Czytając jakiś czas temu książkę "Jeden naród, dwie kultury" Gertrudy Himmelfarb ze zdumieniem zauważyłem, że mam oto do czynienia ni mniej ni więcej, tylko z pochwałą tradycyjnej wizji rodziny a la lata 50', autorstwa współczesnej Amerykanki. Przyzwyczajony do sprzedawanej Polakom wizji wyzwolonej amerykańskiej feministki, byłem zdumiony, że w tak nowoczesnym kraju kobieta może prezentować tego rodzaju poglądy.Mój szok był już co prawda osłabiony wcześniejszą wizytą na tzw. "środkowym zachodzie" Stanów Zjednoczonych, w słynnym "Bible Belt" (biblijnym pasie), gdzie wiele tradycyjnych zwyczajów wciąż funkcjonuje, lecz w przypadku wspomnianej książki kontrrewolucyjne obyczajowo i nie na czasie poglądy spisane zostały przez profesora Graduate School City University of New York, a więc członka kulturalnej elity.Stopniową ewolucję moich poglądów w kwestii obyczajowych mógłbym zilustrować kolejnymi lekturami. Oto Allan Bloom, profesor szacownej Chicago University, pisał w 87' co następuje:
"Układ w domyśle wymagany przez małżeństwo, nawet jeżeli jest tylko umowny, informuje obie strony, jakich obciążeń i jakich korzyści mogą się spodziewać. Upraszczając sprawę, rodzina jest miniaturowym organizmem politycznym, w którym wola męża jest wolą całości. Żona może współkształtować wolę męża, który z kolei winien się kierować miłością do żony i dzieci" (Umysł zamknięty, str. 149)
Przyjaciel Blooma, Harvey C. Mansfield z Harvardu, który niedawno odwiedził Polskę, również nie owija w bawełnę
"Nieodpowiedzialność jest naturalnie większa u mężczyzn niż u kobiet - to idzie w parze z agresywnością i pewnym pragnieniem ucieczki od zniewalających przywiązań. Feministki nie rozumieją jednak, że uwolniona kobieta uwalnia również mężczyznę. Kiedy kobieta idzie do pracy, wtedy mężczyzna nie musi już dłużej pracować na nią, wspierać jej. Kiedy kobieta otrzymuje prawo do aborcji na swe życzenie, bez konsultacji z mężem, trudno wtedy mówić o tym, że ojciec wciąż ponosi odpowiedzialność, jeśli nie dokonała aborcji. Każde dziecko urodzone dziś w Ameryce jest zatem wyłącznie wynikiem decyzji kobiety, która to decyzja, można tak powiedzieć, przeważa nad odpowiedzialnością ojca, które je począł" (http://www.hcs.harvard.edu/~hrp/issues/1993/Mansfield.pdf).
Proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy otworzyłem internetowe wydanie "Wysokich Obcasów". Cóż można bowiem obecnie wyczytać w tym liberalno-lewicowym periodyku? Ano opis telewizyjnej gwiazdy Anthei Turner, a dokładniej jej "filozofię sprzątania".
10 prawd o sprzątaniu według Anthei Turner
Po pierwsze. To praca jak każda inna. Potrzebne są czas i pełne zaangażowanie. Jeśli go nie masz (bo pracujesz poza domem), a masz pieniądze, zatrudnij służbę. Jeśli cię na to nie stać, podziel obowiązki pomiędzy członków rodziny. Nie bój się słowa 'delegować'. Po drugie. Nigdy nie miej z tego tytułu poczucia winy! (Nawet jeśli nie sprzątasz, to na ciebie spada obowiązek zarządzania domem). Po trzecie. Artystyczny nieład to mit. Jeżeli masz w domu bałagan, to oznacza, że jest brudno. Po czwarte. Brudny dom to samotność. Nikt nie będzie cię chciał odwiedzić. Po piąte. Twój dom świadczy o tobie. Fruwające koty z kurzu, oblepione blaty, sterta niezmytych garów. Sama odpowiedz sobie na pytanie, kim wobec tego jesteś. Po szóste. Idealny porządek nie zależy od pieniędzy. Nawet lepianka może być wzorem czystości.Po siódme. Kobiety z natury są w sprzątaniu lepsze od mężczyzn. Koniec dyskusji. Po ósme. Masz sprzątać szybko i efektywnie. W ten sposób znajdziesz czas na całą resztę, czyli życie. Po dziewiąte. Sprzątanie to klucz do udanego seksu. Kto chciałby się kochać w zabałaganionej sypialni na starej, poplamionej pościeli? Po dziesiąte. To idealny sposób na utrzymanie szczupłej sylwetki. Nic nie spala tyle kalorii w tak szybkim czasie jak porządne szorowanie.
http://kobieta.gazeta.pl/wysokie-obcasy/1,53662,5260889,Krolowa_Pucu_Pucu.html
Zwróćmy uwagę na punkt siódmy! Jak to, kobiety z natury są lepsze w sprzątaniu? Skandal! Co prawda sam miałem takie podejrzenia po doświadczeniach pracy w brytyjskim hotelu, ale jaka to konieczność historyczna zmusiła Gazetę do puszczenia tak obrazoburczego tekstu? Czyżby liberalno-lewicowe salony zwęszyły "ducha czasu" i starają się za nim podążyć?Otóż nic z tego, "Wysokie Obciachy", przepraszam "obcasy", natychmiast (już dwa akapity poniżej) wspomagają intelektualnie swoich Czytelników, aby tym ostatnim przypadkiem nie poprzestawiały się orientacje ideowe. Zaraz po zgrabnym śródtytule "Powrót średniowiecza" obwieszcza się, że Anthei Turner nie lubią feministki oraz seksmaniacy - czyli My wszyscy, tzw. normalni (jak wiadomo od czasów Szasza i Lainga, pojęcie 'normy' stanowi instrument społecznego i państwowego przymusu). Niemniej jednak, mnie osobiście cytowane w tekście fragmenty wypowiedzi Turner nie tylko nie odstraszyły, a wręcz przeciwnie, poraziła mnie ich oczywista mądrość:
'To, że sprzątanie straciło na wartości, zawdzięczamy feministkom lat 60. i 70. Przez to mamy całe pokolenie kobiet, które nie mają pojęcia o dbaniu o dom, których matki czytały Germaine Greer i chciały, żeby córki skupiły się na karierze albo ewentualnie wydały się bogato za mąż. Efekt jest taki, że mogą skończyć bez kariery, bez bogatego męża i bez ładnego, schludnego domu'.
Inne komentarze autorki tekstu "Królowa Pucu-Pucu" Agnieszki Jucewicz, takie jak "co odważniejsi dziennikarze sugerują, że 'ktoś tak spięty nie jest w stanie osiągnąć orgazmu, no, chyba że na widok równo poukładanych sztućców", podobały mi się nieco mniej, choć być może przeciętny Czytelnik "Wysokich..." patrząc na swoją ładniutką, lecz niewiele sobą reprezentującą żonę (no, może nie licząc dekoltu), a potem na swoje mieszkanie, być może kupi ten argument.W każdym bądź razie, mnie w stan całkowitego zachwytu wprawił ostatni z komentarzy:
"za to [...] wielbią Antheę jej fani. Przywoływanie obrazka idealnej pani domu z lat 50. to mrugnięcie okiem do widza - tłumaczą. Co z tego, że ma żołnierski styl bycia, kiedy to jedyny sposób, żeby zachować porządek?"
Ech, te lata 50-te....Marek PrzychodzeńPS: Pragnę zawiadomić, że znaczenie powyższych analiz zostało silnie wzmocnione krótką lustracją mojego własnego lokum akademikowego :)
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka