Dochodzą do nas ostatnio informacje, że rząd zdecydował o wyznaczeniu podstawowych priorytetów polskiej prezydencji w UE w 2011 r. Są wśród nich rzeczy oczywiste, takie jak bezpieczeństwo energetyczne i partnerstwo wschodnie, a także mniej oczywiste, jak strategia Morza Bałtyckiego i przygotowania do uchwalenia perspektywy budżetowej UE na lata 2014-2020.
To, czym konkretnie zajmować się będzie prezydencja, zależy od tego, czy Traktat Lizboński zostanie przyjęty. Dotychczas prezydencja robi przede wszystkim dwie rzeczy: wyznacza program działania Unii podczas jej trwania i reprezentuje Unię na zewnątrz. Nowy traktat, powołując stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wzmocnionego Wysokiego Przedstawiciela UE ds. Polityki Zagranicznej (praktycznie Ministra Spraw Zagranicznych), ograniczyć ma, przynajmniej formalnie, zadania prezydencji w tym drugim wymiarze.
Te sześć miesięcy było zawsze okresem, w którym państwo sprawujące prezydencję mogło odciskać swój punkt widzenia na strategiczne relacje UE z innymi państwami lub regionami jemu bliskimi lub ważnymi dla niego. Prezydencja portugalska zorganizowała w tym czasie szczyt z Brazylią, prezydencja fińska poświęciła wiele uwagi Rosji, a prezydencja francuska skupiła się na Morzu Śródziemnym. Polacy zamierzają skupić się na Ukrainie i Białorusi.
Jednakże jeżeli Traktat Lizboński wejdzie w życie Polska utraci wiele narzędzi wpływu na przynajmniej dwa ze wspomnianych tematów: partnerstwo wschodnie oraz strategię Morza Bałtyckiego, choć również w zakresie bezpieczeństwa energetycznego będzie miała mniej do powiedzenia.
Tymczasem, jak donosi onet.pl, szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz powiedział na wykładzie wygłoszonym w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie: "przygotowujemy się na prezydencję w takim wymiarze, w jakim ona funkcjonuje obecnie, czyli biorąc pod uwagę także ten scenariusz, którego absolutnie sobie nie życzymy, czyli kiedy Traktat nie będzie obowiązywał".
Mówiąc prościej Pan minister Dowgielewicz wolałby, żeby polska prezydencja odbywała się w skromniejszym wymiarze, czyli ze znacznie ograniczonym wpływem na politykę zagraniczną UE. Wiadomo, pracy mniej a i nikt się nie obrazi, że się coś źle zrobiło. Tylko, pytam się, komu ta prezydencja ma służyć?
Przy okazji: dziennikarze „Dziennika” muszą się jeszcze wiele nauczyć. Szukając informacji na powyższy temat trafiłem na ich stronie na bardzo głupią informację:
„Kolej Polski na przewodzenie Wspólnocie przypada na początek lipca 2011 roku. Stanie się tak, jeśli do tego czasu nie zostanie przyjęty traktat lizboński. Znosi on bowiem rotacyjne przewodnictwo w UE, w to miejsce powołując wybieranego "prezydenta" Wspólnoty.”
Panie i Panowie z „Dziennika”. Proszę przeczytać, co stanowi traktat. On nie znosi prezydencji tylko zmienia jej charakter.
Maciej Brachowicz
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka