W wojnie podjazdowej polsko – polszej, po serii drobnych potyczek pod Teczkami zaczyna się nowy rok kampanii. Poprzednia regularna bitwa, stoczona na dzikich polach Ubekistanu przez zjednoczone siły hetmana polnego imć Gontarczyka i hetmana koronnego imć Cenckiewicza z cesarzem Lechem I zakończyła się patem. Zręczna taktyka gwardii cesarskiej, wspieranej przez kontyngent szwedzki posłany przez Królewską Akademię – chętnie choć dyskretnie angażującą się w politykę – oraz rozkrzyczaną ale bitną czerń atamana Michnika – zawsze gotową do zajechania latyfundiów Kościoła – odparła zakusy hetmanów. Niewcześnie zatrzymana ofensywa wstrząsnęła lecz nie zdołała obalić hegemonii cesarskiej. Sam Cenckiewicz jegomość popadł zaś w niełaskę i złożył urząd. Docenić należy wybitny wywiad wojsk cesarskich, dzięki któremu znali oni zamysły hetmanów zanim ci zdążyli je sformułować, co umożliwiło rozpoczęcie działań gdy siły hetmańskie obozowały jeszcze na leżach w Archiwach.
Nowy rok kampanii zaczął się śmiałą ofensywą Konfederacji Instytuckiej. Najpierw nastąpił dezorientujący przeciwnika straceńczy wypad straży przedniej poprowadzonej przez rotmistrza Zyzaka. Tuż po nim na odsiecz ruszył niebagatelny strateg i wiarus sam marszałek Kurtyka jegomość. Słusznie ocenił, że rozproszone ale liczne siły cesarskich podatne są najbardziej na chirurgiczne i dobrze udokumentowane ataki. Precyzyjnie wymierzonym uderzeniem przebił się przez oddziały moskiewskich sołdatów i ranił weterana wojen moskiewskich Aleksandra I. Cesarscy – jak zwykle głośno nadrabiając niedostatki regimentarzowe – próbują kontratakować, najpierw poprzez dyplomację z rządem elekcyjnym w Warszawie. Ten jednak zręcznie wykręcając się od wiążących deklaracji – zgodnie z najlepszymi wzorcami angielskimi – i posyła jedynie pułkownikową Kudrycką, która jednak, po małym pokazie siły, zawraca swoje oddziały dotarłszy zaledwie za rogatki stolicy. Siły cesarskie muszą się teraz przegrupować i opracować nową taktykę. Stosowana dotychczas metoda zmasowanego uderzenia, mającego na celu przytłoczenie i zagłuszenie przeciwnika, zdaje się być coraz mniej skuteczną. Co więcej, choć korpus szwedzki nieulękle trwa przy boku cesarza jegomości, jednak na wymierne wsparcie wojsk carskich nie może liczyć nie tylko on, ale nawet starzy weterani czerwonej sotni.
Dawno temu w Polsce trwał podobny spór między Instytutem Pamięci Narodowej a Lechem Wałęsą z jednej, a postkomunistami z drugiej strony. O ile jednak postawa Wałęsy nie dziwi, o tyle reakcje ze strony lewicy są raczej niezwykłe i balansują na granicy sprzeczności. Lech Wałęsa, żyjący swą legendą – kolejno zasłużoną, upolitycznioną, mitologizowaną – jak może tak broni ikony wodza, raczej niezręcznie i emocjonalnie, przez co wpada często w zbędne i karkołomne polemiki, które więcej szkodzą niż naprawiają. Tłumaczyć to można silną i egotyczną osobowością, a przede wszystkim niezdrowym upolitycznieniem osoby byłego prezydenta. Zgoła inaczej rzecz ma się z przypadkiem Aleksandra Kwaśniewskiego, jak i całego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Niezrozumiałe jest zwłaszcza oburzenie na IPN w związku z ujawnieniem agenturalnej działalności Kwaśniewskiego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby treść publikacji wartościowała lub osądzała, oskarżała esbeków o śmierć Pyjasa, czy ks. Popiełuszki, lub uznawała nielegalny i tym samym zbrodniczy charakter Stanu Wojennego. W takim wypadku naturalnym byłoby bronienie dobrego imienia PRL-u przez dawnych członków nomenklatury. Na czym jednak polega oburzenie na stwierdzenie współpracy Aleksandra Kwaśniewskiego? Jest rzeczą powszechnie znaną, że był on członkiem PZPR, współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa była więc niczym innym jak naturalną działalnością mającą na celu wsparcie ustroju ludowego, z którym i tak był się związał politycznie. Co więcej, jaki jest sens bronienia generała Jaruzelskiego i decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego, a jednocześnie odżegnywanie się od działalności SB? Jest oczywistym, że ważną rolę odgrywa w tym sporze charakter socjalistycznego ustroju PRL-u. W przeciwnym wypadku, gdyby jedynym argumentem za słusznością decyzji Jaruzelskiego był patriotyzm i ochrona Polski przed interwencją Moskwy, poglądy Sojuszu nie różniły by się niczym od antyrosyjskiej postawy Jarosława Kaczyńskiego, a nawet ojca Rydzyka. Komunizm stanowi jednak filozoficzną całość, tak samo jak strzegące go instytucje Polski Ludowej. Jeśli politycy współczesnej lewicy zamierzają wybiórczo odwoływać się i bronić spadku po PRL-u powinni również zdeklarować, ile przejmują z myśli komunistycznej. Czas, by lewica określiła siebie samą. Jak na razie funkcjonuje coraz bardziej jak koteria najmitów politycznych, połączonych jedynie snobistycznym antyklerykalizmem.
Michał Bizoń
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka