Pressje Pressje
700
BLOG

M. Brachowicz: ograniczenia integracji

Pressje Pressje Polityka Obserwuj notkę 6

Obecny kryzys gospodarczy odsłania z całą siłą naturalne ograniczenia, jakie stoją przed integracją społeczno-gospodarczą pomiędzy państwami Unii Europejskiej. Ograniczenia te znane są oczywiście nie od dziś, jednak teraz pokazują, na jak nadmiernie optymistycznych przesłankach budowana jest integracja, która przez wielu uznana została za niekwestionowalny element rzeczywistości. Tak jak bez tlenu w powietrzu nie można oddychać, tak wielu uważa, że bez integracji nie jest możliwe normalne współistnienie narodów w Europie.

Tymczasem z perspektywy odpowiedzialnego za los swój i swojej rodziny przeciętnego obywatela jednego z państw członkowskich, czy też jak się czasami mówi, obywatela UE, rzadko kiedy pojawia się taka pewność. Jeżeli trzeba zdobyć pieniądze na utrzymanie, integracja, jakkolwiek zapewniające pewne niezaprzeczalne korzyści, jawić się może jako realne zagrożenie.

W teorii integracji wyróżnia się dwie jej metody: negatywną i pozytywną. Integracja negatywna, widoczna szczególnie w pierwszym okresie, wiąże się ze znoszeniem barier w handlu i przepływie osób między państwami. Integracja pozytywna, nabierająca znaczenia z biegiem lat, zakłada tworzenie wspólnych regulacji określających zasady na coraz bardziej szerokim jednolitym rynku. Negatywny aspekt integracji podobał się przede wszystkim ekonomicznym liberałom, których najwięcej jest rzekomo na wyspach brytyjskich. Z pozytywnym nadzieje wiązali głównie ludzie nastawieni bardziej socjalistycznie, którzy widzieli w niej szanse na uczynienie z Europy obszaru dobrobytu i sprawiedliwości społecznej. Oczywiście to uproszczenie, gdyż nawet zdeklarowani liberałowi świadomi są potrzeby (pewnych) regulacji, a więc integracji pozytywnej.

Tak naprawdę jednak integrację negatywną popierają często ci, którzy w danym obszarze mają komparatywną przewagę nad innymi, pozytywną natomiast ci, którzy boją się przewagi innych. Z tego powodu integracja negatywna, choć UE jest jej najdalej rozwiniętym przykładem na świecie i przyniosła jej ogromne korzyści, nie została ukończona i zapewne nigdy nie zostanie. Przykładem może być dyrektywa usługowa, która wzbudzała wielkie nadzieje, np. w Polsce, oraz jednocześnie wielkie przerażenie, np. we Francji. „Stare” państwa UE, obawiające się przewagi komparatywnej państw świeżych, były zdolne zdecydowanie rozmyć jej pierwotny sens.

W obliczu kryzysu te zagrożenia dla integracji zdecydowanie się wzmagają. Głośne w ostatnich dniach strajki w Wielkiej Brytanii są tego najlepszym przykładem. Wszelkie udostępniane dane wskazywały na to, że gospodarka Wielkiej Brytanii skorzystała na otworzeniu rynku pracy. Ogólny zysk, mierzony wzrostem wskaźników i nie od razu odczuwany przez obywateli, a także nieodczuwany w ogóle przez część obywateli, zdecydowanie słabiej przemawia do zbiorowej wyobraźni, niż osobista porażka konkretnych ludzi, najlepiej występujących w znacznej liczbie, tak jak to było w przypadku pracowników rafinerii Lindsey oraz elektrowni Isle of Grain. Takie przypadki będą prawie na pewno politycznie wykorzystywane w celu zdystansowania się od integracji, nawet w tak tradycyjnie pro-rynkowym kraju jak Wielka Brytania.

W państwach tradycyjnie socjalnych sytuacja ma się nawet jeszcze gorzej. Niedługo upłynie termin pięcioletniego zawieszenia swobody przepływu pracowników, na jakie państwa starej Unii mogły sobie pozwolić wobec obywateli państw przystępujących 1 maja 2004 r. Po tym okresie dalsze przedłużenie możliwe miało być tylko z powodu szczególnych okoliczności. Niemcy, które skwapliwie korzystały z przysługującej możliwości, mają, według wszelkich przypuszczeń, wykorzystać kryzys jako pretekst dla dalszego utrzymywania zamkniętego rynku pracy. W tym przypadku polityka nawet nie dała możliwości ekonomii na udowodnienie swoich racji.

Nie przypadkiem państwa nastawione socjalnie są głównym promotorem integracji pozytywnej w takich sferach, jak podatki. Bojąc się głównie o przenoszenie zakładów pracy, promują ujednolicanie podatków w państwach członkowskich. Również regulacje ekologiczne są doskonałym przykładem integracji pozytywnej mającej chronić rynki państw lepiej rozwiniętych, ale mniej dynamicznych. Integracja pozytywna ma się zatem stać warunkiem integracji negatywnej.

Ciekawym tego przykładem jest przystąpienie do strefy euro* (jeżeli traktować likwidację różnych walut jako przykład integracji negatywnej). Coraz głośniej i częściej mówi się o tym, że w długim okresie unia monetarna ma sens jedynie, jeżeli towarzyszy jej unia fiskalna, a więc jednolita polityka podatkowa. Podobno, według przynajmniej części komentatorów, taki cel przyświecał autorom unii monetarnej od samego początku. Jeżeli taka jest prawda, a choć nie da się tego wykluczyć niezwykle rzadko pojawia się ten argument w polskiej debacie nad wejściem do strefy euro (oczywiście nie ma co liczyć, że obecny, płynący z głównym nurtem, rząd będzie rozważał takie możliwości, ale można mieć większe wymagania wobec opozycji i publicystów ekonomicznych), stawia to decyzję o przyjęciu euro w zupełnie innym świetle. Może się bowiem okazać, że jest ona wbrew naszej racji stanu. Równanie podatków odbyłoby się prawie na pewno do góry, co nie tylko zatraciłoby naszą przewagę komparatywną nad częścią państw, ale również ograniczyło wzrost gospodarczy.

Biorąc pod uwagę ograniczenia integracji, tj. uzależnienie dalszego znoszenia barier od integracji pozytywnej, co do której w najbardziej wrażliwych sferach trudno uzyskać zgodę, elity polityczne UE postanowiły wziąć sprawę w swoje ręce. Zobowiązały w tym celu państwa przystępujące do UE do przystąpienia również do unii monetarnej oraz podjęły próbę, na szczęście na razie nieudaną, wzmocnienia politycznego wymiaru UE poprzez Traktat Konstytucyjny a następnie Traktat Lizboński. Ta „demokratyzacja” Unii nie miałaby oczywiście nic wspólnego z upodmiotowieniem obywateli (państw) UE w procesie decyzyjnym na forum Unii (pogardę dla przejawów demokracji ze strony elit widać aż nadto) a umożliwienie najsilniejszym państwom, a jednocześnie najbardziej narażonym na działanie integracji negatywnej, kontroli tego procesu. Niewykluczone, że dalszym planem tego procesu, nawet jeżeli niewypowiedzianym nigdzie wyraźnie, miało być ujednolicenie podatków mające zabezpieczyć socjalne systemy części państw.

Dla Polski i innych krajów naszego regionu, przystępujących do UE w 2004 i 2007 r., było to oczywiście niezmiernie szkodliwe, choć większość z tych państw postanowiła nie mówić tego głośno. Wydaje się, że ten spór będzie najważniejszym opornikiem procesu integracji europejskiej w najbliższych latach. Dla nas będzie to szczególnie niekorzystne: jak na razie bardzo korzystamy na integracji, ale niewykluczone, że kiedyś nawet integracja negatywna zacznie się cofać, jeżeli największe państwa poczują się przez nią zbyt zagrożone. Rozwiązanie tego dylematu powinno się stać jednym z zadań polskiej prezydencji w 2011 r.

Maciej Brachowicz

* Zob. tekst Ryszarda Bugaja we wczorajszej „Rzeczpospolitej” na temat przystąpienia Polski do euro. Choć artykuł ten jest bardzo ważny nie zgadzam się głęboko w jednej sprawie z prof. Bugajem. Napisał on bowiem, iż „ zwolennicy bardzo liberalnej (rynkowej) formuły kapitalizmu opowiedzą się z pewnością za szybkim wstąpieniem do strefy, bo z tyłu (albo i z przodu) głowy noszą przekonanie, że to będzie oznaczać, iż polskie państwo nie będzie w istotnym stopniu oddziaływać na gospodarkę (nawet poprzez politykę pieniężną). Z tych samych powodów zwolennicy formuły socjalno-etatystycznego kapitalizmu będą namawiać do odroczenia terminu, licząc, że oddziaływanie narodowego państwa stanowić będzie skuteczne wsparcie procesów rozwojowych”. Otóż „zwolennicy bardzo liberalnej (rynkowej) formuły kapitalizmu” mogą się bardzo mocno martwić postępowaniem Europejskiego Banku Centralnego, szczególnie wobec jego podstawowego zadania, jakim jest stanie na straży stabilności cen, a więc maksymalnego hamowania inflacji, nawet za cenę ożywienia gospodarczego. Długotrwały upór EBC przed obniżeniem stóp procentowych w obliczu nadciągającego kryzysu gospodarczego dał dużo do myślenia.

Pressje
O mnie Pressje

Wydawca Pressji Strona Pressji www.pressje.org.pl Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka