troski o dobro wspólne jakim jest nasze państwo, stanowi także element diagnozy, a z tej diagnozy wynikają wskazówki na przyszłość. Rola Polski w Europie rośnie i będzie rosła, pod warunkiem, że uda nam się usprawnić podstawowe instytucje państwa. Ale kluczem do wszystkiego są idee, kluczem jest uświadomienie Polakom, że tak jak mieli co świętować 20 lat temu, tak dzisiaj mają się z czego cieszyć – z własnego, odzyskanego, choć tak bardzo dalekiego od ideału państwa. Ta świadomość jest nam potrzebna w wielkim wysiłku jaki w kolejnym dwudziestoleciu będziemy musieli podjąć w celu dokończenia odbudowy suwerennego państwa, w celu przejścia z postkomunizmu do wolnościowego, sprawiedliwego i sprawnego państwa, nawiązującego do najlepszych polskich tradycji. Państwa, z którego Polacy będą dumni, a dla wielu naszych sąsiadów będzie stanowiło istotny wzorzec i inspirację.
Arkady Rzegocki
Tekst ukazał się w XVIII tece kwartalnika Pressje.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka