Odpowiedź znana jest blisko od 200 lat. Alexis de Tocqueville nie miał co do tego wątpliwości. Jego zapewnienia o „tyranii większości” i „miękkim despotyzmie” demokracji poprzez władzę opinii publicznej, demokracji, w której dążenie do absolutnej równości staje się główną pasją towarzyszącą ludzkim działaniom, są dobrze znane i empirycznie potwierdzone. Ale tak subtelne mechanizmy nie zawsze są niezbędne, aby demokracja miała charakter despotyczny.
Czasami wystarczy po prostu akt prawodawczy. Niestety zdaje się, że USA pod rządami „Pana Nadziei” zmierzają w tym kierunku, a zniesienie zakazu finansowania badań nad komórkami macierzystymi jest do tego tylko pierwszym krokiem. Oczywiście nie jest to pierwszy kraj, który będzie finansował takie badania. Ale Amerykanie, podświadomie wyczuleni na punkcie wolności, jak prawdopodobnie żaden inny naród na świecie, już wyczuli tu zagrożenie wykraczające poza niszczenie życia ludzkiego. „Pozbywanie się polityki z nauki oznacza płacenie przez podatnika za eksperymentowanie na embrionach”, pisze Michael Gerson w „The Washington Post”. A wiadomo, że nie wszyscy w tym kraju chcą, żeby podatki szły na rzeczy, z którymi się nie zgadzają. W końcu można powiedzieć, że ten kraj ma swoje źródła w podatkach, a właściwie w niechęci do ich płacenia.
„Pozbywanie się polityki z nauki” odnosi się do zapewnienia Obamy, że zniesienie tego zakazu oznacza odcięcie się od pewnej ideologii. To podwójne kłamstwo, albo w najlepszym wypadku podwójna głupota obecnego prezydenta USA. Każda decyzja dotycząca finansowania z funduszy rządowych badań nad komórkami macierzystymi jest decyzją polityczną (decyzją, dodajmy, wobec której stchórzył nawet taki „pro-choicowiec” jak Bill Clinton). Poza tym, jak słusznie zauważa Andrzej Paszewski, „jeśli ideologia polega na tym, że embrion ludzki uważa się za istotę ludzką, to taką samą ideologią jest pogląd, że taką istotą on nie jest”.
Chodzi więc o to, żeby w przestrzeni publicznej poglądy były równouprawnione. Współcześni „wolnościowcy” tak naprawdę często dążą do czegoś odwrotnego. Jeżeli Obama zrealizuje swoją wyborczą obietnicę i doprowadzi do podpisania ustawy, przewrotnie nazywanej Freedom of Choice Act, jedna z tych „ideologii” stanie się prawnie nielegitymowana, gdyż lekarz-ginekolog w swojej praktyce nie będzie mógł postępować według swoich przekonań. A dodajmy, że ta „ideologia” to tak naprawdę dla wielu najgłębsze przekonania o istocie człowieczeństwa, wzmocnione wiarą religijną lub wyrastające z przesłanek całkowicie niedeistycznych, które poprzez nasze sumienie dyktuje nasze postępowanie. Zgodność postępowania z sumieniem powinna być natomiast podstawą troski państwa mającego chronić wolności obywateli (nie oznacza to oczywiście, że nie mogą istnieć żadne wyjątki od tej zasady), a teoretycy prawa naturalnego (tacy jak Grisez, Boyle i Finnis) zaliczają ją do kategorii siedmiu dóbr podstawowych człowieka.
Zmuszenie lekarzy do dokonywania aborcji będzie zatem niczym innym, jak zmuszaniem ludzi przekonanych o człowieczeństwie embrionu i płodu do zabijania innych ludzi. Żadne prawo tego nie zmieni!! Państwo, które tego dokona będzie nie tylko despotyczne. Św. Augustyn całkowicie słusznie nazywał je „państwem bandyckim”.
Na koniec coś pozytywnego: mam dużą wiarę w zdrowy rozsądek i pragnienie wolności Amerykanów. Dlatego wierzę, że jeśli Obama to zrobi będzie to dla niego oznaczało koniec prezydentury już po pierwszej kadencji.
Maciej Brachowicz
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka