Pressje Pressje
55
BLOG

I uczynił VGD Traktat Konstytucyjny, widział bowiem, że jest dob

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 11

Gdy pisałem pracę magisterską nt. TK przyszedł mi raz do głowy pomysł, aby te luźno wzorowane na Księdze Rodzaju słowa uczynić jej mottem. Jak nic bowiem oddają charakter prac „demokratycznego” konwentu, którego Valery Giscard d’Estaing był przewodniczącym. Ostatecznie jednak praca mgr ma mieć charakter naukowy (na tyle, na ile stać na to studenta), a nie publicystyczny, więc pomysł z niejakim smutkiem porzuciłem.

Dziś jednak, po małej zmianie, znowu pasują do bieżącej sytuacji społeczno-politycznej: „I wychwalił Nicolas Sarkozy Traktat Lizboński, widział bowiem, że jest dobry”. Zmiana jest niewielka, gdyż tak jak TL niewiele się różni od TK, tak jak się okazuje Sarkozy niewiele się różni od d’Estainga.

Powodem tych rozważań jest oczywiście głośne wystąpienie Sarkozy’ego na forum plenarnym Parlamentu Europejskiego, w którym komentując decyzję prezydenta Kaczyńskiego o wstrzymaniu się z podpisem pod ratyfikacją Traktatu uznał, że ma on obowiązek dokonania tego, gdyż „nie jest to kwestia polityczna, to kwestia etyczna” (lub moralna, w wersji powtarzanej w polskich mediach).

Już sam fakt takiego pouczenia przy takiej okazji (Sarkozy przemawiał jako prezydent kraju rozpoczynającego prezydencję w UE) jest zadziwiający i niesmaczny. Największy niesmak budzi jednak przemawianie frazesami o moralności przez człowieka, który jak żaden inny przywódca w Europie pełen jest hipokryzji w swoich działaniach (bije na głowę chyba nawet samych Brytyjczyków). W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” Marek Magierowski zwraca uwagę, że dzień wcześniej ten sam moralista, który zapowiadał bojkot uroczystości otwarcia olimpiady w Chinach, wycofał się ze swoich obietnic legitymizując niejako ten barbarzyński rząd. Ten sam moralista w grudniu przyjmował z honorami Muammara Kadafiego umożliwiając podpisanie wartych ogromnych sum kontraktów przez francuskich przedsiębiorców.

Pisze Magierowski, że więcej nie warto już wspominać. Ja jednak jeszcze chwilę powspominam. W tej samej Libii Kadafiego Sarkozy odstawił szopkę, jak to ratował bułgarskie pielęgniarki skazane na śmierć; niemiecka dyplomacja przez miesiące prowadziła negocjacje a Sarkozy w ostatniej chwili wysłał swoją (obecnie byłą) żonę zbierając laury. Ten sam moralista pierwszy złożył Medwiedowi gratulacje telefoniczne po wyborach prezydenckich, które były czystą farsą. Jeżeli wierzyć rekonstrukcjom negocjacji ten sam moralista zgodził się ustnie wobec naiwnego Kaczyńskiego na zapisanie „mechanizmu z Ioanniny” w tekście Traktatu, po czym się tego wyparł. Wreszcie w samym wczorajszym wystąpieniu ten wielki moralista stwierdził, iż Traktat "był i pozostaje nadal odzwierciedleniem kompromisu, którego wszyscy sobie życzą", tak jakby referendum w Irlandii w ogóle się nie odbyło.

Oczywiście obrażanie się na niemoralność polityki byłoby dziecinne. Przeraża jednak coś innego; jak łatwo można stosować podwójne standardy. Ratyfikacja Traktatu została bowiem zawieszona również w Niemczech, gdzie prezydent Horst Köhler zadecydował, że poczeka na orzeczenia Federalnego Trybunał Konstytucyjnego w sprawie zgodności Traktatu z Konstytucją Niemiec. Powody są co prawda inne niż w Polsce, ale niemieckich polityków przeraził fakt, iż mogą być postrzegani jako hamulcowi Europy, więc Kaczyński ze swoim sprzeciwem stał się dla nich wybawieniem, na co zwraca uwagę Alan Posener z „Die Welt”. Sarkozy z lubością wtóruje tej sztucznej histerii, za co zbiera burzę oklasków w „jedynym demokratycznie wybieranym organie UE”, co zapewne jak nic innego podbudowuje samozadowolenie polityków wypowiadających się w sprawach europejskich (ciekawe, ilu polskich posłów klaskało).

Wiele już powiedziano nt. referendum w Irlandii i jego następstw. Nie było mnie wtedy w kraju więc pozwolę sobie zabrać trochę spóźniony głos przy tej okazji. Widać, jak na dłoni, iż mamy do czynienia z niezwykle groźną zmianą paradygmatu funkcjonowania Unii. Nie opiera się ona już na zasadzie solidarności między dużymi i małymi, jak to było od początku jej funkcjonowania przez długi czas (przypomnijmy, że w pierwszej Radzie 6-u państw założycieli Francja, Niemcy i Włochy miały po 4 głosy, Belgia i Holandia po 2, a Luksemburg 1, co oznacza, że siła małych państw była celowo przewartościowywana w stosunku do wielkich, aby zapewnić im poczucie bezpieczeństwa). Traktat Konstytucyjny, a za nim Lizboński, wprowadza czynnik demograficzny w ustalaniu siły państwa co ostatecznie całkowicie odwraca dotychczasową logikę integracji. Jak widać największe państwa Unii zrobią wszystko, aby ten nowy, sprzyjający im model obronić. Jak trafnie zauważa Zdzisław Krasnodębski „idea europejska opierała się właśnie na tym, że nigdy już w Europie nie będzie równych i równiejszych. Że głos małych partnerów jest tak samo ważny jak wielkich. Dziś tę zasadę się jawnie łamie i to jest bardzo niepokojące” (Irlandczycy uratowali Europę, „Rz” z 14 czerwca 2008 r.). Dziś można lekceważyć głos „500 tysięcy Irlandczyków wobec 500 milionów Europejczyków” (~głos innego Euro-Pejczyka, Stefana Niesiołowskiego, podczas wczorajszej debaty sejmowej), jak gdyby byli pyłkiem, który strzepuje się z galowego stroju.

Obawiam się, że taka Unia długo będzie trwała w kryzysie, który najważniejsi politycy sami napędzają w swoim ślepym zapale próby uratowania reformy, którą, nie zważając na żadne głosy sprzeciwu, raz uznali za dobrą i nie chcą przyjąć do wiadomości, że można mieć inne zdanie na ten temat.

Maciej Brachowicz
Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka