Tak, przyznaję się – byłem gościem Kongresu Prawa i Sprawiedliwości. Mało tego, zaproszony do wygłoszenia wprowadzenia do dyskusji o polityce zagranicznej, nie zostałem tylko na tym jednym panelu, ale przesiedziałem na wydarzeniach kongresowych prawie półtora dnia. Dlaczego ? Otóż dlatego, że dawno nie widziałem, żeby jakieś środowisko polityczne zorganizowało tak różnorodne i na wysokim merytorycznym poziomie debaty o polityce w Polsce. Dotyczyły one zarówno kwestii bieżących jak i ogólnych i ideowych. Świetne były dyskusje o warunkach i konsekwencjach wprowadzenia w Polsce euro, o reformie polityki spójności i wspólnej polityki rolnej po 2013 roku, celach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, reformie edukacji i wiele innych. Jednocześnie „na mieście”, jak to się mówi w Krakowie, dwie organizacji obywatelskie – Ośrodek Myśli Politycznej oraz Inicjatywa Małopolska zorganizowały trzy debaty otwarte – o polskiej scenie politycznej, o bilansie 20-lecia oraz o tożsamości Polaków. Na każdej z nich było tak wiele osób, że nie wszyscy mogli zostać wpuszczeni do budynków. Całość przypominała trochę Forum Ekonomiczne w Krynicy – połączenie profesjonalnych dyskusji z możliwością nawiązania bezpośrednich kontaktów z wieloma osobami z pierwszych stron gazet: politykami i ekspertami.
Ten obraz naocznego obserwatora takiego jak ja, człowieka z zewnątrz, który nie jest członkiem PiS i nie odbierał tego wydarzenia wyłącznie w logice partyjnej, został w następnych dwóch dniach brutalnie skonfrontowany z karykaturalnym obrazem i komentarzem medialnym z Kongresu. Nie pierwszy raz zdarzyło mi się obserwować takie zderzenie rzeczywistości z wirtualnością, ale muszę przyznać, że za każdym razem zjawisko tak totalnej deformacji medialnej jest dla mnie szokujące.
Dwie rzeczy wydają mi się szczególnie interesujące.
Po pierwsze zaskoczyło mnie, że nie zauważyłem na sali żadnego z „dziennikarzy - znawców” i komentatorów polskiej sceny politycznej (poza red. Karnowskim). Mam więc publiczne pytanie – czy byliście Państwo zaproszeni i przyjechaliście (a ja nie zauważyłem Państwa między półtora tysiącem delegatów)? A jeśli zaproszono Was a nie skorzystaliście z tego, to jakie były tego motywy? Pytanie drugie jest o tyle zasadne, że wszyscy ci nieobecni dziennikarze nie wstrzymują się od głośnego komentowania Kongresu (zwykle krytycznego) w niezmiennie autorytatywnym tonie. Powstaje więc pytanie – czy o wszystkim mówicie Państwo z takim znawstwem rzeczy, jak o Kongresie, na którym nie byliście ? Problem polega bowiem na tym, że nie da się ocenić tego wydarzenia jeżeli nie było się na miejscu. Nic tu nie da transmisja w telewizji dwóch wystąpień Jarosława Kaczyńskiego, bo one zajęły jedynie dwie z kilkudziesięciu godzin debat (panele toczyły się przez dwa dni równolegle w czterech salach + debaty otwarte). Nie da się powiedzieć nic o dyskusji programowej czytając jedynie tekst dokumentu poddanego pod dyskusję. Nie da się ocenić jakości debaty, nie przysłuchując się jej, a jedynie „zaciągając języka” u zaprzyjaźnionych posłów czy dziennikarzy newsowych: „powiedz stary, jak tam było, bo idę dziś do poranka w TOK FM”. Gdzież więc byliście Państwo w ten weekend ? Czy jest to profesjonalne ? Oczywiście nikt nie miał obowiązku być w Krakowie, ale też nikt nie ma raz danego uprawnienia do zawodowego i zarobkowego komentowania czegoś, o czym nie może, po prostu, mieć pojęcia. Chyba, że komentarz nie jest wynikiem obserwacji i analizy, ale wcześniej założonej tezy. I w ten sposób wracamy do początku. Takich ludzi jak ja – spoza partii, reprezentujących środowisko naukowe i eksperckie było na Kongresie wielu. Stąd, w warstwie dyskusji, był on „apartyjny”. Chodziło raczej o wymianę zdań niż promocję jednego punktu widzenia. Mam wrażenie, że media – paradoksalnie – działają w tym wypadku dużo bardziej w logice partyjno-politycznej niż sama partia. Dlatego uznano, że nie warto jechać na Kongres, a komentarze przygotowano zanim się on rozpoczął. Mam nadzieję, że się mylę.
I drugi drobny element zdziwienia. Nie cierpię hipokryzji. Dlatego nie mogę pojąć, w jaki sposób udaje się zachować przed samymi sobą twarz dziennikarzom – gospodarzom audycji telewizyjnych i radiowych, którzy nagle czynią bohaterami osoby, którym do niedawna odmawiali racji w debacie publicznej. Możemy dziś obserwować festiwal dwóch zacnych postaci, jeszcze niedawno poniewieranych w Gazecie, Telewizji i Radiu, a dziś z kolei fałszywie adorowanych – chodzi mi o Marka Jurka i Ludwika Dorna. Co ich łączy? Są byłymi politykami PiS, dziś więc najlepiej nadającymi się do krytyki „z pozycji wewnętrznych”. Ta manipulacjami osobami (nie pierwsza) to także poważna skaza polskiej sceny medialno-politycznej. Może profesjonalizm któregoś dnia ją wypleni.
Krzysztof Szczerski
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka